W całości opowiadanie betowała okularnicaM :*:*:*
Pięć lat po ukończeniu szkoły spotkali się ponownie. Wielka Sala huczała od prowadzonych rozmów. Choć minęło tak mało czasu, trudno było niekiedy rozpoznać swoich dawnych kolegów. Nie widzieli się od zakończenia wojny, niektórzy z dawnych znajomych zostali pochowani już wtedy. Inni odbywali swoje kary w Azkabanie.
Harry skierował się od razu w stronę Rona i Hermiony, którzy z kieliszkami wina czekali na niego pod ścianą. Spóźnił się tylko kilka minut, ale poirytowanie na twarzy kobiety było dobrze widoczne już z odległości prawie dziesięciu metrów. Zadrżał na samą myśl o tym, co go czeka, ale mocne ściśnięcie ręki towarzysza uspokoiło go trochę. Uśmiechnął się patrząc w dół na brązowowłosego chłopca.
- Spokojnie, Harry – wymruczał dzieciak. – Ciocia Hermiona będzie dzisiaj miła – zapewnił.
Potter uśmiechnął się tylko. Mały zaskakiwał go z każdym dniem niesamowitą wiarą w ludzką dobroć i w to, że wszystko musi być dobrze. Co gorsze – próbował wymóc na wszystkich podobny sposób myślenia, więc niekiedy prowadził bardzo ciekawe dyskusje z portretem Severusa Snape'a, który uznał Jasona za swoje nowe nemezis. Harry zastanawiał się nawet czy nie ukrócić pięciolatkowi dość trudnych i zdawałoby się nieprzyjemnych rozmów, ale mały nie przejmował się ostrym językiem zmarłego Mistrza Eliksirów, a i podłapał dużo informacji o świecie czarodziejskim.
W końcu przecisnęli się przez tłum i doszli do czekających na nich Weasleyów, którzy byli pogrążeni w rozmowie z wysokim blondynem. Jason wyrwał się natychmiast, podbiegając do pleców mężczyzny i wbił swoje piąstki w jasnoniebieską koszulę, mnąc ją w kilku miejscach.
- Sebastian, wiedziałem, że wrócisz! – pisnął. – Harry, popatrz! – wskazał na mężczyznę.
Radosny chichot zmienił się w pełny zdumienia pisk, gdy blondyn okazał się zupełnie kimś innym. Harry rozpoznał go od razu – Draco Malfoy, nie zmienił się ani o jotę. Wysoki i smukły, ze swoim firmowym półuśmiechem, wgapiał się szaroniebieskimi oczami w dziecko, które wciąż kurczowo wpijało się w jego koszulę.
- Cześć – powiedział spokojnie, nie podnosząc wzroku na Pottera.
- Cześć – odpowiedział machinalnie Jason. Harry był bardzo dumny z tego, że oduczył go seplenienia.
- Jestem Draco – przedstawił się blondyn uprzejmie, co zaskoczyło Pottera.
Brązowe tęczówki Jasona rozszerzyły się w szoku.
- Draco Malfoy?! – zapiszczał chłopiec. – Harry, to Draco Malfoy! – krzyknął radośnie w końcu wypuszczając koszulę mężczyzny i wbił się w ramiona bruneta. – Szukający Armat z Hurley.
- Młody, spokojnie, bo się zahiperwentylujesz – zwrócił mu uwagę Harry. – Wiem kto to jest. Chodziłem z nim do szkoły, podobnie jak wujek Ron i ciocia Hermiona, których wypadałoby przywitać – skarcił go lekko.
Chłopiec natychmiast odwrócił się z szerokim uśmiechem i choć wypowiedział kilka słów powitania, wciąż patrzył ciekawie na Draco, który ubawiony ściskał dłoń Pottera.
- Malfoy, jeśli nie masz nic przeciwko – urwał Harry. – Idę gdzieś przywiązać dzieciaka zanim jeszcze kogoś zmolestuje – dodał ciągnąc za sobą chłopca.
ooo
Draco ze zdumieniem wpatrywał się w chłopca, który wczepił się w jego koszulę. Rejestrował co mówił do niego Potter, ale poza zdawkowym powitaniem nie udało mu się nic wykrztusić. Harry zmienił się przez te kilka lat. Wydoroślał, urósł, nabrał masy mięśniowej. Bawełniana koszulka doskonale uwidaczniała fizyczne zmiany, które zaszły w chłopaku – mężczyźnie w zasadzie. Gryfon zawsze był kilka centymetrów niższy od niego, a teraz chyba po raz pierwszy w życiu Draco zobaczył ożywczą zieleń jego oczu. Elektryzującą, pochłaniającą – niezapomnianą. A jeszcze nie tak dawno szydził z Pansy, która rozpływała się nad walorami Pottera. W szkole Gryfon był chudy i niezdrowo blady, a teraz ta nienaturalna szczupłość stała się jego atutem, podobnie jak jasna cera.
Ron chrząknął zwracając na siebie jego uwagę.
- Właściwie to chciałeś pogadać… - urwał Weasley. – Nie bardzo wiem o czym… - ponownie zamilkł. Hermiona trąciła go łokciem czerwieniąc się po koniuszki włosów. Nie widzieli się z Draco od dawna. Właściwie nie rozmawiali odkąd Narcyza uratowała Harry'emu życie, a Lucjusz trafił do Azkabanu i wciąż odsiadywał tam wyrok. Kiedy blondyn podszedł do nich kilka chwil wcześniej, prosząc o parę minut rozmowy, Ron najpierw sięgnął po różdżkę, a dopiero potem odpowiedział, że czekają na przyjaciela, ale dopóki ten się nie pokaże mają czas.
- Słyszałem, że jesteś strategiem… - zaczął Malfoy i zaczekał na potwierdzenie ze strony rudzielca.
- Tak, od tego roku jestem szkoleniowcem…
- To właściwie tajna informacja, ale od jutra jestem nowym szukającym, odchodzę z Armat – powiedział z lekkim uśmieszkiem, widząc zdumienie Weasley'a. – Wiesz, ja bardzo lubię quidditch i wolałbym, żebyśmy współpracowali na rzecz drużyny, zamiast prowadzić bezsensowne wojny… - Rozejrzał się dokoła, przypominając sobie ich codzienne potyczki. – Mam nadzieję, że obaj wydorośleliśmy – urwał odrobinę speszony. Ta rozmowa wiele go kosztowała, ale musiała zostać przeprowadzona.
Ron przez chwilę milczał, patrząc niepewnie w jego chmurne oczy. Mógłby przysiąc, że nie słyszał nic o zmianie na tej pozycji, a przecież on powinien o tym wiedzieć pierwszy.
- Kto o tym zadecydował? – spytał głucho Weasley, najwyraźniej zirytowany, że decyzja została podjęta odgórnie.
Draco był pewien, że to się na nim odbije. Kiedy jego menadżer poinformował go o możliwości przeniesienia, nie zastanawiał się dwa razy. Nie przepadał za Weasleyem, ale musiał przyznać, że Ron był świetnym strategiem. Gra w legendarnej drużynie była jego marzeniem, odkąd usłyszał plotki o reaktywacji. Nie wiedział kto o tym zdecydował. Wciąż nieznane było nazwisko właściciela drużyny, ale Weasley całkiem otwarcie kompletował skład.
- Mój menadżer powiadomił mnie o tej możliwości dwa dni temu, dziś podpisaliśmy kontrakt, ale propozycję wysunął właściciel – odpowiedział szybko, widząc, że Potter wraca bez dziecka.
Harry uśmiechał się lekko, może trochę krzywo i to dawało dziwną kombinację. Draco nie był przyzwyczajony do podobnej kombinacji.
- To ja nie będę przeszkadzał – zaczął niepewnie, zerkając na śmiejącego się Harry'ego. Do tej pory Potter zachowywał się przyjaźnie, ale podobnie jak z Weasley'em – nie miał pewności.
- Draco, nie przeszkadzasz, a sprawa drużyny powinna zainteresować Harry'ego – warknął wściekle Ron. – Wiesz coś może o tym, że Malfoy jest nowym szukającym?
Potter uśmiechnął się zawadiacko i puścił do niego oczko.
- Sam mówiłeś, że Draco jest jednym z najlepszych – zaczął Harry i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Hermiona parsknęła nie wtrącając się do dyskusji, ale widać było, że cała sytuacja bawi ją coraz bardziej.
- Gdzie zgubiłeś syna? – spytał nagle, orientując się, że Jasona nie było nigdzie w obrębie wzroku. – Zauważyłem, że interesuje się quidditchem, więc może powinien jednak dołączyć – urwał niepewnie. Nie bardzo wiedział jak ma nawiązać bezpośrednią rozmowę z Potterem, którego naturalne zachowanie coraz bardziej go zdumiewało. Spodziewał się przynajmniej jakiejś niezręczności z jego strony, ale Złoty Chłopiec chyba nie zamierzał przejmować się dzielącą ich przeszłością. Nie wiedział jak do tego podejść i to wytrącało go w równowagi.
Pamiętał doskonale, że jeszcze nie tak dawno złamał mu nos. Takich rzeczy się nie zapominało. I chociaż wtedy obaj nie mieli wyjścia – jednak pewne urazy pozostawały. Wystarczyło spojrzeć na zirytowanego do granic Weasleya.
- Jason trafił przed portret Severusa i właśnie opowiada mu o tobie – parsknął Potter. – Zauroczony prawie jak Goldbergiem pół roku temu – dodał tym samym tonem. – Właściwie to powinienem cię przeprosić za tę napaść, ale jest chyba jeszcze większym fanem quidditcha niż ja i Ron w latach szkolnych – puścił oczko do Weasley',a ,który wpatrywał się w niego z pytaniem w oczach.
Draco zauważył, że Potter pominął sprawę nazwania go kompletnie innym imieniem. – No i poprawka; adoptowałem Jasona pół roku temu. – Umilkł. – Dobra chłopaki, co z tym quidditchem tym razem?
- Malfoy jest nowym szukającym… - powtórzył Ron.
- To już mówiłeś, podobnie jak to, że jest najlepszy… - uargumentował Potter i popatrzył na niego wymownie, nie kryjąc rozbawienia.
- Mam nadzieję, że nie liczysz na komentarz z mojej strony – wtrącił lekko Draco, nie będąc pewnym czy to nie jakaś pułapka. Minęły lata, gdy liczył na pochwały. Był profesjonalnym graczem i wiele drużyn się o niego starało. – Ron jeśli to dla ciebie problem to jeszcze wszystko może wrócić do normy – odparł odrobinę ciszej i bardziej przygaszonym głosem. – Liczyłem jednak na to, że się dogadamy, a przynajmniej będziemy współpracować – urwał. – Nie będę owijał w bawełnę; zawsze chciałem grać w tej drużynie, a chyba po raz pierwszy od dwudziestu lat wszystko zaczyna sensownie wyglądać.
Harry parsknął widząc konsternację na twarzy Weasley'a i wziął pod rękę Hermionę, szepcząc jej do ucha kilka słów.
- Ja nie mam nic do ciebie – w końcu wydusił rudzielec. – Chciałbym tylko wiedzieć dlaczego, na Merlina?
- Mnie nie pytaj – rzucił od razu Potter, odciągając kobietę na bok.
Hermiona chichotała jak szalona, jakby właśnie brali udział w jakimś żarcie. I Draco zaczynał się irytować, bo ewidentnie coś go omijało. A nienawidził tego.
Zostali z Weasleyem sami i zauważył, że mężczyzna wpatruje się w niego niepewnie, jakby nie wiedział co robić. I może jednak popełnił błąd zgadzając się na transfer, ale sądził, że się jakoś dogadają. Nie przyjechałby do Hogwartu na rocznicę ukończenia szkoły, gdyby nie to, że wiedział, że spotka tam Weasleya. Z jego Domu nie pozostał prawie nikt. Widział co prawda Pansy i Blaise'a, ale to był cień dawnych ludzi, których znał. Nie był pewien czy stać go było nerwowo na mierzenie się teraz z przeszłością.
Niedługo miały rozpocząć się treningi, a to oznaczało, że powinien skupić się na grze.
- Nie mam nic do ciebie – powiedział nagle Weasley. – Po prostu nikt mnie o tym nie poinformował, więc moje rozpiski… - urwał sugestywnie mężczyzna i rozłożył ręce.
- Nie obejmują mnie – dokończył za niego spokojnie Draco. – Kupiliście mnie po to, żeby posadzić mnie na ławie? – spytał, nie kryjąc nawet goryczy.
Czasami co lepiej prosperujące kluby robiły coś równie nagannego tylko po to, aby inna drużyna straciła dobrego zawodnika. To jednak nie wróżyło dobrze ich przyszłej współpracy. I trochę nie chciało mu się wierzyć, że Weasley zaangażował się w coś podobnego. Gdyby Prorok się o tym dowiedział mocno odbiłoby się to na karierze jego żony. Hermiona weszła mocno w politykę i plotkowano, że za parę lat mogłaby stać się Minister Magii.
Ron spojrzał na niego z obrzydzeniem.
- Nie stosujemy takich praktyk. Jestem wściekły, przyznaję, ale Harry ma rację. Nie pozwolę dobremu zawodnikowi grzać ławy przez sezon tylko dlatego, że znowu mnie coś zaskoczyło. Prawdę powiedziawszy kiedy ostatnio rozmawialiśmy, twoje nazwisko padło. Tylko nie spodziewałem się, że odejdziesz z Armat – przyznał Ron. – Nie ukrywam, że mocno mnie zastanawia to… - dodał i urwał, wpatrując się w Draco, jakby oczekiwał odpowiedzi.
Faktycznie Sroki z Montrose nie proponowały wielkich pieniędzy, ale z tą okolicą łączyła go przeszłość. Jeśli Szkocja po tak wielu wiekach miała nareszcie mieć doborową drużynę, chciał brać w tym udział. Nie chodziło o pieniądze – to znaleźć mógł wszędzie. Natomiast prestiż to była już całkiem inna sprawa.
- Czasem nie chodzi o pieniądze – powiedział krótko i Weasley skinął głową, jakby kompletnie się z nim zgadzał. – I pewnie sam nie jesteś tutaj dla pieniędzy – dodał.
- Sugerujesz, że moja żona lepiej zarabia ode mnie? – spytał Weasley i zanim Draco zdążył się z tego wycofać, mężczyzna zaczął się śmiać przednio rozbawiony. – I masz totalnie rację. Mam niesamowitego farta, że dalej pozwala mi się bawić w quidditch, gdy tymczasem mógłbym w końcu wziąć się za uczciwą pracę, czyż nie? – spytał retorycznie Weasley i klepnął go w plecy, tak bardzo przypominając własnego ojca. – Nie masz czasem wrażenia, że nie wyrośliśmy? Ty dalej jesteś szukającym, a ja dalej śledzę statystyki gry…
Draco musiał przyznać mu rację. Quidditch był jedynym przyjemnym wspomnieniem, które łączyło go z Hogwartem i nie potrafił tak po prostu zapomnieć o grze, która być może uratowała mu życie. Gdyby nie skupiał się tak bardzo na ćwiczeniach i tych małych sukcesach, zapewne byłby teraz wrakiem jak Pansy. Albo nie potrafiłby się z nikim związać – jak Blaise, którego podboje stały się legendarne nawet w ich zdegenerowanym środowisku.
- Jeśli chcieliście najlepszego szukającego… Czemu nie Potter? – spytał Draco wprost, pamiętając doskonale jak wiele razy został pokonany przez Gryfona.
Nigdy tego do końca nie rozumiał. Wiedział, że miał doskonałą technikę, trenował w każde wakacje pod czujnym okiem instruktorów i prywatnych trenerów. Potterowi wydawało się jednak zawsze towarzyszyć szczęście. I kiedy analizował każde ich wspólne starcie, nigdy nie potrafił dostrzec żadnego błędu po swojej stronie podczas, gdy Potter fruwał bez planu po całym boisku.
Uśmiech zamarł na twarzy Weasleya niemal od razu. I Draco zastanawiał się co takiego złego powiedział. Potter powinien być pierwszym wyborem. Słyszał, że wiele drużyn po zakończeniu wojny chciało podpisać z nim kontrakty, chociaż mężczyzna od roku nie siedział w miotle. Jeśli komukolwiek miało się udać namówić Pottera do gry to chyba tylko jego najlepszemu kumplowi.
Weasley westchnął, jakby go to wiele kosztowało i powiedział krótko:
- Harry już nie gra.