Danny milczał przez całą drogę do jego domu. Po oświadczeniu, że nie będzie rozmawiał pod klubem o tym, po prostu wpakował się do jego samochodu, zabierając kluczyki. I prowadzenie ciężarówki szło mu fatalnie. Auto było o wiele zbyt duże dla niego – chłopca z miasta – jak sam o sobie mówił.
Usiedli w fotelach naprzeciwko siebie w kompletnej ciszy, która zaczynała przeszkadzać Steve'owi.
- Więc… - zaczął i urwał.
- Powiedz mi czego chcesz – odparł Danny i wzruszył ramionami.
- Chcę wiedzieć o czym myślisz – przyznał, bo milczący Williams nigdy nie oznaczał niczego dobrego.
Pojęcia też nie miał do czego doszli na ulicy przed klubem. To faktycznie nie było najlepsze miejsce do krzyczenia na siebie. Znajdowali się na wyspie, a to oznaczało, że każdy znał każdego.
Danny uśmiechnął się lekko.
- Myślę o tym, że było nam dobrze. Na pewno mnie z tobą było dobrze – przyznał ostrożnie Williams. – Myślę o tym co powiedziałeś wcześniej, że myślisz, że nie można z tobą zrobić wielu rzeczy. Naprawdę się tak czujesz? – spytał z niedowierzaniem. – Nie miałem na celu nigdy sugerować ci niczego takiego. Nie chciałem po prostu, żebyś wplątał się przypadkowo w taką sytuację jak tą z Timmym. Bondage nie jest dla wszystkich. Mogłeś dostać ataku paniki, mogłeś sobie zrobić krzywdę. Mogłeś się w sobie zamknąć i ktoś mógł ci zrobić krzywdę, bo nie do końca panowałbyś nad sobą. I jest wiele rzeczy, które mógłbyś wypróbować w niezaawansowanym poziomie na razie. Sądziłem, że ból cię odrzuci, ale jeśli się go dawkuje; sprawia ci przyjemność – wyjaśnił.
- Danny, to nie jest tak, że czegoś…. – zaczął.
- Tak, to nie jest tak, że czegoś nie zniesiesz, prawda? Problem w tym, Steven, że musisz być w swojej głowie w dobrym miejscu. A o czym pomyślałeś, kiedy Timmy związał twoje nadgarstki? – spytał szczerze Danny.
Przełknął, nawet nie decydując się na odpowiedź.
- No właśnie. Prowadziłeś inne życie i to jest całkiem w porządku. Znaczy na pewno fakt, że cię torturowano nie jest w porządku. W porządku po prostu, że to są twoje ograniczenia. Za to, kiedy prawię ci komplementy, nazywam dobrym chłopcem, w twoich oczach pojawia się taka desperacja, że mógłbym dojść na miejscu, gdyby nie fakt, że mam cię na wyciągnięcie dłoni – przyznał Danny. – Każdy jest inny – przypomniał mu. – Co nie znaczy, że gorszy. Nie potrzeba nawet zbyt wielkiej wyobraźni do skonstruowania sceny, która odpowiadałaby twoim potrzebom.
- A co z twoimi potrzebami? – spytał wprost Steve.
Danny wzruszył ramionami.
- Skarżę się? – odbił piłeczkę Williams. – Powiedziałem ci, co mnie interesuje. Nie mam zbyt wielu fetyszy, chociaż zaglądając do twojej szafy wiem, że kiedyś po prostu muszę cię mieć pod sobą, gdy będziesz w mundurze galowym – stwierdził. – Niektóre rzeczy odkrywa się przypadkowo. Niektóre moglibyśmy odkryć sami. Niektóre rzeczy, które podejrzewam, że są twoim wielkim nie, można sprawdzić za jakiś czas. Może się okazać, że zaufasz mi do tego stopnia, że powiedzmy pozwolisz mi na związanie się lekko. Tak, żebyś miał możliwość uwolnienia w każdej chwili – wyjaśnił. – Pytanie czy chcesz temu dać szansę.
- A jaką mam pewność, że znowu nie odejdziesz bez słowa. Dasz mi jakieś uprzedzenie? – spytał całkiem szczerze, bo skoro wykładali karty na stół, równie dobrze mogli grać do końca.
Coś nieprzyjemnego przebiegło po twarzy Danny'ego i mężczyzna spuścił wzrok.
- To nie było fair z mojej strony i przepraszam cię za to – powiedział Williams zduszonym tonem. – Wiem, że to wiele schrzaniło. I to ci się pewnie nie spodoba, ale na razie nie będzie tak jak do tej pory. Nie umówimy się na żadną scenę, dopóki mi nie zaufasz na nowo – ciągnął dalej Danny i spojrzał na niego, marszcząc lekko brwi. – To co chciałem powiedzieć po klubem, to że chcę cię zabrać na kolację – przyznał. – Chciałbym, żeby moja córka faktycznie mogła tutaj przyjść w niedzielę na rodzinny obiad. Zaproponowałeś nam rodzinny obiad – przypomniał mu. – Ale to oznacza włączenie Grace w nasze życie, więc chciałbym się po prostu z tobą umawiać.
Steve wiedział, że jego brwi są lekko zmarszczone.
- Moglibyśmy się spotykać, to nie jest wbrew zasadom, bo nie pracujemy razem – ciągnął dalej Danny. – I przez ten czas po prostu rozmawialibyśmy, popracowalibyśmy nad zaufaniem sobie wzajemnie. I kiedy rozwiązalibyśmy nasze obecne problemy, moglibyśmy od czasu do czasu odgrywać sceny tak jak do tej pory.
- Chcesz się ze mną umawiać? – spytał w końcu z lekkim niedowierzaniem.
Danny spojrzał na niego całkiem poważnie.
- Jeśli nie chcesz, to wszystko może zostać tak jak było. Albo w ogóle – odparł mężczyzna.
- Nie, nie… To byłoby… - Steve urwał nie wiedząc nawet jakich słów użyć. – I na razie kolacja? – upewnił się.
- Tak, zjemy coś, pogadamy – rzucił Danny i wzruszył ramionami.
- I to oznacza, że nie będziesz chodził do klubu w czasie, gdy my…
- Steven – warknął Danny. – Nie będę chodził do klubu. Wbrew temu co twierdził Timmy, ja nie zdradzam.
- Wiem – mruknął. – Po prostu wydaje mi się przynajmniej dziwne, że zostawisz to wszystko na nie wiadomo jak długo…
- Stop. Byłem mężem i jestem ojcem – przypomniał mu Danny. – Rachel nie interesuje ten świat. Nigdy nie interesował. Myślisz, że uprawiam seks tylko, kiedy mogę komuś przyłożyć dwa razy w tyłek? Steven – westchnął i zacmokał z niezadowoleniem.
- A więc jest seks – stwierdził Steve, ponieważ to zaczynało mu się coraz bardziej klarować.
- Oczywiście, że jest seks – prychnął Danny. – Będziemy mieli czas dla siebie, który przedyskutujemy i z góry zaplanujemy. Oraz ten czas, gdy będziesz miał chwile na swoje wariactwa, bo nie mam żadnych złudzeń, że jesteś postrzelonym neandertalczykiem.
Steve skinął głową, ponieważ faktycznie nie było sensu udawać, że było całkiem inaczej. To wyglądało o wiele za dobrze, ale miał świadomość tego jak wiele mogło pójść nie tak. I Danny faktycznie chciał, aby ugotował dla nich obiad. A włączenie Grace w to, oznaczało, że obaj musieli się naprawdę postarać, że to wypali. Williams wydawał się mieć w to cholerną wiarę i to trochę go uspokajało. Danny w końcu chciał, aby poznał oficjalnie jego córkę, a to sporo znaczyło.
- Przemyśl to – poprosił jeszcze Williams, ale Steve w zasadzie nie miał wątpliwości od chwili, gdy zobaczył Danny'ego w tym małym mieszkanku, w którym naprawdę nie powinna sypiać żadna dziewczynka.
- Czy ty dalej wynajmujesz to coś? – spytał, wiedząc, że Danny chwyci w lot o co chodzi.
Mężczyzna spojrzał na niego z irytacją we wzroku.
- Kiedy będziemy się dłużej spotykać, wiesz… Tak, że Grace faktycznie mnie zaakceptuje, chcę, żebyście chociaż weekendy spędzali tutaj – przyznał. – Nie proszę, żebyś się wprowadził, ale… - urwał w zasadzie nie wiedząc w ogóle dlaczego to powiedział.
- Jesteś nienormalny, wiesz? - spytał Danny, ale bardziej go to bawiło niż był przerażony jego długoterminowymi planami.
- Och, zamknij się – mruknął.
- Zamknij się? Steven, cóż za dorosłe podejście – zaśmiał się Williams, ewidentnie kpiąc z jego chwilowego dyskomfortu.
I Steve spojrzał na niego zirytowany. A potem jego wzrok padł na usta Danny'ego. Nigdy nie dostał prawdziwego pocałunku, ale najwyraźniej byli w związku albo planowali tam dotrzeć, więc mógł robić cokolwiek chciał. Podniósł się więc ze swojego fotela i w trzech krokach dopadł Danny'ego, który zamrugał lekko zaskoczony.
- Pokażę ci coś dorosłego – przyznał Steve, a potem wplótł dłonie w jego włosy, które były zaskakująco sztywne.
Zapewne od cholernego żelu, który Danny nakładał każdego dnia. Usta Williamsa były takie jak zapamiętał, miękkie, reagujące. W zasadzie mężczyzna tylko początkowo pozwolił mu panować nad pocałunkiem i pogłębił go, nim Steve zdążył z niego zaczerpnąć w pełni. Nie miał nic przeciwko, tym bardziej, że to on się oderwał pierwszy i zaczął całować wszystkie te rejony, które pozostały dla niego niedostępne przez ostatnie tygodnie. Danny nie pozwalał mu się dotykać, ale teraz mógł zrobić dosłownie wszystko, więc zaczął rozpinać jego koszulę, szczęśliwy naprawdę, że jego wzrost umożliwiał mu w zasadzie klęczenie przed fotelem i jednoczesny dostęp do całej tej skóry na odsłoniętej szyi Danny'ego.
Miał w planach rozebrać go tutaj. Rankami tylko miał okazję przypatrywać się nagiemu Danny'emu i wiedział, że musi położyć dłonie na jego tyłku jeszcze dzisiaj.
- Steven, ja nie wyciągam na pierwszej randce – szepnął Williams do jego ucha.
- To dobrze, bo to nie randka – przyznał Steve. – Pójdziemy na kolację i możesz wtedy nie wyciągać – dodał.
Danny prychnął.
- Jakiś ty ugodowy – zakpił Williams.
Steve zatrzymał się na jego obojczyku i spojrzał w jego oczy.
- Na pewno nie chcesz teraz… - zaczął niepewnie. – Możemy nie…
- Jąkający się Steve McGarrett, no nie – prychnął Danny. – Tak zyskałeś przydomek Gładkiej Gadki? – zakpił.
- Przeważnie nie mówię, ale ściągam koszulkę – odgryzł się i uśmiech Danny'ego się tylko poszerzył.
- Więc może nie powinieneś odchodzić od schematu? Ściągaj koszulę marynarzu – polecił mu Williams, ale nie było tam tej siły, do której się wcześniej przyzwyczaił.
- Jestem… - urwał, nie wiedząc co powiedzieć, bo Danny tym razem się nie pomylił.
Williams zaśmiał się lekko, a potem przyciągnął go do kolejnego pocałunku, pracując przy guzikach jego koszuli.
- Naprawdę mi się podoba – przyznał Danny, kiedy się od siebie oderwali. – Chryste, musisz w nich częściej chodzić. Nie zauważyłem jej wcześniej – dodał.
- Kupiłem je w weekend – wydyszał przy jego skórze, robiąc mu nad lewym sutkiem malinkę.
Danny pachniał cudownie. Jak słońce i piasek, i trochę ciężko, męsko. I pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że pokrywające jego ciało włoski, tylko trzymały ten aromat bliżej skóry. Uwielbiał zanurzać w nich nos.
- Kupiłeś je dla mnie – stwierdził Danny, jakby czytał w jego myślach.
Wydawał się dość zaskoczony i Steve spojrzał na niego ponownie. Miał w planach zaprzeczenie, ale żaden dobry pomysł nie pojawiał się w jego głowie.
- Kupiłem je… - zaczął i urwał. – Dla ciebie – przyznał w końcu i Danny uśmiechnął się do niego jeszcze szerzej.
- Spotka cię wiele dobrego – obiecał mu Williams, porzucając kompletnie temat, a potem zsunął się na podłogę i mogli się objąć, stykając się klatkami piersiowymi.
Steve nie marnował wiele czasu i po prostu ich obrócił tak, że Danny wylądował pod nim i mógł przygnieść go do płaskiej powierzchni swoim ciałem. Williams nie wydawał się protestować, więc zaczął rozpinać jego spodnie jedną ręką, starając się całować jego klatkę piersiową. Zadanie nie było łatwe, gdy Danny masował jego barki. Znał dotyk jego dłoni w tych miejscach. Podobnie jak ust i naprawdę nie mógł się doczekać aż znowu Williams położy na nim ręce. Tymczasem jednak zwiedzanie należało do niego, więc zsunął się niżej wcale nie zaskoczony, że na bokserkach Danny'ego widnieje wilgotna plama. Sam był w nie lepszym stanie. Przyłożył do krocza Williams policzek, czując ciepło bijące od jego bioder. Zastanawiał się nawet czy nie ściągnąć jego bielizny zębami, ale Danny nadal miał na sobie spodnie, co pewnie utrudniłoby mu zadanie.
- Chryste, Steve – jęknął mężczyzna, kiedy po prostu zaczął całować go przez wilgotny materiał.
Jeśli on robił wiele hałasu to nie wiedział jak nazwać dźwięki, które wychodziły z ust Danny'ego. Ten mężczyzna nie potrafił trzymać ust zamkniętych nawet na chwilę. Westchnienia, które pojawiły się na samym początku, gdy całował jego fiuta, szybko przeszły w jęki, kiedy twardy penis znalazł się w jego ustach. I chciał zobaczyć co Danny ukrywa jeszcze, więc wsunął go do swojego gardła tak daleko jak mógł nosem nurkując w ciemnych włoskach, które porastały jego podbrzusze. I ten zapach był uzależniający. Wiedział też, że Danny jadał jednak cholerne ananasy, kiedy nikt nie widział, bo jego sperma była odrobinę słodsza jak każdego na wyspie.
Był w zasadzie skończony, kiedy Danny zaczął łkać. Mężczyzna rozpadał się pod nim i pozwolił mu na to. Pozwolił mu na wzięcie tego wszystkiego, co było poza jego zasięgiem do tej pory. I nie miał złudzeń, że ta pozorna pasywność była jednorazowa. Danny cały czas pilnował, aby nie zadławić go wchodząc głębiej do jego gardła. A nawet jeśli orgazm go zaskoczył – Steve przyjmował to jako cholerny komplement.
Danny dyszał, zrujnowany na jego podłodze i Steve uśmiechnął się lekko, bo czerwone rumieńce na twarzy mężczyzny wcale nie dodawał mu uroku. I to było tak perfekcyjnie niedoskonałe, że jego serce ściskało się lekko. Williams złapał go mocno za ramię i ściągnął na siebie, całując usta, które jeszcze parę minut wcześniej doprowadziły go na szczyt. I może to było coś, co mieli robić od czasu do czasu, skoro żadnego z nich nie brzydził smak nasienia.
Ciepła dłoń wsunęła się w jego spodnie, gdy Williams rozsunął jego rozporek i Danny zaczął nieśpiesznie mu obciągać, zakrzywiając swoją rękę w doskonały sposób. I Steve nie zamierzał za bardzo się kontrolować, więc po prostu wbijał się w niego, wymuszając o wiele szybsze tempo. I kiedy doszedł, Danny uśmiechał się do niego krzywo, jakby wiele naprawdę zadziornych myśli przechodziło mu po głowie.
- Hm? – spytał, ponieważ chciał wiedzieć.
- Zapytałbym kto był sponsorem twojego członkostwa, ale jestem detektywem i znam Carlę – odparł Danny.
Zesztywniał lekko, nie wiedząc co powinien powiedzieć. To była ich 'mała tajemnica', która najwyraźniej wyszła na wierzch przed upływem doby. Danny faktycznie znal się na ludziach, ale musiał też wiedzieć, że Carla martwiła się po prostu o niego.
- Wiesz, to nie tak… - zaczął.
- Znam ją – westchnął Danny. – Widziałem, że coś kombinuje, ale twój widok mnie wyprowadził z równowagi – przyznał i objął go ciasno ramieniem. – Wiem za to co zrobimy, kiedy tylko dojdziemy do tego etapu, że zaufasz mi trochę bardziej – dodał i Steve zadrżał, ale nie zaprzeczył.
Jeśli mieli znowu go rozchwiać tak jak poprzednio, nie chciał zostać sam. I chociaż faktycznie ufał Danny'emu, to pojawiły się teraz pewne granice, które nie do końca mu odpowiadały. Wiedział, że pewnie Williams ma swoje własne problemy z zaufaniem mu. W końcu on też spieprzył sprawę. Jednak zamknęli śledztwo i ludzie byli bezpieczni, więc to liczyło się przede wszystkim.
- Hm? – spytał, starając się ułożyć tak, żeby nie przygniatać Danny'ego swoim bezwolnym ciężarem.
Zawsze zasypiał po seksie i pewnie zaraz musieli wstać, jeśli nie planowali tutaj zostać całą noc. Przy Dannym się nie budził i to mogło być pewnym problemem właśnie teraz.
- Coś co ci się nie spodoba, gwarantuję ci – obiecał mu Williams.
- Zamierzasz mnie ukarać – odkrył. – Za Timmy'ego? Już tłumaczyłem…
- Nie za Timmy'ego. Za to co pozwoliłeś mu zrobić, chociaż wiedziałeś, że to nie jest coś komfortowego dla ciebie. Nie możesz robić takich rzeczy, nawet jeśli sądzisz, że ktoś tego potrzebuje – wyjaśnił Danny. – Chcę być pewien, że mogę ci ufać. Chcę wiedzieć, że jeśli kiedyś mnie poprosisz, żebym cię uderzył, to nie będzie wynikało z twoich urojeń, że nie wystarczasz mi – ciągnął dalej Williams. – Chcę, żebyś czuł się w tym pewnie. Jeśli będę czegoś chciał, na pewno cię o tym poinformuję. A wtedy usiądziemy i to przedyskutujemy. Sprawa wygląda dokładnie w ten sam sposób, jeśli chodzi o ciebie. Czujesz, że możemy iść dalej? Powiedz mi o tym, a ja to zaaranżuje – obiecał mu. – Czasem może coś ci się spodobać, ale inne rzeczy nie i to jest okej. Określimy granice, których dopilnuję – dodał.
- Wiesz o tym, że pracuję w jednostce no nie? – spytał Steve nagle i Danny prychnął. – I będę na bieżąco robił wiele rzeczy, które ci nie opowiadają – dodał.
- Nie będziemy tego mieszać z pracą – odparł Williams spokojnie. – Każdy ma swoje obowiązki. Nie chcę, żebyśmy byli w związku BDSM w pełnym wymiarze. To nie jest coś, czego szukam, ale jeśli…
- Nie, ja też nie chcę. Chcę wiedzieć co zrobisz, kiedy ja zrobię coś głupiego – powiedział Steve.
- Nawrzeszczę na ciebie – stwierdził Danny. – Nic więcej. Wyjątkiem jest to, gdy pozwolisz komuś się trzymać w zamknięciu, żeby go dorwać. Żadnego pozwolenia na porywanie cię. To wtedy będzie mieszało z naszym związkiem i mówię temu nie. Poza tym bądź pewien, że Lou i ja cię odbijemy, a wtedy, kiedy położę na tobie ręce, nie dojdziesz przez tydzień. Zapomnisz jak wyglądały orgazmy – zagroził mu.
Steve zadrżał lekko i to bynajmniej nie ze strachu.
- Chryste, to cię kręci – stwierdził Danny. – Zakaz pływania – zdecydował.
- Hej! – zaprotestował.
- Jaki jest sens kary, skoro cię kręci? – spytał Danny. – Wymyślę coś jeszcze, ale potrzebuję czasu – przyznał. - I będę pamiętał, żeby cię trzymać na krawędzi dłużej niż krócej – dodał, całując go lekko w czoło.
Steve ułożył się wygodniej, decydując jednak, że podłoga zaczyna wyglądać coraz lepiej.
- Co Grace lubi na deser? – spytał, zastanawiając się czy nie zrobić czegoś z dodatkiem ananasa.
- Foki – odparł Danny i prychnął w jego włosy.