Mistrzyni Jocasta Nu kochała porządek. Kochała także spokój i ciszę. A oprócz tego kochała dobrą, czystą walkę. Mogła sobie być surową szefową Archiwów, rozważną członkinią Rady, zręczną negocjatorką – ale u jej boku, dyskretnie zasłonięta fałdami długiej do podłogi tuniki i tabardami, zwisała lśniąca rękojeść miecza świetlnego, pamiątka z dawnych lat, gdy ta niezwykła strażniczka wiedzy była stróżem pokoju. Może i posunęła się już w latach, ale w jej sercu nadal tlił się żar. I niekiedy pozwalała mu na przemianę w żywy ogień również w ulotnym życiu zewnętrznym.

Jako jedna z pierwszych stawiła się wieczorem w górnym dojo, w którym miał się odbyć finał turnieju Chakory Sevy.

Słońce obniżało się powoli na poszarpanym drapaczami chmur horyzoncie Coruscant; Jedi wchodzili po dwoje, troje, a czasem w kilkunastoosobowych grupkach na duże balkony lub siadali na ławach wzdłuż długich ścian sali, odgrodzonych od przestrzeni pośrodku. Trzy droidy sędziowskie unosiły się pod wysokim sufitem w sumiennym oczekiwaniu na rozpoczęcie walki; gwar w sali raz przybierał na sile, a raz przycichał, jak poszept niewzburzonego oceanu. Stawili się rycerze, mistrzowie, wyeliminowani z turnieju padawanowie, starsi adepci, radosna gromadka małych członków klanu z pełnym niespożytych sił Ali Alaanem na czele, a nawet kilku członków Rady. Jocasta prześliznęła się przez szepczący krąg widzów i zatrzymała się w rogu sali, obok Qui-Gon Jinna, który stał spokojnie ze skrzyżowanymi na piersi ramionami. Na jego twarzy malował się pełen dystansu spokój. Jak wcześniej, nie było przy nim jego ucznia.

Dokładnie w chwili, gdy zaszło słońce, Ki Adi Mundi uderzył w niewielki dzwonek – dźwięczna nuta natychmiast przerwała gwar profesjonalnego zainteresowania i rozbawionego oczekiwania. Po drugiej stronie rozległego dojo mistrz Yoda stuknął laską w podłogę.

– Niech ci, którzy wyeliminowani nie zostali, wystąpią – rzekł chrypliwie.

Zwinna, sprytna Ren Skarlan i wysoki, budzący respekt Ky Shinshee wyszli z przeciwległych stron na środek sali. Ukłonili się sobie nawzajem na znak szacunku. Qui-Gon Jinn poruszył się lekko, ale nie odezwał się – jego twarz nadal nie zdradzała żadnych emocji.

– Mistrzowie, zostaliśmy tylko my dwoje – oznajmiła Ren wysokim, dźwięcznym głosem. Skórzana opaska przytrzymywała z tyłu jej lekku, jak zwykle u Nautolan. Ren była równie wysoka i silna jak przeciętny przedstawiciel rasy ludzkiej płci męskiej, a jej talent szermierczy nie miał sobie równych.

– Troje – rozległ się z góry inny głos. I bez żadnych dodatkowych wyjaśnień Obi-Wan Kenobi zeskoczył z balkonu. Przefrunął lekko nad barierką i wylądował na ugiętych kolanach na podłodze dojo. Nie miał na sobie płaszcza; w prawej ręce trzymał luźno miecz treningowy. Moc zamigotała żartobliwie, wyzywająco; niewidzialne jasne iskry entuzjazmu obsypały wszystkich zgromadzonych w sali.

– Co?

– Ty?!

Przez salę przemknęła fala szeptów i szelestów płaszczy, porywając Moc w wir skonfundowanej niepewności. Kilkoro dzieci pod opieką Ali Alaana, oczarowanych tym poruszeniem, zaklaskało z radości.

– Przecież widziałem go dziś rano w Archiwach! – zawołał padawan z tylnych rzędów. – A potem w sali map!

– Wcześniej chodził z nami! – dodał inny. – Myślałem, że został wyeliminowany!

– Jadł z nami obiad! – wykrzyknęła Yosho Yu-mei.

– Widziałam, jak pomagałeś mistrzowi Yodzie – powiedziała oskarżycielskim tonem Ren. Z zaskoczenia i oburzenia aż zamrugała szybko swoimi dużymi czarnymi oczami.

– Widziałem cię w Komnacie Tysiąca Fontann – warknął Ky Shinshee. – Medytowałeś. Zostawiłem cię w spokoju z szacunku. Mogłem cię wtedy bez trudu pokonać!

– Nie sądzę – odparł cicho Obi-Wan.

– Oszust – syknął Ky. A może tylko tak pomyślał. Jego usta się nie poruszyły; ale w takim zgromadzeniu równie niegodnej myśli nie dało się nie usłyszeć.

Qui-Gon Jinn znów się poruszył; położył duże dłonie na pasie i niemal niedostrzegalnie przeniósł ciężar ciała do przodu. Jocasta uśmiechnęła się do siebie; rozpoznała instynktowne ustawienie się w klasycznej pozycji obronnej. Jinn miał zdecydowanie opiekuńczy stosunek do swojego ucznia.

– Dosyć! – Głos Yody zagrzmiał tonem nieubłaganego rozkazu, uciszając wszystkie głosy w sali, zawieszając wszelkie niesforne myśli. Ali Alaan przyklęknął, by uspokoić przestraszonego czterolatka.

– Publiczne oskarżenie o nieuczciwość wysuwasz, Ky. Poważne takie oświadczenie jest.

Chłopak oderwał płonące niechęcią oczy od przeciwnika i popatrzył na Yodę. W jego wzroku malował się upór.

– Mówię o tym, co każdy myśli w głębi serca – powiedział. – Padawan Kenobi nie ma prawa tu być. Wszyscy tu obecni są tego świadkami.

– Prosimy o wyjaśnienia, Obi-Wanie – rzekł stanowczo Ki Adi Mundi.

Młody Jedi ukłonił się.

– Dobrze, mistrzu. Jak mówił Chakora Seva, „Las kryje się wśród swych drzew; powietrze trwa nieruchomo w bryzie; słońce zda się zwielokrotnione na morzu; choć jestem tu, nie widzisz mnie."

Jocasta Nu wciągnęła raptownie powietrze – aż Qui-Gon Jinn rzucił na nią baczne spojrzenie. Cóż za bezczelność! Był to przecież ten sam fragment, o którego przetłumaczenie poprosił ją dziś pewien podstępny padawan.

– Dostojni mistrzowie, wpisałem się na listę zawodników dziś rano, przed wschodem słońca – ciągnął Kenobi. – I przez cały dzień ukrywałem się. Na oczach wszystkich. Ani raz nikomu nie powiedziałem, że zostałem wyeliminowany. Jeśli inni tak uznali albo zinterpretowali w taki sposób to, co mówiłem, to już ich sprawa. Nie szukałem konfrontacji z innymi zawodnikami, przez nikogo nie zostałem też wyzwany do walki – przez cały dzień. W związku z tym nikt mnie nie wyeliminował. I oto jestem.

Na ustach Qui-Gon Jinna zarysował się delikatnie cień uśmiechu. Jego obecność w Mocy lśniła niepowstrzymaną dumą. Jocasta uniosła brew, ale nie zwrócił na nią uwagi – jego szare oczy utkwione były w padawanie, który był teraz wyłącznym obiektem zainteresowania całej sali. Panowała niezwykła, przepełniona powszechnym zadziwieniem cisza. Jedynym źródłem ruchu w sali były uszy mistrza Yody, drgające w wyraźnej wesołości.

– Hhhmh – parsknął Yoda. Szelmowski uśmieszek zmarszczył jeszcze bardziej jego przywiędłe rysy.

Ren Skarlan zamknęła usta z głośnym kłapnięciem – a sądząc po odgłosach dobiegających z całej sali, to samo zrobiła znaczna część publiczności.

Przez salę przebiegła fala poruszonych szeptów; Jocasta z łatwością wyczuwała, że większość mistrzów była pod wrażeniem. Uczeń Qui-Gona zdecydowanie sprostał swojej reputacji, choć niekoniecznie tak, jak wszyscy się spodziewali. Padawanowie wyraźnie czuli się oszukani, choć dobre maniery kazały im zaprzestać protestów. Adepci zaś zachorowali tłumnie na przypadek absolutnego uwielbienia dla idola.

– Nie możesz zrobić czegoś takiego! – warknął ostrym, gardłowym głosem Ky Shinshee.

– Właśnie to zrobiłem – odparł Obi-Wan niebezpiecznym, aksamitnie uprzejmym tonem.

Mistrz Yoda znów stuknął laską w podłogę.

– Mistrzu Qui-Gonie – zawołał. – Zasady turnieju złamał twój padawan?

– Nie, mistrzu – odparł spokojnie wysoki Jedi. – Nagiął je tylko. – Omiótł stanowczym wzrokiem publiczność. Nikt nie zakwestionował jego opinii, choć niektórzy nie kryli swojej irytacji, obawiając się, że stary buntownik odciśnie teraz swój ślad na młodszym pokoleniu.

– Z tym zgadzam się i ja – oświadczył Yoda. Wszystkie oburzone szepty ucichły. Słowo Wielkiego Mistrza było ostateczne. Jego ciepłe, zielonozłote oczy spoczęły na chwilę na Obi-Wanie, a potem Yoda skierował wzrok na Ren Skarlan i Ky'a Shinshee. – Założenia mylne przyjęliście. We własnych głowach kryjówkę dla niego stworzyliście. Swoich przeciwników pokonaliście oboje; on zaś z przeciwników swoich sojuszników i zarazem ofiary zrobił. Zasady żadnej nie złamał, a tylko dumę waszą zranił. W turnieju pozostaje.

– Tak, mistrzu – odezwali się jednogłośnie wciąż niezadowoleni, ale spokornieli już padawanowie.

Troje finalistów wycofało się do rogów dojo i przystanęło w oczekiwaniu na decyzję, kto z kim się zmierzy w walce o zwycięstwo.

– Hmmmm – mruknął z namysłem Yoda, przypatrując się im spod zmrużonych powiek. – Skoro zasady młody Obi-Wan nagiął, nagnę je i ja. – Wskazał laską na Ren i Ky'a. – Walczyć z nim oboje będziecie. Jednocześnie.

Wśród wybuchów śmiechu widzów zapaliły się wibrującym życiem trzy miecze świetlne. Jocasta aż zmrużyła z radości ciemne oczy na widok emocji, które przebiegły twarz Obi-Wana Kenobiego: pełne niezrozumienia zaskoczenie i oburzone rozbawienie, które ustąpiło miejsca dzikiemu, wojowniczemu uśmiechowi. Natychmiast przyjął defensywną pozycję – stał w końcu naprzeciw dwojga utalentowanych i dość poirytowanych przeciwników. Nie miał nic do stracenia. Podczas gdy jego samego rozsadzała tłumiona i ukrywana od rana energia, Ky i Ren byli zmęczeni po dniu strategicznych podchodów i bezustannych pojedynków. Miała to być jednak nierówna walka – a przez to coś, co widownia miała zapamiętać na długo.

Pierwszy wspólny atak Ren i Ky'a został gwałtownie i perfekcyjnie odparowany mieczem i silnym pchnięciem Mocą, po którym oboje wylądowali na podłodze pół sali dalej. Natychmiast poderwali się na nogi w idealnie skoordynowany sposób, ale wówczas ich cel już sam ruszył do ofensywy, z mieczem rozmiganym w młyńcu błękitnego światła, płynnie i szybko – był jednocześnie wszędzie i nigdzie.

Widzowie przesunęli się i wycofali pod ściany – walka przemieniła się w chaos uderzeń i parad. Obi-Wan musiał mocno się napracować, by uniknąć ciosów swoich zajadłych rywali i dokonał takiego akrobatycznego pokazu Ataru, że najmłodsi członkowie widowni aż zapiszczeli, bijąc brawo. Lekku Ren Skarlan wymknęło się spod opaski i rozwinęło się, powiewając malowniczo i chłoszcząc powietrze, gdy zawirowała w miejscu i natarła na Kenobiego, podczas gdy Ky zaatakował go z tyłu serią błyskawicznych, potężnych uderzeń. Wzięty w dwa ognie Obi-Wan uchylił się, skoczył, zwinął i saltem w tył wymknął się przeciwnikom, o włos unikając każdego z uderzeń. I zaraz znów musiał zrobić unik przed kolejnym szerokim zamachem miecza Ren; zasłonił się przed brutalnym cięciem Ky'a za plecami i odskoczył, taranując niemal Jocastę – rozpęd skoku zaniósł go aż na koniec dojo.

– Skup się – upomniała go ostro. Wiedziała dobrze, że miecz treningowy jest tak gorący, że mógłby nadpalić jej szaty. Stojący obok Qui-Gon Jinn parsknął śmiechem. Jego uczeń wyprostował się i znów skoczył w wir walki, wychodząc śmiało naprzeciw kolejnemu atakowi. Kreślił mieczem, dźwięczącym Mocą, świetlną tarczę wokół siebie, parując, uchylając się, robiąc uniki, blokując rywali. Każde pchnięcie przeciwnika spotykało się z pchnięciem – każde było parowane, raz, drugi, trzeci… Ky Shinshee wykrzywiał gniewnie usta, zaś opalizujące oczy Ren zwęziły się w skupieniu.

Jocasta patrzyła z zainteresowaniem wykraczającym poza motywację czysto akademicką. Dynamiczne widowisko przykuło uwagę nawet doświadczonych szermierzy. Yoda spoglądał beznamiętnie, Qui-Gon Jinn z ostrożnym, krytycznym dystansem, zaś klan Ali Alaana otwarcie okazywał entuzjazm.

Oburzenie Ky'a Shinshee z powodu oszustwa, jakiego dopuścił się jego wróg, przerodziło się w gorączkową pasję; Moc kłębiła się wokół niego z poblaskami niepohamowanej energii. Tymczasem Ren Skarlan straciła koncentrację – jej wyczucie równowagi zostało zachwiane zmianą w nastroju na sali – i oto, błyskawicznym ciosem w dół, Obi-Wan wyłuskał jej z dłoni miecz świetlny. Ky Shinshee wykorzystał to, by zaatakować go od tyłu i drasnął mieczem plecy Obi-Wana, odskakując niemal natychmiast saltem do tyłu.

– Dostał! – krzyknął, z głosem nabrzmiałym satysfakcją. – Wygrałem!

Ale Ki-Adi Mundi potrząsnął przecząco głową o wysokim czole.

– Walka odbywa się zgodnie z tradycyjnymi zasadami, nie zaś według przepisów dotyczących walk treningowych. Musisz rozbroić przeciwnika, zmusić go do poddania się lub zadać śmiertelny cios. Kontynuujcie.

Ren dołączyła, utykając, do tłumu widzów. Mimo doznanego upokorzenia z gracją zaakceptowała porażkę. Na środku sali dwaj pozostali padawanowie krążyli wokół siebie w napięciu; dwa miecze świetlne buczały cicho w pachnącym spalenizną powietrzu.

– Szarlatan – szepnął Ky. – Twój mistrz ma godnego siebie ucznia.

Ich miecze brutalnie zderzyły się ze sobą w wybuchu wzajemnego oburzenia. Pojedynek nabrał prędkości, intensywności; walczący rozwijali skrzydła, czerpiąc siłę z Mocy, by wytrzymać tę zapierającą dech w piersiach nawałnicę światła i dźwięku ciosów. Ky Shinshee zdawał się skupiać całe swoje jestestwo w jednym punkcie, niczym zapadająca się w sobie wściekła czarna dziura, podczas gdy jego przeciwnik stopniowo uspokajał się, jakby zapadając w trans – odsłonił zęby w lekkim uśmiechu, a oczy lśniły mu przedziwną, pełną rewerencji radością, wpatrzone tylko w grę świetlistych kling i w rzeczywistość poza nimi.

Ky zrobił nagły wypad w przód, kierując łapczywą klingę w szyję przeciwnika; Obi-Wan odbił się saltem do tyłu, wymykając się atakowi. Odwracając się, kopnął Ky'a stopą w ramię. Ky zachwiał się i zrobił krok w bok, po czym natarł znów z dziką brutalnością. Obi-Wan sparował go pionowym uderzeniem, odbił miecz Ky'a w bok, zwinął się, zaatakował, zasłonił, wychylił się do przodu, zawirował w miejscu, uchylił się, zadał cios do góry, do dołu, wykonał kolisty zamach, a potem kolejne pchnięcie w dół. Zwarli miecze. Napierali na siebie z bliska, niemal stykając się kolanami, podczas gdy klingi tryskały oślepiającym światłem i iskrami. Każdy usiłował za wszelką cenę odrzucić przeciwnika w tył. Twarze mieli spięte od nadludzkiego wysiłku.

Ky uśmiechnął się.

I kopnął przeciwnika prawym kolanem w krocze. Obi-Wan zgiął się w pół. Ky wykonał zabójczy cios – który nie trafił jednak w cel, gdyż jego przeciwnik zatoczył się jednocześnie w bok, wydając z siebie jęk bólu. W podłodze pojawiło się długie cięcie. Ky znów pchnął w dół i tym razem Obi-Wan w ostatniej chwili zdążył zasłonić się mieczem. Ky zaklął i natarł całą swoją siłą; miecze zabrzęczały przeraźliwie, ześlizgując się jeden z drugiego. Padawanowie znów napierali na siebie, Ky przechylał zwarte klingi coraz bliżej i bliżej twarzy przeciwnika, aż piekące iskry sypnęły się na twarz i włosy Obi-Wana.

Qui-Gon Jinn wciągnął gwałtownie powietrze. Jego wysoka postać zesztywniała w nieruchomym napięciu. Jocasta pochyliła się do przodu, otwierając szeroko oczy na widok tak brutalnej taktyki.

Nagle Ky Shinshee wykonał salto do przodu, lądując ciężko na podłodze – dostał kopniaka poniżej pleców. Padawanowie obrócili się gwałtownie w miejscu, wdzięcznym, niemal wężowym ruchem i znów ruszyli do walki. Ich oręż rozbrzmiał w nieharmonijnym duecie, gdy jedno ostrze zablokowało drugie. Natarli na siebie, po czym cofnęli się o pół kroku, zataczając za sobą bliźniacze łuki mieczami.

Ky Shinshee zebrał wokół siebie Moc niczym elektryczna burza, tętniąca potęgą.

Tymczasem Obi-Wan zamknął oczy – a jego twarz wygładziła się w wyrazie całkowitej pogody.

Ky zaatakował – burza wyładowała się w niespotykanej furii – ale jego zajadłe natarcie załamało się i rozbiło o ścianę błękitnej błyskawicy. Dwa miecze uderzały o siebie i wirowały, oślepiając widzów; świetlne odblaski goniły się, swobodne jak błyskawice, po ścianach i suficie, powietrze wypełniło się brzęczeniem plazmy, a jaskrawy, gwałtowny strach zmieszany z radością rozprzestrzeniał się niepohamowanie w huczącej, kipiącej Mocy.

Wtem miecz Ky'a wyfrunął mu z ręki jak spłoszony ptak i upadł na podłogę balkonu, wysoko w górze. Obi-Wan zakończył ruch skomplikowanym esem-floresem, zatrzymując czubek miecza o pół dłoni od piersi Ky'a.

Pokonany rywal zrobił, potykając się, krok w tył i ukłonił niezgrabnie zwycięzcy. Na policzki wystąpiły mu czerwone plamy, zdradzając, jak gorzkie musiało być dla niego to rozczarowanie. Obaj zawodnicy, mokrzy od potu, ciężko oddychali.

– Turniej zakończył się. Mamy zwycięzcę – ogłosił Ki-Adi Mundi. Z balkonów i z dołu dojo zagrzmiały oklaski. Qui-Gon Jinn wypuścił długi oddech z piersi, a napięcie wyraźnie opuściło jego ramiona. Publiczność z wolna rozproszyła się, udając się w swoją stronę. Padawanowie poszli za swoimi mistrzami, rozespane dzieci podreptały za Ali Alaanem.

Jocasta Nu poczekała cierpliwie, aż rozejdzie się tłum gratulujących entuzjastycznie admiratorów i dopiero wtedy podeszła do zwycięzcy turnieju. Qui-Gon Jinn stał za nim, trzymając opiekuńczo dłoń na jego ramieniu. Choć obaj nadali swoim rysom pozór obojętności, jak przystało Jedi, w ich minach krył się ślad łobuzerskiej wesołości.

Archiwistka skłoniła srebrzystą głowę przed młodym padawanem.

– Gratulacje – rzekła. – Jesteś prawdziwym wężem kryjącym się w trawie, padawanie Kenobi.

Obi-Wan zamrugał oczami, zerknął pytająco na swojego mentora – wyraźnie nie mając pewności, czy to komplement czy wręcz przeciwnie – i ukłonił się.

– Dziękuję, pani Nu.

– Mistrz Seva rzekł raz „Powitaj z radością zwycięstwo, gdy cię nawiedzi, ale żegnaj je też przyjaźnie, gdy odchodzi". Znasz może ten cytat?

Młody Jedi zmarszczył brwi i potrząsnął lekko głową, uprzejmie zaprzeczając.

– Ach… Nie, nie znam tego aforyzmu – odparł.

– Cóż – Jocasta Nu uśmiechnęła się do niego przyjaźnie, chowając dłonie w rękawy. Jej nader pogodny uśmiech objął również Qui-Gon Jinna. – Zapewne powinieneś do niego zajrzeć, gdy będziesz się uczył następnym razem do egzaminu z twi'lekańskiego.

Brwi mistrza Jinna uniosły się do góry. Utkwił w swoim uczniu przenikliwy, domyślny wzrok. Padawan otworzył usta w bezgłośnym zaskoczeniu, zaś wargi jego nauczyciela zacisnęły się w półuśmiechniętą, półwyzywającą kreskę. Obi-Wan zaczerwienił się gwałtownie – na jego twarzy odmalowało się dokładnie to, co wcześniej na twarzach jego kolegów.

Jocasta pochyliła głowę na znak pożegnania.

– Przepraszam, ale muszę was opuścić – rzekła z filuterną nutką w głosie. – Muszę wrócić do obowiązków… A jestem pewna, że macie wiele do omówienia.

– Tak – rzekł stanowczo Qui-Gon Jinn. – Myślę, że w programie będzie wykład… Na temat właściwego i niewłaściwego zastosowania oszukańczych strategii. Czyż nie zgadzasz się ze mną, mój wyjątkowo mądry i bardzo, bardzo młody padawanie?

– Umm…Tak, mistrzu.

Mistrzyni Nu z satysfakcją zauważyła, że zwycięzca turnieju jest w istocie wzorem pokory, ostatnie słowa wypowiedział bowiem z podszytą obawą potulnością. Skinęła, zadowolona, głową. A potem, jako strażniczka wiedzy i pogody ducha, pozostawiła nieuchronną dyskusję w kompetentnych rękach swoich rozmówców i z lekkim uśmiechem na wąskich ustach udała się z powrotem do swojego pradawnego królestwa porządku.

W końcu ona również rozczytywała się w rozprawach mistrza Sevy.