W całości zbetowała okularnicaM, której serdecznie dziękuję za włożoną pracę! :*
Bale Ministerialne po zakończeniu wojny miały w sobie coś nurzącego. Początkowo jeszcze zapraszano całą ich trójkę, więc wśród przyjaciół i z Ginny u boku czuł się bezpiecznie. Lawirował wśród tłumów jednakowych twarzy czując się wyjątkowo nieswojo, ściskając podawane mu dłonie. Nazwiska przelewały się, a każdy chciał być zapamiętany. Kilka razy to Ginny ratowała go z opresji, szepcząc podpowiedzi, ale kiedy się rozeszli, został sam na placu boju, tak jak wtedy gdy Voldemort zażądał walki jeden na jednego, by udowodnić swoją przewagę nad dziewiętnastolatkiem. I… przegrał.
Czarodziejski świat był wolny, a on po ponad roku wciąż brał udział w balach i uroczystościach, odciągając swoją karierę aurora w czasie. Ron zdał już do Akademii nie mogąc czekać dłużej, a Hermiona podjęła pracę w Ministerstwie. Pół roku temu był na ich ślubie, spodziewali się pierwszego dziecka.
- Panie Potter – usłyszał cichy głos Lucjusza Malfoya.
Kiedy twoje własne życie prześlizguje się przez palce, dostrzegasz ludzi, którzy potrafią czerpać pełnymi garściami z każdej chwili. Harry szybko zdał sobie sprawę, że Malfoy nie był płotką wśród rekinów. To właśnie Lucjusz przejął zadanie szpiegowania Voldemorta, gdy Severus Snape został zamordowany, i niedawno dostał nominację do Wizengamotu jako wynagrodzenie za zasługi. Bez zbędnego tracenia czasu przyjął szybko propozycję, stając się nie tylko jednym z najbogatszych, ale też wpływowych czarodziejów. Harry przyglądał się jego poczynaniom od czasu do czasu, nie wierząc w tak szybką przemianę despotycznego Ślizgona, ale niedawna śmierć Narcyzy zmieniła jego zdanie w stosunku do mężczyzny.
- Panie Malfoy – odpowiedział grzecznie, sącząc drinka.
Wino odprężało go, przyjemnie rozgrzewając od środka. Nawet nie zauważył, że Lucjusz po lekkim powitaniu wciąż stoi obok niego, jakby się nad czymś poważnie zastanawiał.
- Co u panny Weasley? – spytał cicho.
Harry zaklął w myślach, zdając sobie sprawę, że po raz pierwszy przyszedł bez Ginny. Opuścił przyjęcie u Amelii Bones w tamtym tygodniu, nim ktokolwiek zobaczył go w holu, czując się zbyt rozbitym własnymi myślami, by stawiać czoło światu. Jednak z balu charytatywnego na rzecz sierot nie mógł zrezygnować. Wciąż był odpowiedzialny za czarodziejski świat, czy tego chciał czy nie.
- Zapewne przeczyta pan w Proroku Codziennym za parę dni, że rozstaliśmy się w zgodzie i pełnej przyjaźni. – Pozwolił sobie na sarkazm.
Wargi Malfoya wygięły się w delikatnym uśmiechu.
- Rozumiem – szepnął, obserwując tłum. – Rozumiem też, że mam tego nie mówić głośno, by banda rozwrzeszczanych fanek, nie zabarykadowała się pod pańskimi drzwiami.
Harry roześmiał się na głos, zwracając uwagę kilku osób wokół.
- Z rozwrzeszczanymi fankami jakoś sobie radzę. Gorzej byłoby się wymigać od córek, któregoś z obecnych tutaj. – Powiódł wzrokiem po sali po brzegi wypełnionej czarodziejami w tradycyjnych szatach.
Sam nie zważając na konwenanse był w smokingu, który wybrała mu Hermiona.
- Tak, sam zaczynam żałować, że nie mam córki – parsknął Malfoy.
Harry przestał obserwować salę i przyjrzał się uważniej mężczyźnie stojącemu z nim. Współpracował z Lucjuszem ponad trzy lata, a potem przez kolejny rok widywali się przynajmniej raz w tygodniu, ale po raz pierwszy zamienili z sobą więcej niż cztery zdania. Dotąd można było rzec, iż omijali się szerokim łukiem, jakby wyczuwając delikatną niechęć. Obecne zachowanie mężczyzny wzbudziło więc niepokój Pottera, którego życie zazwyczaj zależało od takich anomalii jak obecna rozmowa.
Milcząc wpatrywał się w twarzy Malfoya, jakby chciał go rozszyfrować, ale Ślizgon uśmiechnął się tylko kącikami ust.
- Co u Draco? – zaryzykował pytanie, pamiętając jak chłopak ciężko przeżył śmierć matki.
Cień przeszedł przez twarz Lucjusza, ale szybko się opanował.
- Jest we Francji. Wróci na wiosnę – uciął krótko temat.
Malfoy zabrał z tacy przechodzącego kelnera dwa kolejne kieliszki; szampana dla siebie i czerwone wino dla Harry'ego. Lekko skinął głową, by Potter podążył za nim, a gdy upewnił się, że tak jest w rzeczywistości, zniknął za drzwiami gabinetu Amelii.
- Nie jestem pewien czy to właściwe – mruknął Harry. Od początku balu pragnął zniknąć gdzieś z widoku, ale znał tylko pierwsze piętro rezydencji i nie bardzo wiedział, gdzie mógłby się zaszyć.
- Amelia udostępniła mi ten gabinet na dzisiejszy wieczór – wyjaśnił Lucjusz rozsiadając się wygodnie w fotelu.
Harry nie mając innego wyjścia usiadł na jednym z krzeseł.
- Myślał pan o przyszłości, panie Potter? – podjął nagle temat Malfoy.
Harry wiedział, że będzie to zmierzać w dwóch kierunkach: polityki albo przyszłości i polityki. Najwyraźniej Lucjusz postanowił być bardziej subtelny.
- Jak każdy dwudziestolatek po wojnie, panie Malfoy – odparł wymijająco.
- Kurs aurorski, słyszałem. – Mężczyzna odchylił się na fotelu, dopijając szampana. Szybko jednak przywołał whiskey ze stoliczka obok i postawił na biurku dwie szklanki. – Coś dla prawdziwych mężczyzn – dodał, a Harry nie był pewien czy Malfoy mówi o alkoholu czy kursie aurorskim.
- Wolałbym zostać przy winie i nie widzieć niestosownych zdjęć jutro w Proroku.
- Prosto stąd aportujemy się do domów. Nie musi pan wracać do tych marionetek – zakpił Lucjusz, pociągając solidny łyk ze szklanki. – Zresztą, pewne rozmowy powinno prowadzić się przy alkoholu – wytłumaczył.
Harry zawahał się, smakując płyn na języku. Whiskey rozeszła się lekko szczypiąc jego usta, ale aromat był niezwykły. Bukiet, w którym znalazła się nutka dębu i wanilii, wciąż pozostawał lekko cytrusowy, ale majestatyczny.
- O czym chciał pan ze mną porozmawiać, panie Malfoy – spytał szybko, zdając sobie nagle sprawę, że to ostatnia rozmowa jaka go dzisiaj czeka.
- Rozumiem, że jak na Gryfon przystało chciałby pan wyłuszczenia prosto i zwięźle całych skomplikowanych implikacji politycznych? – Brwi mężczyzny uniosły się w rozbawieniu.
Harry machnął ręką.
- Za dwa tygodnie Wizengamot zaproponuje panu wstąpienie do zgromadzenia. Chcielibyśmy, żeby się pan nie wahał w tej kwestii. To niezwykłe wyróżnienie dla czarodzieja w tak młodym wieku – urwał.
- Chcecie większego poparcia społeczeństwa – odgadł Harry.
Lucjusz zaśmiał się krótko.
- A Draco twierdził, że nie ma pan zmysłu politycznego.
- A Ron dalej twierdzi, że ten kolor włosów jest sztuczny.
Lucjusz pociągnął kolejny łyk ze szklanki, a Harry bez wahania poszedł w jego ślady. Milczeli, siedząc w półmroku i obserwując dopalające się świece.
- Dlaczego to właśnie pan jest posłańcem?
- Rada doszła do wniosku, że ze względu na długi staż znajomości, musi nas łączyć pewna nić porozumienia – odparł Malfoy nie odrywając wzroku od płomienia.
Jego spojrzenie stało się odległe i przepełnione melancholią. Czymś czego Harry nie potrafił nazwać, ale sam często odczuwał podobnie po wojnie, wspominając tych, którzy odeszli.
- Severus uwielbiał whiskey – rzucił nagle Lucjusz.
- Wiem dlaczego, jest wyborna – przyznał cicho Potter.
- Bynajmniej Severus nie był smakoszem alkoholu – zaprzeczył Lucjusz szybko. – Ale sentyment, panie Potter, to najgorsze upokorzenie dla Ślizgona – dodał już poważniej. – Dlatego też mam nadzieję, że smakuje panu whiskey nie ze względu na kolor włosów panny Weasley – zwrócił mu uwagę.
Faktycznie płyn w szklance był rudy, przypominając do złudzenia barwę loków Ginny i jego matki.
- Ale zmieńmy temat. Mam nadzieję, że pojmuje pan wagę propozycji i jej niezwykłość – rzucił sucho Malfoy. – To otworzy panu wszystkie drzwi…
- I zamknie inne… - przerwał mu niezbyt grzecznie, zdejmując okulary i rozluźniając muszkę, która boleśnie wpijała mu się w szyję. Spojrzał niepewnie na ponownie pełną szklankę whiskey i z trudem próbował doliczyć się ile wina wypił wcześniej. – Nie oszukujmy się, panie Malfoy. W Hogwarcie inaczej wyobrażałem sobie moją przyszłość. Na pewno nie sądziłem, że Dumbledore zginie i nie dopuszczałem takiej możliwości, że manipulował mną od lat – powiedział pewnie, widząc zrozumienie w szarych tęczówkach. – Wolałbym nie stać ponownie w centrum wydarzeń i odsapnąć na jakimś cichym obozie szkoleniowym dla aurorów, gdzie nie wpuszczono by dziennikarzy i nie musiałbym stać prosto, ściskać dłoni nieznanych mi ludzi…
- Człowiek jeśli musi, przystosuje się do wszystkiego – przerwał mu Malfoy. – A uczestnictwo w czymś takim jak Wizengamot… To nie jest najgorsza wizja z możliwych. Wręcz przeciwnie, panie Potter. I proszę pamiętać, że to propozycja jednorazowa.
- Przeważnie mam jedną szansę, panie Malfoy – przypomniał mu.
- I przeważnie się panu udaje, panie Potter. Co nie znaczy, że będzie tak w tym przypadku. Proszę zaufać człowiekowi, który zauważył kilka pańskich błędów wcześniej niż ktokolwiek inny i znał zakończenie pewnych spraw zanim pan choćby pomyślał o jakimś planie B.
Harry upił ze szklanki niewielki łyk, odsuwając ją od siebie na wyciągnięcie ręki. Przyzwyczajenie sączenia wina co kilka minut przy mocniejszych alkoholach zdawało się być samobójstwem.
- Nie będę pytał o co panu chodzi – westchnął, przypominając sobie twarzy Ginny, gdy rozstawali się prawie dwa tygodnie temu. – Jednak nie zmienię mojej decyzji.
- Brnie pan w zaparte.
Harry poczuł jak jego wargi wyginają się w uśmiechu. Sięgnął po whiskey, ale w połowie drogi się zatrzymał, zabierając z biurka tylko okulary. Kiedy odzyskał ostrość widzenia napotkał pełne zamyślenia spojrzenie Malfoya.
- Zawsze się pan tak kontroluje? Czasami chwila zapomnienia pomaga, a następnego dnia można dostrzec wyraźniej pewne sprawy. Pod zupełnie innym kątem.
- Powiedział jeden z najbardziej niewzruszonych ludzi jakich znam.
Malfoy wydął wargi i westchnął wypijając do dna whiskey. Sięgnął po szklaną karafkę i nalał sobie kolejną porcję napoju, sącząc tym razem wolniej. Rozpiął górne guziki szaty i makiety koszuli, którą miał pod spodem. Po czym spojrzał wymownie na szklankę Harry'ego.
Ten bez słowa upił trochę, zastanawiając się do czego to wszystko prowadzi.
Kilka godzin później, gdy odgłosy przyjęcia ucichły i ostatni goście aportowali się do domu, drzwi gabinetu otworzyły się. Amelia Bones wsunęła się do środka, szeleszcząc długą suknią i zatrzymała się wprost przed biurkiem.
- Pani Minister – mruknął Harry na powitanie.
- Czy oprócz osuszenia zapasów whiskey mojego zmarłego męża, doszliście do jakiegoś porozumienia? – spytała sucho.
Lucjusz wstał niepewnie z fotela podnosząc z ziemi czarną szatę. Szara koszula, którą miał pod spodem była nieprzyjemnie zmięta. Harry nie prezentował się lepiej w spodniach od smokingu i niedopiętymi guzikami górnej części garderoby. Marynarka wisiała niedbale na oparciu fotela.
- Powiem skrzatom, by przygotowały dwa pokoje – dodała. – Gdyby Albus was teraz widział…
- To Albus doprowadził nas do tego stanu, pani Minister – westchnął Harry, nareszcie czując leczniczy wpływ alkoholu. Teraz nieskrępowanie mógł mówić i mówić, i nie obchodziło go jak zostanie odebrany. Czy ktoś go zrozumie. – Z całym szacunkiem – dodał.
Minister Magii zacisnęła wargi i spojrzała na Malfoya z wyrzutem.
- Jutro oczekuję wyjaśnień – rzuciła, wychodząc z gabinetu.
Chwilę później pojawił się skrzat, którzy drżąc, poprosił, by poszli za nim. Lucjusz zawahał się i spojrzał na Harry'ego jakby go oceniał.
- Weź butelkę – mruknął.
- Chcesz dalej pić? – zdziwił się Potter, chwiejnie wstając.
- I tak już jesteśmy na straconej pozycji…
- Możemy jej nie pogarszać – zauważył przytomnie Harry.
Malfoy zaśmiał się lekko.
- Uwierz, że w przypadku Amelii nie da się jej już pogorszyć…
Piętro wyżej i dwa pokoje z lewej Harry postawił butelkę whiskey na nocnym stoliku. Sięgnął do guzików koszuli, uwalniając się od ostatnich i ściągnął buty. Właśnie miał zabrać się za pasek spodni, gdy pukanie do drzwi przypomniało mu o Lucjuszu. Kiedy skrzat zaprowadził ich do dwóch osobnych pokoi zaczął wątpić czy Malfoy zdoła jeszcze wrócić. Co prawda obaj trzymali się nad wyraz dobrze, ale takie drobnostki jak orientacja w terenie mogłyby przeszkodzić nawet najpotężniejszemu czarodziejowi.
Zresztą, gdy nie pamiętało się, gdzie jest różdżka, nawet najlepsze zaklęcia nie pomagały.
- Proszę – powiedział.
Malfoy podobnie jak on w samej koszuli i spodniach, wkradł się do pokoju, ale zamiast cicho domknąć drzwi, trzasnął nimi, aż echo rozniosło się w pustych holu.
- Mam nadzieję, że rzuca zaklęcie wyciszające na sypialnie – zachichotał.
Harry zaśmiał się razem z nim starając się za wszelką cenę trafić na krzesło przy stoliku.
- Nie trudź się – poradził Malfoy. – Łóżko czy podłoga? – zapytał rzeczowo.
Harry otworzył szerzej oczy, żałując, że nie ma na nosie okularów, które dziwnym trafem zaginęły w drodze na piętro. Ogromny supeł zawiązał się w jego żołądku i nagle zdał sobie sprawę, że p raz pierwszy zaprosił mężczyznę do swojego pokoju, choć kilkukrotnie o tym marzył.
- Ja nie… - zająknął się.
Malfoy podszedł bliżej, wyjmując mu butelkę z dłoni i trącając go lekko ramieniem, wyminął. Usiadł na podłodze, opierając się plecami o ramę ogromnego łóżka.
- Chyba nie chcesz czegoś złamać. Amelia zabiłaby mnie zanim jakikolwiek magomedyk zdążyłby dotrzeć do dworu. – Malfoy spojrzał na niego niepewnie, zapewne nie wiedząc dlaczego Potter, stoi wciąż w tym samym miejscu.
Harry podszedł do Lucjusza z głupawym uśmieszkiem i zajął miejsce obok niego, zabierając mu z rąk butelkę. Pociągnął solidny łyk, oddając ją mężczyźnie.
- A chciałem spytać czy mamy szklanki – westchnął tamten teatralnie.
- Mógłbym coś transmutować, gdybym miał różdżkę.
- Pan Potter, zapomniał o kardynalnej zasadzie nie zdradzania wrogowi swoich słabych stron – stwierdził Malfoy, udając oburzonego.
- Nic mi nie zrobisz. – Harry wydął wargi, pociągając kolejny łyk.
Siedzieli tak blisko, że mógł poczuć oddech Lucjusza na skórze. Gorący i ciężki od alkoholu. Słodkawy, niemal lepki aromat uderzył w jego nozdrza. Przez chwilę zastanawiał się czy sam tak pachnie.
- Jaki pewny siebie – zakpił Malfoy, trącając Harry'ego.
- Nie bardziej niż ty – wyrwało mu się.
Usta Lucjusza ułożyły się w pełen zadowolenia uśmiech. Niemal identyczny z tym, który prezentował w szkole Draco. A jednak inny. Nie wyniosły, bardziej pewny siebie i własnych możliwości, świadomy panowania nad sytuacją.
- To podstawa stosunków międzyludzkich – szepnął mu do ucha. – Jeśli ty nie jesteś pewny, inni będą tobą kierować, piętrząc trudności.
- Jestem pewny – mruknął Harry, zastanawiając się jakim cudem wrócili do tematu Wizengamotu. – Nie będę…
- Wiem – przerwał mu Lucjusz. – Teraz zamierzam po prostu cieszyć się alkoholem – dodał, wyciągając nogi przed siebie. – Jednak dalej uważam, że jesteś zbyt pewny siebie. Nie doceniasz przeciwnika.
- Jesteś pijany. Nie rzucisz żadnego skutecznego zaklęcia – wyjaśnił beztrosko Harry.
- Zapominasz, że jestem silniejszy – odbił piłeczkę Lucjusz i jakby dla potwierdzenia swoich słów, przygwoździł Pottera do podłogi.
Harry chwilę się wyrywał, ale zacieśniający się coraz bardziej uchwyt odbierał mu swobodę ruchów. Wygimnastykowane uda mężczyzny przycisnęły się do jego nóg i ten sam słodkawy zapach owionął mu twarz. Supeł w żołądku Harry'ego zacisnął się niemożliwie mocno i zaczął promieniować ciepłem. Wyostrzył jego zmysły, bo Potter mógł poczuć teraz każdy włosek na rękach Malfoya, dotyk jego skóry, zaciskające się na ramionach palce… Jasne kosmyki włosów łaskoczące go w twarz, które w ciemności wyglądały na prawie bezbarwne.
- I co teraz, panie Potter? – wyszeptał tuż przy jego uchu.
Pochylił się nad nim, przypadkowo ocierając o siebie ich klatki piersiowe, a cichy niekontrolowany jęk wydobył się z ust Harry'ego nim zdążył go zdusić. Lekkie zaskoczenie zagościło w szarych oczach mężczyzny, nim kolejny przebłysk pewności nie zastąpił jego miejsca. Palce na ramionach rozluźniły się i Lucjusz zsunął się niżej, pozwalając swojemu ciału na ułożenie się na spiętym Potterze. Trącił jego nos swoim i przez kilka naprawdę długich chwil oddychali tym samym powietrzem, przesiąkniętym alkoholem i napięciem.
Harry obserwował nerwowo leżącego bez ruchu mężczyznę, który zdawał się czekać na jego ruch. Mógł zobaczyć każdą żyłkę pod bladą skórą i maleńkie zmarszczki w kącikach oczu. Spokojna twarz w niczym nie przypominała maski, którą przeważnie obserwował podczas przyjęć. Zresztą upijając się, złamali wszelkie niepisane zasady i reguły, dotyczące ich wcześniejszych spotkań.
Teraz jednak nie czuł w żyłach alkoholu.
Wystarczyło się posunąć o krok dalej, by dać upust ciekawości.
- Puść moją rękę – poprosił cicho Harry.
Szare oczy przez chwilę przestały błyszczeć, gdy wąskie palce zsuwały się po ramieniu, aż do nadgarstka, by całkiem oprzeć się na podłodze. Mężczyzna uniósł się zapewne z zamiarem zsunięcia się, ale Potter już podjął decyzję, odgarniając wolną ręką kilka kosmyków włosów i obrysowując wąskie usta kciukiem. Lucjusz zamarł w połowie ruchu.
- Jeśli puścisz moją drugą rękę, będę mógł cię objąć – szepnął Harry.
Palce mężczyzny ponownie rozluźniły się, ale zamiast, jak Potter przypuszczał, dać mu swobodę ruchów, obie dłonie złapały go za nadgarstki i ponownie unieruchomiły. Lucjusz promieniował zadowoleniem, choć jego wargi ledwie drgnęły, gdy przyszpilił zaklęciem ręce Harry'ego do ramy łóżka.
- Co robisz? – spytał lekko zdezorientowany chłopak, próbując wyrwać dłonie.
- Przejmuję inicjatywę – odparł rozbawiony Lucjusz.
Harry wyrywał się przez kilka chwil rejestrując tylko, że Malfoy opuszkami palców gładzi skórę na jego brzuchu, kolistymi ruchami przesuwając się ku górze. Usta mężczyzny tymczasem całowały pokrytą lekkim zarostem szczękę, jakby miał cały czas tego świata. Pieszczota była delikatna i subtelna. Sama w sobie drażniła, ale jej powtarzalność doprowadzała powoli do wrzenia. Supeł w żołądku Harry'ego rozwiązał się w momencie, gdy przestał się denerwować. Czerpał z pewności drugiego mężczyzny i pławił się w niej. Uspokajała go.
Tymczasem pieszczota stawała się coraz bardziej drażniąca. Ciemne włoski na brzuchu Harrry'ego zdawały się być naelektryzowane, a skóra mrowiła w miejscach, które odwiedzały palce Lucjusza. Sutki z ciemnymi brodawkami, niezaszczycone jeszcze dotykiem, stwardniały tylko od zimnego powietrza i przypadkowych podmuchów. Rozluźnione ciało, które jeszcze chwilę temu przestało się wyrywać i poddało się silniejszemu mężczyźnie, ponownie zesztywniało w oczekiwaniu.
- Pocałuj mnie – zażądał Harry, czując wargi składające się w uśmiech koło swojego ucha.
Mężczyzna przeniósł ciężar ciała z jednej ręki na drugą, jakby nie chciał przygnieść swoim ciałem Pottera, który choć dwudziestoletni był dobre piętnaście centymetrów niższy, i odgarnął niesforne kosmyki włosów, przylepione do spoconego czoła Harry'ego.
Długo przyglądał się skrępowanemu Potterowi, chcąc zapamiętać tę chwilę, nim musnął jego usta swoimi.
Mężczyzna smakował dokładnie tak jak Harry sobie wyobrażał; alkoholem, ale też czymś bardziej ulotnym, co kojarzyło się z pragnieniem i potrzebą. Co było pragnieniem i potrzebą, sądząc po napastliwości i sile z jaką wargi Lucjusza opanowały usta Pottera. Jakby Malfoy bał się, że zostanie mu to odebrane nim się nasyci.
Pocałunek mimo wszystko trwał, porwany własnym rytmem. Zmiennym, ale płynnym. Poprzecinanym oddechami i westchnieniami. Pogłębiany przez budujące się napięcie i żądzę, która przejmowała kontrolę nie tylko nad ich ciałami, ale przede wszystkim umysłami, odbierając zdolność logicznego myślenia.
Malfoy zziajany i z zaczerwienionymi policzkami, oderwał się w końcu od ust Harry'ego, które zaczynały piec. Bez słowa sięgnął do paska i poluzował sprzączkę, po czym opuścił spodnie, oswabadzając się z tkaniny, która do tej pory więziła jego penisa. Miękki materiał majtek naznaczony był kroplami, ale Harry nie dostrzegł więcej, bo Lucjusz pochylił się teraz nad jego ubraniem, szarpiąc się z mniejszą cierpliwością. Po chwili jednak i Potter poczuł pierwsze powiewy nocnego powietrza na nagiej skórze, gdy jego spodnie wraz z bielizną wylądowały niedaleko łóżka.
Czując kolejne pocałunki wzdłuż szczęki, Harry wystraszył się, że mężczyzna może tylko igrać z nim, ale, gdy długie palce zaczęły szczypać jego brodawki, wysyłając iskry w dół ciała Pottera, ten zrozumiał, że tym razem nie zatrzymają się na pocałunkach. Był twardy, tak niemiłosiernie twardy, że dziwił się, iż nie zostawiał siniaków na brzuchu Malfoya, który od czasu do czasu pochylał się niżej i ocierał, wzmagając tylko pragnienie dotyku. Harry chciał krzyczeć, żeby mężczyzna ruszył się i coś zrobił, cokolwiek, co uwolniłoby żar, który spalał go od wewnątrz. Coś czego nie czuł nigdy, gdy całował się z Ginny czy Cho. Rozumiał jednak, że byłoby to nie na miejscu, więc dyszał tylko przez zaciśnięte zęby pozwalając Malfoyowi na powolne badanie jego ciała.
A ten nie spieszył się, nieskrępowanie sycąc wzrok kroplami potu spływającymi z czoła Harry'ego i tymi, które pokryły jego klatkę piersiową. Zlizał kilka na próbę, jakby chciał poznać smak młodego mężczyzny, leżącego pod nim i tak bezwolnie poddającego się pieszczotom.
I zapewne Potter pozwalałby na dalsze delikatne muśnięcia, uszczypnięcia i ugryzienia, gdyby Lucjusz nie dotarł do bardziej newralgicznych punktów, którym zaczął poświęcać uwagę w równie beztroski sposób. Bardziej drażniąc i doprowadzając do łkania, niż dążąc do uwolnienia. Harry'emu nie pozostało więc nic innego, jak napiąć mięśnie licząc, że choć oszołomiony wciąż pamiętał wszystkie czarodziejskie sztuki, których uczyli go bliźniacy i szepcząc pomiędzy jękami zaklęcia i przekleństwa, z całej siły odciągnąć dłonie od łóżka.
Powiodło się dopiero kilka cholernie długich minut po tym, jak Malfoy zaczął dmuchać gorącym powietrzem na pokryty śliną członek, tak nabiegły krwią, że aż purpurowy. Uwolnione dłonie piekły, jakby starł na nich skórę i przysiągłby, że nadgarstek krwawił, ale w tej chwili nie miało to znaczenia.
Pchnął zaskoczonego Lucjusza na dywan i nie zostawiając nawet milimetra wolnej powierzchni pomiędzy nimi, wbił się w usta, które przestały smakować alkoholem. Całowali się zawadzając o wargi zębami i bardziej walcząc niż sprawiając czystą przyjemność. Jakby sama walka niosła z sobą ekstazę i wolność.
Harry szarpnął lekko za jasne włosy, które posklejały się i lepiły do spoconej dłoni, ale szybko wypuścił je, gdy palce Lucjusza zacisnęły się na jego pośladku. Mężczyzna o ile to możliwe, przyciągnął go jeszcze bliżej i Harry poczuł, że pod materiałem majtek penis Malfoya jest równie twardy i gotowy. Sapnął na samą myśl o tym, co będą robić, a Lucjusz wykorzystując jego rozproszenie, ponownie zacisnął dłoń, wbijając palce w wytrenowane mięśnie.
- Łóżko – szepnął.
Harry'emu przez myśl przeszedł protest. Podłoga wydawała się równie dobrym miejscem jak każde inne, ale prawdę powiedziawszy, gdyby Lucjusz zaproponowałby teraz sypialnię Amelii Bones, poszedłby za nim bez słowa i nagi. Wstał więc z westchnieniem, słysząc podnoszącego się za sobą Lucjusza. Chwilę później ramiona mężczyzny objęły go i zaskakująco delikatny pocałunek na karku, posłał kilka pomniejszych iskier, dokładając kolejne polana do żaru, który kłębił się już wcześniej w jego podbrzuszu. Jądra zaczynały ciążyć mu nieprzyjemnie jak dwa kamienie, gdy położył się na miękkiej pościeli, ciągnąc za sobą mężczyznę.
Lucjusz ponownie zaczął całować go w usta, delikatnie rozmasowując opuchnięte wargi. Jego dłoń podążała ostrożnie w dół, aż dotarła do kolana i ugięła lekko nogę, dzięki czemu mógł się zsunąć bliżej i głębiej. Czując dotyk nagiej skóry, Harry pojął, że Malfoy musiał zdjął bieliznę i tylko siłą woli powstrzymał się przed tym, by nie spojrzeć ciekawie w dół. To coś, co napierało na jego biodro i zostawiało tam mokre ślady, było równie twarde jak on sam i gorące jakby ogień z wewnątrz znajdował ujście tylko w tym jednym organie.
- Ciii – wyszeptał mu do ucha Lucjusz, uginając kolejną nogę.
Harry leżał pod nim otwarty jak nigdy wcześniej dla nikogo i nierówno oddychał, starając się nie jęczeć, gdy penis drugiego mężczyzny ocierał się o jego przyrodzenie.
Kolejny pocałunek niósł spokój i zapewnienie, a przynajmniej tak został odczytany. Lucjusz zsuwał się coraz niżej skubiąc napotkane interesujące kawałki skóry, jak pieprzyk nad lewym sutkiem Harry'ego, czy niewielka blizna po sztylecie Rosiera. Dotarł do pępka i ścieżki włosków, za które lekko pociągnął, a potem niżej i niżej, aż jego nos trącił stojącą erekcję. Wyszeptał coś czego Harry nie zrozumiał i pierwszy śliski palec zaczął pieścić wzgórek mięśni tuż za moszną. Potter wciągnął powietrze do płuc, gdy wrażenie nie okazało się być nieprzyjemne, ale też nie do końca rozkoszne. Ekscytacja, którą czuł wypływała bardziej z uczucia niedozwolonych pieszczot, przyjemności wypływającej z tego, że jest komuś poddany. Naruszono jego nietykalność w tak zakazany sposób, że na samą myśl przeszedł go dreszcz podniecenia.
Malfoy pchnął palec bardziej do środka, leniwie pieprząc go samym opuszkiem zanim wślizgnął się dalej. Mięśnie poddały się agresorowi, a uczucie stało się przyjemniejsze, choć rozpraszające pieczenie początkowo to przyćmiewało. Jednak z zaskoczeniem stwierdził, że ilekroć każda z grubszych kostek smukłego palca przechodzi przez otwór robi mu się coraz goręcej, a penis porusza się w mimowolnych skurczach.
Lucjusz pochylił się nad jego erekcją, jakby w końcu ją zauważył i wziął do ust samą główkę, dokładając drugi palec. Rozproszenie pomogło, bo Harry najpierw zastygł, a dopiero potem syknął zaskoczony uczuciem wypełnienia. Palce poruszały się w tym samym niespiesznym rytmie, aż sam nie zaczął się na nie nabijać, wypychając jednocześnie biodra do przodu, wbijając swojego penisa dalej w gardło mężczyzny. Nie mógł zdecydować się co lepsze. Usta zaciśnięte na główce i język pieszczący go nieustannie czy pieprzące go palce, które sprawiały, że miał ochotę wyć.
Lucjusz wziął go głębiej przytrzymując biodra wolną ręką i wsunął trzeci palec. Nagle zrobiło się za ciasno i za pełno. Mężczyzna musiał to wyczuć, bo milimetr po milimetrze posuwał się w głąb, rozluźniając mięśnie. Harry chciał coś powiedzieć, ale usta na jego penisie poruszające się rytmicznie w górę i w dół, i palce w jego tyłku, to było zbyt wiele, by skupił się choć na chwilę i wyartykułował cokolwiek spójnego.
Rozluźnił mięśnie, czując wzbierającą falę orgazmu, która ugasi jego ogień. Zacisnął mocno powieki nie mogąc już spoglądać w dół, na mężczyznę, który trzymał w ustach jego penisa. Obraz przysłonięty był kurtyną jasnych włosów, ale Harry mógł dostrzec wystarczająco dużo, by było to dla niego za wiele.
Nagle wszystko zniknęło. Usta Lucjusza opuściły członek Pottera i przeniosły się na jego wargi. Gorycz nasienia zmieszała się ze słodyczą pocałunków. A wszystko przyspieszyło. Świat zawirował, gdy ulokowany wygodnie między nogami Harry'ego Lucjusz, wykonał kilka posuwistych ruchów na własnym członku pokrywając go lubrykantem i ustawił się pod wygodnym dla siebie kątem. Ciało pod nim spięło się, kiedy przebijał się przez pierścień mięśni, powoli, ale stanowczo brnąć na przód. Harry stęknął i wykonał ruch, jakby chciał zrzucić z siebie mężczyznę, ale zetknął się z nim czołem i mruczał coś uspokajająco.
Potem było już lepiej. Z każdym ruchem żar w podbrzuszu Pottera był podsycany przez kolejne iskry, które wysyłała erekcja pieszczona przez zgrabną dłoń. Rytmiczne ruchy Lucjusza, który co kilka pchnięć zmieniał kąt, szukając najwyraźniej czegoś wygodniejszego, były równie przyjemne, aż do chwili, gdy nirvana nagle zaatakowała Harry'ego pozbawiając go możliwości widzenia i trzeźwej oceny sytuacji. Jego dłonie, które do tej pory masowały ramiona mężczyzny, zacisnęły się na nich, znacząc czerwone ślady, po których na pewno zostaną siniaki.
Przez oczami wybuchło mu ponad tysiąc zaklęć Lumos rozświetlając wszystko wokół, a najlepsze było to, że gdy jedne gasły – nowa fala pojawiała się tuż po chwili, gdy ponownie jego ciało było wciskane w mokre od potu prześcieradło. Nie trwało długo, nim doszedł, oblepiając swój brzuch lepką spermą. Był pewien, że musiał coś krzyknąć, bo zaciśnięta krtań piekła, jakby wypił jeden z cholernych eliksirów Snape'a.
Malfoy ruszył się jeszcze kilka razy z najbardziej skupionym wyrazem twarzy, jaki Harry widział u niego kiedykolwiek. Nawet forsując dwie ustawy o nowym opodatkowaniu dla nowozarejestrowanych członków czarodziejskiej społeczności nie wyglądał na tak spiętego i skoncentrowanego. Jednak maska opadła, gdy dosięgnął go orgazm, przelewając się przez jego ciało kilkoma znaczącymi skurczami. Jego mięśnie napięły się, kiedy odchylił się mocno do tyłu wbijając się w Harry'ego po raz ostatni, a potem osunął się półprzytomnie na lepki brzuch Pottera, ignorując pomruk niezadowolenia.