Rozdział VII
Dziwne prawdy
- Chwileczkę, Potter.
Harry szedł właśnie schodami, kiedy dobrze znany głos Snape'a zatrzymał go w pół kroku. Chłopak jęknął. Gdzie była peleryna-niewidka, kiedy jej potrzebował? Oczywiście, Tom nadal miał ją przy sobie...
- Tak, panie profesorze? - Harry odwrócił się niechętnie i stanął twarzą w twarz z mistrzem eliksirów.
- Musimy porozmawiać, Potter.
Harry znał ten lodowaty ton aż zbyt dobrze. Zwykle zwiastował kłopoty dla Chłopca, Który Przeżył. Gryfon rozejrzał się, desperacko szukając czegoś w powietrzu, ale z zawodem stwierdził, że Toma nie było w pobliżu. Musiał pójść do pokoju wspólnego Ślizgonów razem z Zabinim.
Chłopak spojrzał na odzianego w czerń nauczyciela i zebrał się w sobie. Snape chciał z nim porozmawiać. Na Merlina! Zapewne nadal był pod wpływem eliksiru prawdy. Nie zapowiadało to niczego przyjemnego...
Snape stał przez chwilę w zupełnym milczeniu, a jego czarne niezgłębione oczy przeszywały duszę Harry'ego. Nagle powiedział cicho:
- Potter, potrzebujesz pomocy?
- Co? - Harry spojrzał na nauczyciela zdezorientowany. Czegokolwiek się spodziewał, na pewno nie brzmiało to tak. Czy to jakaś pułapka? - Jaką pomoc ma pan na myśli?
Snape rozejrzał się szybko. W zasięgu słuchu nie było nikogo innego. Pochylił się bliżej do Harry'ego i powiedział ledwie słyszalnym głosem:
- Czułem Czarnego Pana w twoim umyśle, Harry. Wtedy, w czasie lekcji obrony przed czarną magią. Co się z tobą dzieje? Dlaczego pozwalasz mu posiąść swoje myśli? Czy jesteś w niebezpieczeństwie?
Chłopak spojrzał na Snape'a ze zdziwieniem.
- Co? Dlaczego… - To dziwne zachowanie Snape'a zaczynało go ciekawić. Być może była to dobra okazja, aby uzyskać nareszcie kilka odpowiedzi. - Dlaczego obchodzi pana, czy jestem w niebezpieczeństwie? - Harry starał się pozbawić swój głos agresji, ale kiedy mówił do Snape'a, było to praktycznie niemożliwe.
Mistrz eliksirów westchnął i przetarł czoło dłonią, jakby zastanawiał się nad czymś męczącym.
- Dlaczego mnie to obchodzi? Och, na miłość Merlina, ty nieznośny smarkaczu, czy zawsze musisz pytać mnie o motywy? Ja tylko zaoferowałem ci pomoc, do cholery! Naprawdę jesteś najbardziej irytującym Gryfonem przemierzającym te korytarze od czasu Syriusza Blacka. Wiem, wiem, ludzie powtarzają ci aż do znudzenia, jak bardzo przypominasz ojca i matkę, ale przysięgam, że są chwile, kiedy jeszcze bardziej przypominasz swojego postrzelonego ojca chrzestnego. To pewnie dlatego czuję się, jakbyś wysysał ze mnie życie w czasie każdej rozmowy. Tak jak ty, pan Black zawsze interpretował wszystkie moje niewinne uwagi jako dowód czarnomagicznych ciągot. Strasznie... męczące.
Harry nie mógł powstrzymać uśmiechu. Snape pod wpływem Veritaserum był... zupełnie jak Snape na co dzień. Było to w pewnym sensie nieco uspokajające. Harry spojrzał z zaciekawieniem na pozbawioną wyrazu bladą twarz mistrza eliksirów.
- Zawsze się zastanawiałem... Po której stronie jest pan naprawdę: Voldemorta czy Dumbledore'a?
Snape milczał przez chwilę, po czym szepnął:
- Po żadnej z nich.
- Więc po czyjej? - Harry nie rozumiał, o co w tym wszystkim chodzi.
- Twojej - Nauczyciel odwrócił wzrok. - Zawsze po twojej stronie, Harry. Ze względu na twoją matkę. Oddam za ciebie życie, jeśli będzie to konieczne... - Głos Snape'a się załamał. Wydawało się, że waha się przez chwilę, ale potem jego ciemne oczy się zwęziły. - Będę też surowo karał za wykradzenie mojego Veritaserum. Zastanawiałem się, gdzie podziały się te fiolki, ale widząc moją nagłą potrzebę otworzenia przed tobą duszy, nie mam już żadnych wątpliwości. Gryffindor traci pięćset punktów.
Harry spojrzał na Snape'a i zakręciło mu się w głowie.
- Co?! Odbierasz mi pięćset punktów i uważasz mnie za nieznośnego smarkacza, ale mimo to chcesz za mnie umrzeć?
Przez chwilę stali w zupełnej ciszy. Nagle ledwo dostrzegalny uśmiech przebiegł przez twarz nauczyciela.
- Tak. Myślę, że tak właśnie sprawy stoją, Potter.
- Rozumiem - uśmiechnął się Harry. - To… Dobrze wiedzieć, profesorze. I nie musi się pan martwić tą mroczną postacią z moich myśli. Czarny Pan... nie jest już dla mnie żadnym zagrożeniem.
- Czyżby? - Mistrz eliksirów był niewzruszony. - To dość niezwykłe, prawda? A mówiąc o niezwykłych rzeczach, Potter... Dziś wieczorem rozmowy przy stole nauczycielskim były o wiele bardziej interesujące niż zwykle. Dowiedziałem się o swoich kolegach więcej niż kiedykolwiek chciałbym wiedzieć. Wygląda na to, że profesor Sinistra i centaur Zakała zajmują się czymś więcej niż tylko oglądaniem gwiazd, gdy spotykają się nocą w Zakazanym Lesie. Nie musiałem tego wiedzieć. Jeśli chciałbyś znać moje zdanie, to nie sądzę, żeby uczucie Flitwicka do Szarej Damy było normalne, a już na pewno nie była mi potrzebna wiedza o sekretnych ciągotach Minerwy McGonagall do kociego jedzenia.
- Co?!
- Podobno to o smaku łososia jest pyszne. Czasem zjada je na grzance. Z kolei profesor Dumbledore - kontynuował Snape tym samym beznamiętnym tonem - także miał dziś wiele do powiedzenia. Wydaje się, że jego uczucia do Chłopca, Który Przeżył są mniej ciepłe i sentymentalne niż większość z nas sobie wyobrażała, a zamysły dyrektora na przyszłość są raczej... przerażające. Profesor McGonagall musiała zostać przytrzymana, bo chciała, hmm, „wydłubać mu te błyszczące pokręcone oczy raz na zawsze", jak to ujęła. A sądząc po dzikim wyrazie twarzy i mamrotaniu profesor Sprout o ropie czyrakobulwy, nie byłbym wcale zdziwiony, gdyby w najbliższej przyszłości Dumbledroe zatruł się jednym ze swoich cytrynowych dropsów. Z pewnością dyrektor będzie musiał rano rzucić całkiem sporo uroków zapomnienia, by jakoś znów dogadać się z personelem.. A jeśli już mówimy o dyrektorze i utracie pamięci...
- Tak? - Harry starał się nie rumienić pod przenikliwym wzrokiem Snape'a.
- Dyrektor mówił dość obszernie o tym, że zgubił pewien pierścień. Ten, który zdziwił tak wiele osób podczas jego powitalnej przemowy. W pierścieniu tym znajduje się pewien niezwykły kamień. Pierścień zaginął, a dyrektor jest zdesperowany i zrobi wszystko, by go odnaleźć. Najdziwniejsze jest to, że po prostu nie pamięta kiedy i gdzie po raz ostatni go widział . Czy to nie ciekawe, Potter?
- Tak - wymamrotał Harry. - Bardzo... ciekawe.
Chłopak wstrzymał oddech, czekając, aż Snape oskarży go o kradzież pierścienia Dumbledore'a, ale nauczyciel tylko patrzył na niego przez dłuższą chwilę. Potem mistrz eliksirów szepnął:
- Jeśli zdarzy ci się znaleźć ten kamień, użyj go dobrze... To tyle, Potter.
...
- Co myślisz o tym wszystkim, Tom? - Harry podniósł się z poduszki i napił szampana, którego nalał mu Riddle. Smakował słodko i jasno, jak wrześniowe słońce zamknięte w szklance. Wydawało się, że wspomnienia Slughorna wzbudziły w Tomie nagłą tęsknotę za szampanem, bo gdy tylko wszyscy chłopcy w sypialni Harry'ego zapadli w magiczny sen, Riddle pojawił się tam z zakurzoną butelką i dwoma kieliszkami.
- O proroctwie? - uśmiech rozświetlił nieprawdopodobnie piękną twarz Toma. - Jeden nie może żyć bez drugiego? Odpowiedź jest chyba oczywista, mój drogi. Oznacza to, że należymy do siebie, ty i ja. – Zmierzwił dłonią i tak rozczochrane włosy Harry'ego. - Już na zawsze.
Chłopak poczuł dziwnie przyjemny dreszcz.
- Zostaniesz przy mnie na zawsze?
- Oczywiście, że tak. - Tom nalał sobie więcej szampana. - Nie licząc jutrzejszego poranka. Jest sobota i nie mamy zajęć, więc chyba mogę cię zostawić na kilka godzin i załatwić moje sprawy. Wrócę, gdy tylko będę mógł.
- Naprawdę musisz iść? - Harry poczuł ukłucie rozczarowania. Zdążył już zaplanować wypad do Hogsmeade. - Dokąd?
W odpowiedzi Tom tylko się roześmiał i pokręcił głową.
- Och, nie sądzę, żebyś chciał wiedzieć, Harry. Sprawy Czarnego Pana. Wygląda na to, że nie mogę zostawić Śmierciożerców bez nadzoru nawet na kilka dni, bo od razu wszystko psują.
Chłopak zadrżał.
- Nadal jesteś Voldemortem, prawda?
Tom położył szklankę na stolik nocny.
- A myślałeś, że nim nie jestem? - spytał cicho. Harry nie mógł odczytać wyrazu jego twarzy i spuścił wzrok.
- Nie, to nie tak... Po prostu...
- Po prostu co? - Tom dotknął lekko jego policzka.
- Nie chcę, żebyś nim był - szepnął Harry. - Chcę, żebyś był sobą. Po prostu Tomem.
- Rozumiem. – Riddle opadł na poduszki obok Harry'ego - Żadnych czarnych szat i smierciożerców? A ja tak dobrze wyglądam w czerni! - Jego srebrne oczy błyszczały. - Och, powinniśmy mieć chociaż kilku śmierciożerców, Harry, naprawdę powinniśmy. Każę im odrabiać za ciebie lekcje, jeśli chcesz.
Chłopak roześmiał się w odpowiedzi.
- Tak, Snape może robić moje zadania z eliksirów. Podoba mi się ten pomysł.
Tom uśmiechnął się.
- Mógłbym to zrobić, wiesz? Byłoby raczej zabawnie, chociaż... Kto wtedy zabije za mnie Dumbledore'a? Chciałem poprosić Draco, ale skoro go tu nie ma...
Harry potrząsnął szybko głową.
- Nie, Tom. Nigdy więcej zabijania. Nigdy więcej morderstw.
- Nigdy? - Tom wydawał się oszołomiony samą myślą. - Wiesz, że spełnianie twoich próśb zawsze sprawia mi przyjemność, ale postaraj się przez chwilę nad tym zastanowić. Bellatriks to doskonały zabójca.
Harry odwrócił wzrok.
- Wiem, Tom. Zabiła mojego ojca chrzestnego, Syriusza Blacka.
- Nigdy jej o to nie prosiłem - powiedział Tom cicho. - Robiła to z własnej woli, ale zapewniam cię, że już nigdy nie dopuszczę, żeby skrzywdziła twoich bliskich. Bella z pewnością mnie posłucha – jest mi całkowicie oddana, sercem i duszą.
- Zauważyłem. – Spojrzenie Harry'ego zatrzymało się na ciemnych lokach Toma - Ona cię kocha, prawda?
- Tak, oczywiście. - Tom wyciągnął leniwie rękę w kierunku butelki z szampanem. – Zostało jeszcze trochę, Harry. 1921 to jeden z moich ulubionych roczników, a ta butelka była bardzo dobrze przechowywana. Własnoręcznie wyniosłem ją z piwnic Ministerstwa. Cudownie być z powrotem w Hogwarcie, ale mam już serdecznie dość smaku dyniowego soku – musiałem go pić przez cały tydzień i chyba wystarczy mi na resztę życia. Tojest o wiele lepsze, prawda?
Harry napił się musującego napoju. Małe pęcherzyki zdawały się płynąć wprost do jego krwi i zaczął czuć lekkie zawroty głowy. Patrzył na piękną twarz Toma, teraz zarumienioną od szampana, a jego serce wydało z siebie cichy jęk.
- Kochasz ją?
- Kogo? - Tom zastanawiał się przez chwilę. - Och, masz na myśli Bellę? Nie, oczywiście że nie - skrzywił się - Co za niedorzeczny pomysł, mój drogi.
- Więc nigdy nie byliście... kochankami? Ty i Bellatriks? - Głos Harry'ego nie pracował najlepiej; brzmiał jakoś ochryple i śmiesznie.
- Kochankami? O tak, od czasu do czasu. - Tom usiadł na łóżku Harry'ego. - Och, ta myśl cię dręczy? Nie martw się. Poinformuję Bellę, że to się już nigdy nie powtórzy.
- Ee... w porządku. - Harry ukrył zarumienioną twarz w poduszce. Nie mógł nic poradzić na to, że właśnie zaczął się zastanawiać nad tym, ilu właściwie kochanków mógł mieć Czarny Pan. Chyba nie chciał znać odpowiedź na to pytanie.
- Wszystko w porządku? - wyszeptał mu Tom do ucha. - Chodź, skończmy szampana.
- Nie jestem jeszcze pełnoletni - wymamrotał Harry, ale usiadł i sięgnął po kieliszek. - Musimy łamać w tej chwili milion szkolnych zasad.
Tom roześmiał się. Wyglądał na szczerze rozbawionego.
- Zasady? Och, nie bądź śmieszny, Harry! Gdyby ktoś tu teraz wszedł i zobaczył Czarnego Pana w łóżku Harry'ego Pottera, to naprawdę nie sądzę, by był szczególnie zdenerwowany tym, że pijemy szampana. - Podniósł kieliszek. - Za nas, Harry. I za prawdziwe proroctwo.
...
- To dziwne - mruknął Ron, kiedy następnego ranka przechodzili obok klepsydr z punktami poszczególnych domów. - Mógłbym przysiąc, że Gryffindor miał wczoraj o wiele więcej punktów. - Skrzywił się na widok kilku samotnych rubinów leżących na dnie klepsydry. - Mieliśmy co najmniej tak dużo jak Ślizgoni i sporo więcej niż Hufflepuff i Ravenclaw. Wygląda na to, Gryffindor stracił setki punktów w ciągu nocy.
- Spytałam o to kilku profesorów - powiedziała Hermiona w zamyśleniu. - Ale nikt nie wie nic na ten temat. Szczerze powiedziawszy, wszyscy nauczyciele są dzisiaj dziwnie ogłupieni. Żaden z nich nie pamięta czegokolwiek z ostatniej nocy i nikt nie przypomina sobie, żeby odjął nam punkty. Dziwne, nieprawdaż?
- Hmm... - Harry poczuł, że się rumieni. - Obawiam się, że ja... wpadłem na Snape'a wczoraj w nocy.
Dziewczyna jęknęła.
- Naprawdę, Harry?! Musisz nauczyć się nie prowokować Snape'a! Co takiego mu powiedziałeś?
- Żałuję, że nie mogłem tego usłyszeć - mruknął Ron tęsknie. - To musiało być coś naprawdę dobrego, skoro tyle straciliśmy... Ile dokładnie punktów ci odebrał?
- Pięćset. Jestem... Przepraszam.
Ron gwizdnął z uznaniem.
- Pięćset? Nawet Fred i George nie zdołali stracić więcej niż trzysta w ciągu jednej nocy. - Objął Harry'ego ramieniem. - Chodź. Kupię ci piwo kremowe pod Trzema Miotłami, może to cię rozweseli. Poczekaj, aż Fred i George usłyszą! Będą pod wrażeniem.
Hermiona spojrzała chłodno na Rona.
- To nie jest śmieszne, Ronald. Gryffindor nie ma już praktycznie żadnych szans na zdobycie pucharu domów.
- Tak, jasne. - Ron nie wyglądał ani trochę na zmartwionego. - Bez obaw, Hermiono. Sama dobrze wiesz, że Harry na końcu roku zwykle robi coś na tyle niezwykłego, że wygrywa dla nas puchar. Jeśli zabijesz Sam-Wiesz-Kto do czerwca, to pewnie dostaniesz kilka tysięcy punktów, no nie?
Harry skrzywił się lekko.
- Przypuszczam, że tak. Chodź, kupimy kilka karaluchowych bloków, dobrze? Uwieram z głodu.
...
Karaluchowy blok był pyszny, a towarzystwo jeszcze lepsze. Harry bardzo się cieszył, mogąc śmiać się z Ronem i Hermioną nad kremowym piwem. Jeszcze weselej było, gdy odwiedzili wspólnie sklep Zonka. Harry przewrócił oczami, kiedy dostrzegł koszyk pełen sztucznych blizn w kształcie błyskawic, ale kupił po jednej dla Rona i Hermiony. Przyjaciele niezwłocznie przykleili je sobie do czół, śmiejąc się przy tym szaleńczo.
- Fałszywe mroczne znaki? - Hermiona zajrzała do innego pojemnika. - Nie mogę sobie wyobrazić, kto chciałby je kupić!
- Pokaż! - Harry wybrał znak, który wyglądał wyjątkowo złowieszczo. - Wezmę jeden. Znam kogoś, kto uzna je za śmieszne.
Hermiona uśmiechnęła się do siebie.
- A gdzie jest dzisiaj Draco? - zapytała od niechcenia. - Myślałam, że będzie chciał przyjść z tobą do Hogsmeade.
- Miał kilka rzeczy do zrobienia - powiedział Harry szybko. - Jestem pewien, że wkrótce do nas dołączy. - Chłopak zapłacił za zakupy, ale sklepikarz chichotał tak mocno, widząc, co kupił, że dwa razy pomylił się wydając resztę.
- O, widzę go! - wykrzyknęła Hermiona, kiedy wyszli na ulicę. - Popatrz, tam jest, Harry - za krzakami głogu.
- Dlaczego chowa się w krzakach? - mruknął Ron, ale dziewczyna go uciszyła.
Harry, który również dostrzegł błysk ciemnej szaty i płowych włosów wśród głogu, uśmiechnął się lekko.
- Zobaczymy, czy zechce się do nas przyłączyć...
Zbliżył się do krzaków głogu i odsunął kilka gałęzi.
W następnej chwili jego oddech zamarł boleśnie w płucach. Zobaczył dwie osoby, stojące tyłem do ulicy. We wrześniowym słońcu włosy Draco lśniły jak aureola. Ale Tom się nie odwrócił. Najwyraźniej nie słyszał, że Harry nadchodzi.
Był zajęty całowaniem Blaise'a Zabiniego.