betowała cudowna Raven_86, której ogromnie dziękuję :*


Steve widział furgonetkę firmy zajmującej się przeprowadzkami, ale nie skojarzył faktów, dopóki w środku nocy nie nawiedziło go dziwne uczucie. Wyjrzał za okno swojej sypialni nie do końca pewien dlaczego w ogóle to robi. Księżyc wisiał wysoko na niebie, nadając falom ten cudowny srebrzysty kolor, ale wątpił jakoś, żeby osoba, która włóczyła się po jego plaży, podziwiała widoki. Sięgnął po broń niemal instynktownie, ponieważ doświadczenie nauczyło go, że nie istniały przypadki. Ktoś mógł robić zwiad na jego terenie, ale nie miał odpowiedzi na to, dlaczego ta niska figura na ciemnym tle stoi tak daleko od domu.

Minęły dwa lata od czasu, gdy wrócił na wyspę i przez ten cały czas nikt z jego dawnych wrogów nie zwiał zza krat. Wątpił również, aby tym, których zakopał – udało się wypełznąć z grobu.

Sięgnął po koszulkę, zamierzając coś na siebie zarzucić, zanim wybiegnie w noc, ale kiedy spojrzał ponownie przez okno – jego plaża była pusta. Nie potrafił uwierzyć, że to wszystko mu się przewidziało, więc i tak wyszedł na zewnątrz z bronią w ręce i sprawdził ślady, których jeszcze nie zabrał narastający przypływ. Z tej odległości nie potrafił ocenić płci intruza, ale rękę dałby sobie uciąć, że była to kobieta. Wzrost pasował, ale wgłębienia w piasku i rozmiar stopy sugerował mężczyznę, a on nie lubił, kiedy oczy okłamywały.

Wrócił z powrotem do łóżka, wiedząc, że tym razem nie zaśnie tak łatwo.

ooo

Ktoś ponownie przebywał na jego plaży. Prawie spodziewał się przyciężkawej niskiej kobiety, ale mała dziewczynka, której brązowe włosy były związane nieudolnie w dwa kucyki zaskoczyła go. I przebywała wiele za blisko wody. Nie widział nigdzie jej matki, więc przyspieszył kroku, ponieważ mała ewidentnie planowała wejść do wody. Przerażająco różowa sukienka leżała na piasku podobnie jak buty.

- Hej! Hej! – krzyknął do niej. – Nie powinnaś wchodzić sama do oceanu – powiedział trochę delikatniej, gdy jej oczy zrobiły się wielkie z przerażenia na jego widok. – Nic ci nie jest? – spytał, przyklękając całkiem świadom, że głównie jego wzrost przerażał dzieciaki. – Gdzie jest twoja mama? – dodał.

Spodziewał się jakiejś odpowiedzi, ale oczy dziewczynki zaszły łzami i nagle rozdygotana zaczęła wrzeszczeć na całe gardło. Próbował ją uspokoić, ale to tylko pogarszało sytuację. Nikt nie zareagował na niego jeszcze tak agresywnie i irracjonalnie, a strzelano do niego z moździerza. Nie spodziewał się, że po tylu latach spokoju, jego wcześniejsza skala zniszczenia zostanie zrujnowana przez małą dziewczynkę, która nie powiedziała nawet słowa.

- Hej! Ty! – wrzasnął ktoś za nim.

Steve odwrócił się lekko zaskoczony, ponieważ sądził, że plaża była całkowicie pusta. Facet w ciągu sekund przebył dzielącą ich odległość i odepchnął go z siłą, której nie spodziewałby się po mężczyźnie tych rozmiarów.

- Odsuń się od mojego dziecka – powiedział nieznajomy i w jego głosie było coś, co sugerowało, że jeśli Steve nie zrobi kroku w tył, dojdzie do strzelaniny, co było śmieszne, bo żaden z nich nie miał broni. – G… Katie? Katie? Wszystko w porządku? – spytał facet, tuląc do siebie dziewczynkę.

- Chciałem tylko spytać dlaczego była sama. Próbowała wejść do wody. Nie powinieneś jej puszczać samej na plażę – wyjaśnił i facet odwrócił się gwałtownie w jego stronę.

Wszystko w nim było nie tak. Steve dopiero teraz to dostrzegł. Oczy mężczyzny miały ten odcień błękitu, którego po prostu się nie zapominało. A jednak jego włosy były o kilka tonów zbyt ciemne. Wydawały się peruką nałożoną na lekko pobladłą twarz.

- Tato – załkała dziewczynka i facet podniósł ją, tuląc do siebie jak największy skarb.

Steve miał wrażenie, że koleś zamierzał nazwać ją innym imieniem, ale to mogło być przewidzenie. Nie sypiał ostatnio zbyt dobrze i przynajmniej wiedział kto był powodem jego tymczasowej bezsenności.

- Już, już skarbie – powiedział tamten, patrząc na Steve'a odrobinę mniej wrogo. – Nie powinnaś wychodzić z domu sama. Obiecałem, że wyjdę, prawda? – spytał miękko. – Obiecaj, że nie wejdziesz do wody bez taty, dobrze słonko?

Steve nie słyszał jej wyłkanej odpowiedzi, ale najwyraźniej facet zażegnał jakiś kryzys, bo jego twarz straciła na ułamek sekundy ten napięty wyraz. A potem mężczyzna spojrzał ponownie na niego i zmarszczył brwi.

- Nie powinno być tutaj jakiegoś ratownika? – spytał wprost, jakby to była wina Hawajów, że jego córka wyszła bez opieki.

- Nie na prywatnej plaży – odparł Steve spokojnie. – Ratownicy patrolują tylko plaże przeznaczone dla turystów – dodał sugestywnie.

Facet zbił usta w wąską kreskę.

- Nie jesteśmy turystami – poinformował go mężczyzna z dziwną zawziętością w głosie, jakby uważał uwagę Steve'a za czysto zaczepną. – I prywatna plaża? Jesteśmy na terenie jakiegoś cholernego bogacza? – spytał krzywiąc się i Steve nie mógł się nie uśmiechnąć.

- W zasadzie to moja plaża – poinformował go spokojnie i oczy faceta zrobiły się większe.

A potem mężczyzna zlustrował go wzrokiem, jakby chciał wyrobić sobie na jego temat własne zdanie. Steve nie miał pojęcia dlaczego nagle poczuł się nagi, ale było coś we wzroku tego faceta co wytrącało go z równowagi. Poza tym dopiero teraz zdał sobie sprawę, że koleś miał krawat.

- Najwyraźniej jesteśmy sąsiadami – stwierdził mężczyzna ostrożnie, jakby nie wiedział co o tym myśleć.

- Wprowadziliście się do domu obok? – upewnił się.

- Właśnie to zasugerowałem. Świetna dedukcja – odparł tamten i chociaż uwaga miała zapewne być cięta, głoś mężczyzny wyzbyty był emocji.

- Taka powinna być. Jestem Five Oh – oznajmił mu, ale nie dostrzegł żadnego rozpoznania na twarzy mężczyzny. – To jednostka specjalna na Hawajach. Komandor Porucznik Steve McGarrett – przedstawił się.

Mężczyzna wyglądał na dość zaskoczonego, ale w końcu postawił swoją córkę na piasku.

- Jestem… - zaczął i ten ułamek sekundy zawahania, który zarejestrował Steve, powiedział mu więcej niż tysiąc słów. – Paul i Katie Tildwell – przedstawił ich facet.

I to było kłamstwo. Steve był pewien, że nie grało tutaj wszystko po kolei. Ludzie przedstawiali się zawsze w dość specyficzny sposób – z charakterystyczną pewnością siebie. Bardziej automatycznie. Na twarzy dziewczynki nie było też normalnego dla takich sytuacji rozpoznania.

- Jasne – powiedział, ściskając dłoń faceta.

- Five Oh, co? Jak dobrzy jesteście? – spytał Paul ciekawie i Steve nie potrafił zdecydować co oznaczał ten ton w jego głosie.

ooo

Palce Kono pracowały na klawiaturze tak szybko, że niemal dostawał mdłości. Ich kolejna sprawa wydawała się dziecinnie łatwa, więc zostawił przesłuchania Chinowi. Paul i Katie zaprzątali jego myśli i nie potrafił się skupić. Dostrzegł na dłoni mężczyzny ślad po obrączce, którego jeszcze nie zatarł czas ani hawajskie słońce. Katie nie wspominała jednak o matce i miał złe przeczucia.

- Sprawdź dla mnie nazwisko Tildwell, Paul Tildwell – polecił Kono.

- Nowy podejrzany? – spytała.

- Nie, sąsiad – przyznał spokojnie. – Coś mi w nim nie pasuje.

- Bo się przeprowadził? – upewniła się Kono. – Wiesz, że to paranoja? Nie możesz prześwietlać sąsiadów.

Steve wziął głębszy wdech.

- Mógł uprowadzić córkę żonie – powiedział. – Wrzuć imię Katie w wyszukiwarkę FBI dotyczącą uprowadzeń i zaginięć – dodał.

Oczy Kono zrobiły się większe, a potem spojrzała na niego jakoś dziwnie.

- Masz cokolwiek prócz przeczucia? – spytała rozgryzając go w ciągu kilku sekund.

- A potrzebuję czegoś więcej? – odparł, wzruszając ramionami.

ooo

Paul nie pojawił się więcej w środku nocy na jego plaży. Katie unikała tego terenu jak ognia i Steve miał wrażenie, że sąsiedztwo było równie wymarłe co przedtem. Przejeżdżając obok domu, zwolnił, przyglądając się zaniedbanemu ogródkowi i nieodmalowanemu lanai. Nie dobiegał ze środka śmiech dziecka – coś co było charakterystyczne dla każdej rodziny, którą znał.

Instynkt podpowiadał mu, że coś jest nie tak. Wszystkie lampki świeciły się ostrzegawczo, ale nie miał podstaw do wszczęcia śledztwa. Kono nie znalazła wśród zaginionych Katie i sam obejrzał zdjęcia dziewczynek w jej wieku. Nie rozpoznał żadnej twarzy, co może powinno go cieszyć.

Nie spodziewał się spotkać Paula w siedzibie Five Oh, dowcipkującego z Kono. Jego krawat był lekko poluzowany, ale nie podwinął rękawów koszuli. Steve zwalniał z każdym krokiem, chcąc kupić sobie czas. Nie wiedział o co tutaj chodzi i próbował przypomnieć sobie szczegóły ich ostatniego i jedynego spotkania. Nie groził jednak mężczyźnie i ten nie powinien mieć powodu, aby składać na niego żadną oficjalną skargę. A jeśli facet wiedział, że przeglądali jego akta – to był dowód, że coś było z nim nie tak. Ludzie czyści nie mieli pojęcia jak wiele informacji o nich znajdowało się w sieci i Kono musiałaby przyznać mu rację.

- Steve! – powiedziała Kalakaua na jego widok. – Paul opowiadał o fascynacji jego córki surfingiem.

- Ku mojemu niezadowoleniu – wtrącił mężczyzna i wydawał się paradoksalnie o wiele bardziej odprężony. – Macie tutaj ładne biuro. Departament Policji na Hawajach może tylko pomarzyć o tym sprzęcie – dodał, zerkając na wygasłe monitory.

Kono musiała ukryć szczegóły ich najnowszej sprawy.

- Jesteś gliną? – zdziwił się, ponieważ Paul nie powiedział o tym ani słowa.

Dziwnie ta profesja do niego pasowała. Facet otworzył usta i prychnął.

- Nieeee – powiedział Paul, wzruszając ramionami. – Jestem księgowym – poinformował go i Steve wiedział, że jego brwi sięgają grzywki. – W zasadzie najwyraźniej jest jakiś rytuał przejścia, który okazuje się próbą rozliczenia Five Oh z wydatków – odparł z lekko skwaszoną miną i sięgnął po pełną teczkę dokumentów, które Steve świetnie pamiętał.

Nienawidził formularzy i Paul musiał to wyczuwać jakimś szóstym zmysłem, bo uśmiechnął się do niego pocieszająco.

- Nie zajmie nam to więcej niż godzinę – obiecał mu mężczyzna i Steve uwierzył mu.

ooo

Przedarli się niemal przez połowę sprostowań, które dyktował mu Paul, jakby był jakimś bogiem tabelek i wykresów. I Steve nie mógł nie odnieść wrażenia, że znajduje się na innej planecie. Kono przyniosła im kawę i mrugnęła do niego porozumiewawczo, jakby chciała mu powiedzieć, że właśnie ma przed sobą domniemanego porywacza dzieci. Paul wydawał się być niegroźnym gryzipiórkiem, chociaż nie przebierał w słowach, gdy tracił cierpliwość, a stało się to w trzy minuty po tym jak Steve odmówił wyjaśnienia dlaczego musiał wypożyczyć radiowóz, który później rozwalił.

- Nie możesz napisać, że szkoda ci było twojego ślicznego samochodu - jęknął Paul. – Napiszesz, że radiowóz był lepiej przystosowany do specyfikacji akcji i żaden dupek z księgowości się nie czepi.

- Głupek z księgowości, czyli ty? – spytał Steve, nie mogąc się powstrzymać i Paul spojrzał na niego zirytowany.

- Steven, obiecuję ci podesłać tutaj następnym razem mojego szefa, który zmusi cię do poprawienia każdego przecinka w twoim wielostronicowym wyjaśnieniu dlaczego radiowóz znalazł się na dnie morza – warknął Tildwell.

- Oceanu – poprawił go Steve.

Paul skrzywił się lekko.

- Wszystko jedno. Dyktuję – rzucił mężczyzna, co oznaczało, że nie będzie dwa razy powtarzał.

I był jak mały terrorysta z kalkulatorem. Im dłużej obserwował faceta, tym mniej wierzył, że byłby zdolny do czegokolwiek złego. Może byłby w stanie uderzyć swoją żonę, ale tylko w przypływie szału. Był narwany. W zasadzie był najbardziej porywczym księgowym, jakiego poznał Steve. I chociaż żaden do tej pory nie stawił się w siedzibie Five Oh, aby zmusić go do poprawienia jego oficjalnych pism, to nie umniejszało faktu, że Paul był furiatem. Może wiele o mężczyźnie świadczyło właśnie to, że Tildwell stawił się u nich osobiście i zmusił Steve'a do papierkowej roboty, której nie znosił.

- Dobra, chyba to mamy – stwierdził Paul i nie minęło nawet pięćdziesiąt minut.

Steve był pod wrażeniem. Tildwell spakował dokumenty do swojej walizki i podrapał się nerwowo po szczęce, patrząc nagle na niego całkiem inaczej.

- Dlaczego zwalniasz przejeżdżając koło mojego domu? – spytał facet wprost, nie owijając w bawełnę.

- Ja nie… - zaczął Steve.

- Odpuść sobie – wszedł mu w słowo Paul. – Widziałem cię. Katie cię widziała i trochę ją wystraszyłeś. Kazała ci przekazać, że nie wejdzie już tam więcej – dodał facet.

- Słuchaj, to nie tak – powiedział pospiesznie, gdy zrobiło mu się nagle głupio. – Mogła utonąć. Mogła… - urwał. – Możecie korzystać z plaży kiedy chcecie. Po prostu pilnuj jej.

- Myślisz, że o tym nie wiem? Sądzisz, że jestem złym ojcem? Że gdybym wiedział, pozwoliłbym jej wyjść? Nigdy nie była na kąpielisku niestrzeżonym. Po prostu wokół zawsze byli dorośli. Nie jesteśmy przyzwyczajeni do tak otwartej przestrzeni – przyznał Paul, potwierdzając podejrzenia Steve'a, że oboje pochodzą z kontynentu. – To mądra dziewczynka. Wie, że mogła stać się jej krzywda i nigdy bym sobie tego nie wybaczył – dodał.

- Wybierzcie się dzisiaj na spacer po plaży – powiedział Steve. – Zapraszam na grilla. Źle zaczęliśmy.

Wyraz twarzy Paula złagodniał i mężczyzna westchnął, jakby z ulgą.

- Jeśli Katie tak bardzo lubi surfing, mógłbym ją nauczyć. Mam jeszcze starą deskę siostry – ciągnął dalej, nie mając pojęcia dlaczego w ogóle mówi coś podobnego do faceta, którego jeszcze nie tak dawno podejrzewał o porwanie.

- Kono obiecała zająć się tą kwestią – odparł cierpko Paul. – Ale dzięki za propozycję. I nadal chcę wiedzieć co robiłeś węsząc wokół mojego domu – dodał, nie pozwalając się zbić z tropu.

Steve zbił usta w wąską kreskę. Miał wrażenie, że nie uda mu się nijak wybrnąć z tej sytuacji. Intuicja podpowiadała mu również, że Paul wiedział. Pytał jedynie, aby poinformować Steve'a, że już go przejrzał. I gdyby miał do czynienia z przestępcą, odebrałby to jako wyzwanie rzucone w twarz. Paul jednak wydawał się zdeterminowany, pewny, ale nie agresywny w ten zagrażający wszystkiemu sposób.

- Zachowywaliście się dziwnie. Jestem gliniarzem, wiesz jak jest – powiedział, wzdychając lekko.

Paul skinął głową, jakby doceniał jego szczerość.

- Widziałem jak patrzysz na ślad po mojej obrączce – odparł mężczyzna nagle, zaskakując go zupełnie. – Moja żona, a matka Katie nie żyje. Umarła dość niedawno i dość nagle. Nic przyjemnego. Nic o czym chcę rozmawiać. Nic o czym chcę, abyś przypominał Katie. Wystraszyłeś ją pytaniami o matkę. Wiem, że jesteś gliną i w twojej naturze jest węszenie, ale nie rób tego, ponieważ Katie dużo przeszła i przeprowadziliśmy się tutaj, żeby mogła ochłonąć. Wiesz chyba o co mi chodzi – zaczął i urwał sugestywnie.

- O nowy start – odgadł Steve bez problemu.

Sam wrócił do domu z podobnym pragnieniem i udało mu się ten plan zrealizować.

Paul skinął głową spokojnie i nadal patrzył mu w oczy, jakby oczekiwał jakiejś reakcji na swoje słowa.

- Przykro mi z powodu żony – powiedział w końcu Steve i coś dziwnego przebiegło po twarzy mężczyzny.

Może po raz pierwszy dostrzegł ślady żałoby. Dałby sobie rękę uciąć, że Paul był jednym z tych mężów, którzy byli zakręceni na temat swoich córek. Widział z jaką delikatnością i łagodnością podchodził do Katie. I pewnie kochał tak jak emanował innymi emocjami, a Steve przeżył cały kalejdoskop w zaledwie pięćdziesiąt minut nad zwykłymi dokumentami. Nie wyobrażał sobie jak wiele uczuć Paul potrafił wyrzucić z siebie, gdy coś faktycznie miało znaczenie.

- Mnie też – powiedział mężczyzna, zabierając swoje papiery.

Kono weszła w kilka minut później z tym zadowolonym z siebie wyrazem twarzy, jakby znowu coś wygrała. I może miała rację od samego początku, ale Steve przynajmniej miał rozwiązanie swojej tajemnicy.

- Nadal mam przeszukiwać bazy FBI? – spytała Kalakaua.

- Nie, ale chcę zapłacić za lekcje jego córki u Mamo – poinformował ją spokojnie. – I jeśli będziesz miała chwilę, spróbuj dowiedzieć się, w którym z hoteli dzieci mogą pływać z delfinami – dorzucił.

Kono spojrzała na niego dość zaskoczona.

- Nie przesadzasz, szefie? – spytała niepewnie.

Nie był do końca pewien, ale nie bardzo chciał się nad tym zastanawiać.

- Odwalił za mnie pół roku papierów – powiedział jedynie.

Kono oczywiście nie kupiła tego. I on też nie do końca. Nie wiedział dlaczego nie potrafił wyrzucić Paula ze swojej głowy, ale cały czas miał przed oczami drobną figurę na tle fal oceanu w środku nocy. Paul wydawał się tak dziwnie drobny i kruchy, a jednak przecież poczuł na skórze jego gniew, a nawet został nazwany dokumentacyjnym neandertalczykiem. Ciekawiło go, co powiedziałby Tildwell, gdyby dowiedział się, że Steve był w środku tego tonącego radiowozu. Nie zamieścił tego w raporcie dla księgowości, ale przeczucie podpowiadało mu, że Paul wyrzuciłby w górę te swoje dłonie w geście rezygnacji i nazwałby go idiotą. I nie wahałby się ani przez sekundę tak jak nie zastanawiał się nad przyciśnięciem Steve'a do ściany w kwestii węszenia wokół domu w jego własnym gabinecie. Nie wiedział czy podziwiać brawurę tego drobnego księgowego, czy być wściekłym na siebie za brak reakcji.

Nie miał złudzeń. Nie mieli dobrej sławy wśród przestępców, ale może dlatego, że Paul był prawym człowiekiem, miał ten luz.

- Czyli to łapówka za to, żeby wpadł tutaj jeszcze zrobić resztę, która czeka? – upewniła się Kono.

Steve'owi nie przeszło to przez myśl wcześniej, ale tak zamierzał argumentować to Paulowi.