W ramach Multifandom Multipairing Gospoda Party 2013 przedstawiam tekst :
Tytuł: O dwóch takich...
autor: euphoria
beta: Zilidya, którą wielbmy :*
fandom: Teen Wolf
pairing: Derek/Stiles
rating: +18
ostrzeżenia: totalne AU :)
dla Caramelka, bo podobno przeze mnie poznała chłopaków xD
Stiles nigdy nie sądził, że uda im się ze Scottem wyrwać z Beacon Hills. Może to była kwestia tego, że zbytnio nie przykładali się do nauki, a może po prostu przeświadczenie, że jako jedyne dzieci swoim samotnych rodziców są skazani na dożywotnie spędzenie czasu w domu rodzinnym.
Jakoś jednak – nie wiadomo, czy z Bożą, czy jakąś inną pomocą – pewnego dnia znaleźli się w samochodzie Stilinskiego z zapakowanymi rzeczami, w drodze ku wolności. A raczej innego miejsca zniewolenia, ponieważ obaj nie byli głupi. Wiedzieli, że gdziekolwiek się nie znajdą, przez kolejna lata będą musieli sporo zakuwać, żeby utrzymać swoje stypendia [dziękujmy Finstockowi, że był takim dupkiem i zmuszał ich do biegania ponad siły, bo lacrosse się w końcu opłacił].
Scott oczywiście bardzo żałował, że pozostali członkowie drużyny rozjechali się po innych uczelniach, ale Stiles nie miał do nich takiego sentymentu. Jackson nigdy nie podał mu piłki, bynajmniej nie dlatego, że Stiles grał na obronie, ale głównie przez to, że kiedyś – bardzo dawno temu – Stilinski nasmarkał na jego obrazek w podstawówce, i chociaż naprawdę nie był zbyt wiele wart, ubodło jego ego. Nikt nawet nie wiedział, że Stiles miał alergię na pyłki, a nauczycielka przyozdabiała całą salę jakimiś chobziami , których pochodzenia nikt nie znał. Naprawdę żałował czasem, że Jackson ich nie zjadł… Może okazałyby się trujące…
Zatem wszystko układało się idealnie. Melissa McCall wraz jego ojcem mieli czekać na telefon, gdy obaj wszystko poukładają. Scott zapewnił go, że na pewno dostaną wspólny pokój, bo przy okazji załatwiania różnych rzeczy poprosił o to bardzo mocno i z całego serca. A jeśli były nadprzyrodzone rzeczy, w które Stiles wierzył, jedną z nich na pewno była moc psiego spojrzenia McCall. Kobieta zarządzająca akademikiem nie miała szans już w chwili, gdy Scott podjął się tej misji.
Zatem ogromnym zaskoczeniem było, gdy zaraz koło nazwiska 'McCall' na drzwiach widniał napis 'Mahaelani', co musiało – po prostu musiało być – okropną pomyłką, bo to oznaczało, że WIELKA MOC SZCZENIACZKOWYCH OCZU minęła bezpowrotnie. Ktoś musiał ją skraść, zauroczyć Scotta… Cokolwiek…
― Co jest? ― spytał Stiles z drżeniem w głosie.
― Nie wiem. ― Scott był równie ogłupiały. ― Sprawdźmy w portierni…
Kiedy zeszli z powrotem na dół, siedząca za ladą kobieta wydęła wargi jakby od razu przygotowywała się do pierwszej batalii.
― Nie zmieniamy pokojów. I tak za dwa tygodnie zamieszkacie zapewne ze swoimi bractwami ― mruknęła zanim którykolwiek z nich zdążył otworzyć usta.
Musiała podobnych rozmów przejść setki o ile nie tysiące i Stiles nie był zaskoczony, że podchodziła do tego tak agresywnie.
Wymienili spojrzenia i Stiles westchnął. Po prawie dwugodzinnej podróży samochodem i wczorajszych pożegnaniach z ich rocznikiem potrzebowali łóżka, prysznica i jedzenia. Najlepiej w tej kolejności, co być może nie było higieniczne, ale na pewno potrzebne
― Dobrze. Zatem poda mi pani numer pokoju, w którym zakwaterowany jest Stiliński? ― spytał opierając się o ladę.
Kobieta wystukała szybko jego nazwisko na klawiaturze i zawahała się.
― Stilinski? S-T-I-L-I-N-S-K-I ? ― przeliterowała.
― Dokładnie.
Zamrugała kilka razy, po czym ponownie wbiła wzrok w ekran. Stiles zaczął przeczuwać kłopoty.
― Musiała nastąpić pomyłka. Jak masz na imię? ― spytała, więc Stiles sięgnął po portfel, bo tego przeliterować nie potrafił nawet on. Wyciągnął prawo jazdy i przesunął je do przodu, starając się, aby nikt inny nie dostrzegł tego kataklizmu, który znajdował się przed jego nazwiskiem.
Kobieta spisała toto litera po literze, ale komputer najwyraźniej nie wypluł jej tego, co oczekiwała.
― Przykro mi panie Stilinski, ale musiała nastąpić naprawdę wielka pomyłka. System zapisał pana jako… ― urwała, czerwieniąc się lekko ― Geneviev Stilinski.
Stiles zamrugał i spojrzał na Scotta, czując, po prostu wiedząc, że zaraz kogoś zamorduje.
― McCall… ― zaczął groźnie. To Scott składał za nich cholerne podania o zakwaterowanie.
― Tego naprawdę nie da się napisać ― odparł pospiesznie jego przyjaciel.
Postanowił odłożyć tę dyskusję na później.
― Czy zatem możemy wprowadzić korektę? ― spytał ponownie kobiety.
― Nie mamy pokoi. Ani jednego wolnego. Został pan zakwaterowany na piętrze dla dziewcząt ― dodała natychmiast. ― Ale to chyba nie będzie problemu. W końcu wy studenci… ― próbowała ewidentnie go pocieszyć.
Scott nie miał nawet na tyle przyzwoitości, żeby nie czknąć rozbawiony. Stiles nie cierpiał kobiet. Nie w ten sposób, że ich nienawidził. Nie był mizoginem. Po prostu był gejem, a to powinno wszystko tłumaczyć.
― Cholera! ― warknął tylko i zabrał oferowany klucz.
W końcu to miało być tylko dwa tygodnie aż przystąpią do bractw.
Współlokatorka Stilesa okazała się miłą i uroczą dziewczyną, która robiła pranie, sprzątanie, gotowanie i ich pokój pachniał jak stokrotki. Stiles nienawidził tego już w chwili, gdy z okrzykiem: "witaj Geneviev" powitała go w drzwiach. Potem było kilka długich minut konsternacji, jeszcze dłuższe wytłumaczenia i na koniec zapewnienie, że może spać spokojnie, bo Stiles jest gejem. Dziewczę, Allison, przyjęła to nadzwyczaj dobrze. Chyba głównie dlatego, że gapiła się cały czas na Scotta i mogło jej umknąć, co Stiles właściwie do niej mówił. Wcale jej się nie dziwił. Gdyby Scott nie był dla niego jak brat, zapewne sam gapiłby się na niego godzinami.
Allison studiowała sztukę i miała sporo homoseksualnych przyjaciół, których chciała wtrącić do łóżka Stilesa, więc przez pierwsze dwa tygodnie niemal starał się unikać kafeterii i stołówki, bo Argent tam najczęściej na niego czatowała. Skutkiem tego schudł. Nienawidził, gdy ktoś traktował go stereotypowo. Skoro był gejem na pewno musiał przespać się z każdym o podobnej orientacji w odległości dwudziestu kilometrów od swojego łóżka.
Nie żeby nie miał takich planów, ale kategorycznie odmawiał takiego przedmiotowego traktowana. Miał swoją godność.
Kiedyś, kiedy rozmawiali ze Scottem o tym, jak będą zaliczać na studiach, raczej nie brali pod uwagę tego, że Stiles utknie w pokoju z dziewczyną, która będzie podobać się McCallowi, a ten z chłopakiem, który co prawda nie podobał się Stilesowi, ale był gejem. Z Dannym można byłoby mieszkać. W końcu obaj dogadaliby się jakoś. Mahaelani przynajmniej nie przywiózł z domu muślinowych firanek.
Stiles nie cierpiał kobiet.
Kiedy rozważali ze Scottem, jak będzie wyglądać ich pierwszy rok, Stiles na pewno nie wpadłby na to, że będzie najsławniejszą personą na kampusie, znaną głównie jako "szczęściarz z piątego piętra". Lotem błyskawicy rozniosła się wieść, że został zakwaterowany jako kobieta i w zależności od bractwa albo go nie znoszono, bo miał dostęp do nowego narybku uczelni, albo czczono – dokładnie za to samo.
Nie było to jednak zbyt pomocne w kontaktach z ludźmi, ponieważ już pierwszego dnia przylgnęło do niego „Geneviev" i teraz po dwóch tygodniach, wciąż nie chciało się odczepić.
Kończył się okres przejściowy i coraz więcej pokoi na ich piętrze robiło się pustych. Ludzie przenosili się do budynków bractw, żeby powoli wdrażać się w życie uczelni i nawet Scott zaczął przebąkiwać coś o tym, że on i Danny trafili do wspólnego Alfa Kappa Alfa – cokolwiek to znaczyło. Stiles wiedział tylko tyle, że jak na razie nikt nie chciał z nim gadać, co nie wróżyło dobrze.
― Muszę znaleźć bractwo ― warknął pewnego dnia do Scotta. ― Na piętrze zostaną niedługo same brzydkie dziewczyny ― dodał załamany.
― Przecież nie lubisz kobiet ― zdziwił się McCall.
― To, że nie odczuwam do nich pociągu seksualnego nie znaczy, że nie jestem estetą ― odwarknął, sięgając po laptop. Zajęcia zaczęły pochłaniać coraz więcej jego wolnego czasu i nawet podczas przerw musiał przeglądać maile, w razie gdyby wykładowca podesłał im coś przed zajęciami.
Deaton być może i był czarodziejem od komputerów, ale był cholernie wymagający. Zresztą mało kto mówił o nim po nazwisku. W większości nazywano go "Chaosem", bo coś takiego wzbudzał podczas każdych zajęć. Znali go prawie dwa tygodnie i facet zdążył przysłać im instrukcje do programów po węgiersku, portugalsku i niemiecku. Jeden z kolegów Stilesa nawet poprosił o jakieś wskazówki, a facet bez zastanowienia na żywo przetłumaczył im całość. Z węgierskiego. Poważnie.
― Ale ty się nie krępuj ― dodał Stiles. ― Przeprowadźcie się Dannym i pamiętaj, żeby czasem do mnie zaglądać.
Scott posłał mu swoje psie spojrzenie, które jakimś cudem jednak nie utraciło swojej mocy, bo Stiles po prostu nie mógł się na niego denerwować.
Wiedział, że ten dzień musiał nadejść. Allison, w końcu zirytowana jego wewnętrzną socjopatią, straciła cierpliwość i niemal siłą zaciągnęła go na imprezę swojego przyszłego bractwa. No dobrze, może nie siłą – chociaż po tym jak opowiedziała mu o swojej ciotce, Kate, która walczy w klatkach – nie wątpił, że byłaby w stanie to zrobić. Allison użyła podstępu. Była sobota wieczorem i wymogła na nim obietnicę, że sprawdzi komputer głowy ich bractwa, jakiejś Laury.
Dom Omeg znajdował się prawie na końcu kampusu, więc podjechali jego jeepem. I Stiles niemal z miejsca pokochał okolice. Omegi starały się zgrywać na niezależne kobiety, w odróżnieniu od Bet, które prawie w całości stanowiły drużynę cheerlederek, więc ich budynek nie posiadał jakiejś zbędnej ornamentyki. Surowca cegła była być może trochę zimna, ale elegancka.
Dokładnie tymi samymi słowami określiłby Laurę, gdy ją spotkał. To znaczy nie nazwałby ją surową cegłą, ale zimna i elegancka pasowało jak znalazł. Laura nie była zbyt wysoką kobietą, ale doskonale wiedziała czego chce. Poziom jej sarkazmu przewyższał też normalne ludzkie stężenie, więc Stiles odkrył kolejną nadprzyrodzoną moc, którą należało czcić – IRONIĘ LAURY.
― Tylko nie otwieraj plików, to dokumentacja chrztów naszych nowych nabytków ― uprzedziła go, gdy wręczyła mu wysłużonego laptopa.
― Jakoś nigdy nie pociągało mnie lesbijskie porno ― odparł, bo cholera była sobota wieczorem i siedział przed komputerem, zamiast wyjść gdzieś ze Scottem i zostać jego jak zawsze skrzydłowym.
― Patrząc na ciebie to wątpię, żeby coś poza porno spotkało cię w życiu pozytywnego ― odbiła piłeczkę i rozsiadła się na łóżku.
― Auć, prawie zabolało ― mruknął. ― Biorąc pod uwagę, że właśnie blokujesz moje rozbuchane libido, więżąc w tym przybytku feministek, raczej nie powinnaś mi tego wytykać ― dodał, poprawiając okulary.
Komputer przyblokowały wirusy, dysków nikt nie czyścił od miesięcy, więc mógł się prawie założyć, że zajmie mu to pół nocy. Genialnie.
― Dobrze powiedziane. ― Laura pokiwała głową. ― W którym bractwie jesteś? ― spytała już odrobinę mniej agresywnie.
― Na razie w żadnym ― przyznał szczerze, ignorując chichoty, które dochodziło do niego zza zamkniętych drzwi.
― Dziwię się, że nikt cię nie zwerbował ― dodała, a Stiles po prostu wzruszył ramionami, nie kwapiąc się nawet o to by odpowiadać. ― Poważnie ― podkreśliła. ― Inteligentny, wygadany i jestem pewna, że kreatywny ― skomplementowała go.
― I uwięziony na piętrze z samymi kobietami ― dopowiedział. ― To ja jestem TYM współlokatorem Allison ― dodał, wstukując w klawiaturę kolejne kody. Miał nadzieję, że uda mu się ściągnąć chociaż jednego antywirusa prócz tego, co Laura miała na komputerze. Nie chciał robić niczego ręcznie, bo to zajęłoby wieki.
― Och, to ty ― parsknęła szczerze rozbawiona i Stiles pomyślał, że nienawidzi jej jeszcze bardziej. ― Allison nie wspominała, że jesteś tak uroczy i zabawny.
Stiles zignorował jej słowa i westchnął, gdy wystąpił błąd przy instalacji. Miał przerąbane.
― Będziesz mogła się o tym przekonać, bo o ile nie pozwolisz mi zabrać komputera do mojego akademika, będę musiał zostać tutaj na noc. Nie wiem, co ściągałaś i nie chcę wiedzieć ― dodał od razu. ― Nie czyściłaś dysków od pewnie trzech lat. ― Spojrzał na nią, a Laura skinęła głową, że zapewne ma rację. ― Będziesz fatalną matką ― mruknął pod nosem.
Laura parsknęła i odchyliła się na swoim krześle.
― Jesteś w błędzie, potrafię dbać o moje stadko ― powiedziała, wskazując na zamknięte drzwi, skąd dalej wydobywały się podejrzane dźwięki.
― Powiedzmy, że nie jestem w temacie, ale jeśli jeszcze raz będzie się coś działo z twoim komputerem, po prostu do mnie zadzwoń. Allison ma numer ― dodał, ściągając z siebie koszulę, a zostając w samym podkoszulku z tarczą strzelniczą.
Laura wychodziła od czasu do czasu, zostawiając go samego i sprawdzając chyba co dokładnie robią pozostałe siostry. Jedyną dobrą stroną pozostania w ich domu był stały dostęp do piwa i ciasto, które na pewno upiekła Allison. Gdzieś około północy, gdy prawie oczyści pierwszy dysk, wszystko ucichło. Laura wsunęła się z powrotem do pokoju, ale zostawiła drzwi otwarte, jakby chciała słyszeć, co dokładnie dzieje się na dole. Wcale jej się nie dziwił. Cały parter zajmował salon i kuchnio-jadalnia, wyposażony w dość drogi sprzęt audio-wizyjny, chociaż Stiles wątpił, by dziewczyny potrafiły go odpowiednio wykorzystać. Na półce, gdzie stały płyty DVD nie widział żadnych gier. Wyłącznie komedie romantyczne oraz instruktaż aerobiku.
― Muszę coś wgrać. Czy będzie to teraz możliwe? ― spytała go po chwili, trzymając w dłoni kartkę pamięci aparatu.
― Nie, jeśli nie chcesz spowolnić mojej pracy i utracić danych ― mruknął. ― W moim pokoju jest komputer. Jeśli chcesz dam ci klucz. To tutaj naprawdę zajmie jeszcze parę godzin ― ziewnął.
― Potem wyślę Allison ― stwierdziła. ― Zresztą zaraz będę miała zdjęcia ― dodała z diabelskim uśmieszkiem i Stiles naprawdę nie chciał wiedzieć, co jest na nośniku pamięci.
― Yhy ― mruknął, odwracając się z powrotem do ekranu i analizując komunikat.
Na dole zrobiło się odrobinę głośniej. Gdziekolwiek nie poszły wcześniej, Omegi właśnie wracały. Dochodziła prawie druga w nocy, więc Scott pewnie w najlepsze rozsiewał swój czar. Alfy miały mieć dzisiaj imprezę zapoznawczą dla nowoprzyjętych.
Laura wyszła bez słowa, zabierając puste butelki, a po chwili Stiles usłyszał, jak drzwi na dole zostają niemal wyrwane z zawiasów. Instynktownie wypadł z pokoju, zabierając po drodze miotłę i podszedł do schodów. Na środku salonu, plecami do niego stał cholernie wysoki, dobrze umięśniony mężczyzna, który dość boleśnie ściskał nadgarstek Laury. Dziewczyna oczywiście nie wyglądała na przerażoną i uśmiechała się do niego kpiąco, ale pozostałe siostry zamarły, gdy facet warknął.
― Laura, ale z ciebie suka! Chcę dostać te zdjęcia natychmiast, bo jak nie… ― Nie dokończył, bo cholera, ale nikt nie będzie groził kobiecie w obecności Stilesa.
Stilinski zeskoczył z połowy schodów, powalając przeciwnika na ziemię i przyblokował jego bark miotłą, zakładając pierwszą dźwignię, której nauczyła go dla zabawy Allison.
Laura wylądowała gdzieś dalej na dywanie, więc spojrzał na nią szybko.
― Dzwoń na policję! ― rzucił, ale dziewczyna spoglądała na niego w szoku.
Tymczasem mężczyzna podniósł się, czego Stiles się obawiał najbardziej i po prostu zepchnął go z siebie na podłogę. Stilinski nie namyślając się długo, kopnął go pod kolanem, posyłając z powrotem na dywan i usiadł na nim okrakiem, starają się za wszelką cenę wykorzystać swoją marną wagę. Miałby większe szanse, gdyby nie schudł przez Allison i jej ciągłe nagabywania w stołówce.
― Nikt nie będzie groził Laurze ― warknął, a potem zdał sobie sprawę, że mężczyzna patrzy na niego kompletnie zaskoczony i nawet nie stara się bronić, za co dziękujmy wszelkim mocom, bo Stiles był pewien, że mógłby go powalić jedną tylko ręką. Nie wiedział, ile facet spędza na siłowni, ale na pewno był to czas zbliżony do tego, który Stiles marnotrawił na gry komputerowe.
Laura parsknęła nagle rozbawiona i z jej oczu poleciało kilka łez, gdy w końcu się podniosła.
― Stiles, czy możesz zejść z mojego brata? ― poprosiła, więc zamrugał i spojrzał jeszcze raz w dół na ciemne gęste brwi i dobrze zarysowaną szczękę.
― Kto to, u licha, jest? ― warknął tamten, ściągając z ramion ręce Stilesa.
Laura westchnęła i rozłożyła dłonie bezradnie na boki.
― Sądzę, że nasza nowa siostra ― dodała.