Tytuł: Szczeniak II – Gniew Snape'a
Oryginalny tytuł: Whelp II – The Wrath of Snape
Autor: jharad17
Zgoda na tłumaczenie: Jest
Długość: 25 rozdziały
Relacje: Severitus
Rating: 15+
Tłumaczenie: Lampira7
Beta: PersianWitch
Link: s/3774019/1/Whelp_II_The_Wrath_of_Snape

Rozdział 1

Dzieci zaczęły wchodzić do Wielkiej Sali. Harry ledwie się powstrzymywał przed podskakiwaniem na swoim krześle. Wiedział jednak, że musi być spokojny i zachowywać się jak prawdziwy dżentelmen, bo inaczej zostanie odesłany do swojego pokoju, a on naprawdę, ale to naprawdę, chciał zostać. Po pierwsze, siedział obok ojca i zawsze lubił być blisko niego. Sprawiało to, że czuł się bezpieczniejszy niż gdziekolwiek indziej. Po drugie, chciał ponownie zobaczyć Charliego, a ojciec obiecał, że będzie on na kolacji.

To był pierwszy raz, gdy Harry uczestniczył w posiłku w Wielkiej Sali. Miał wcześniej obiady z ojcem, personelem, a nawet z panią Weasley, Ronem i Charliem, ale pomieszczenie było teraz tak zapełnione. I głośne. Pokój był także oświetlony tysiącami jasno płonących świec, które unosiły się nad jego głową w środku nocnego nieba wypełnionego gwiazdami. Na stołach stały lśniące, złote kielichy umieszczone na talerzach. Twarze uczniów świeciły niczym tysiące gwiazd. To było piękne.

I straszne.

Ojciec popatrzył na niego, gdy jego kolana zaczęły się trząść. Położył jeden z wąskich palców na dłoni Harry'ego, którą chłopiec trzymał na stole.

— Wszystko dobrze, Harry? — zapytał.

Jego głos był spokojny i głęboki, a sposób w jaki powiedział jego imię sprawiał, że Harry chciał się uśmiechnąć. Odkąd pamiętał, ojciec był pierwszą osobą, która kiedykolwiek tak się do niego zwracała. Jakby dbał. Jakby naprawdę chciał wiedzieć, czy Harry dobrze się czuje.

— Tak, proszę pa… tak, ojcze.

Prawie wszystko popsuł w tej chwili. Robił to czasami, kiedy był zdenerwowany albo się bał, ale ojciec nigdy na niego nie nakrzyczał, gdy popełnił błąd i zwrócił się do niego „proszę pana". Czasami wyglądał na rozczarowanego, a Harry nienawidził tego. Sprawiało to zawsze, że czuł się mały i głupi, jakby wciąż zasługiwał na zamknięcie w schowku i nakrzyczenie przez wuja Vernona.

— Możemy odejść, jeśli chcesz — powiedział cicho ojciec. — Mogę wysłać Nelli, by poczekała z tobą na dole schodów. Jest tu znacznie więcej osób niż jesteś przyzwyczajony.

Harry potrząsnął głową. Nie chciał iść. Chciał zostać. Ale czasami wszystko było po prostu przytłaczające.

— Czuję się dobrze, ojcze — odpowiedział. — Naprawdę.

Brwi ojca zwróciły się ku dołowi, gdy zmarszczył czoło patrząc na niego, ale potem skinął głową i zostawił temat. Stoły prawie się zapełniły, a Harry zobaczył błysk jasnoczerwonych włosów wśród morza nowych twarzy. Usiadł prosto i podniósł rękę, machając lekko. Przy stole po lewej stronie, Charlie uśmiechnął się i odmachał.

Harry'ego poczuł ciepłe uczucie ogarniające jego ciało. Oparł się na swoim krześle i zrelaksował się.

— Jesteś teraz szczęśliwy? — zapytał ojciec. Jego wargi drżały. Harry wiedział, że jest to jego odpowiednik uśmiechu. — Widzisz, nie zapomniał o tobie.

Harry skinął głową. Zadowolony uśmiech widniał na jego twarzy. Jego Charlie wrócił. Może mogliby jutro zagrać w Quidditcha lub eksplodującego durnia. Pokaże mu nowe przejście, które znalazł wraz z Fernem na trzecim piętrze, za posągiem garbatej wiedźmy. Fern nie pozwolił mu wejść do odkrytego wejścia, ale mógł się założyć, że Charlie by poszedł razem z nim. Potem mogliby pójść na herbatę do Hagrida i rozmawiać o smokach. Harry zawsze uwielbiał pomysł smoków, ale dopóki Charlie nie zaczął pytać pół-olbrzyma o wszystko, co o nich wiedział i o to, jak je trenować, nigdy nie pomyślał, że są prawdziwe! Teraz naprawdę chciał zobaczyć jednego na własne oczy, ale ojciec powiedział, że to się Nigdy Nie Stanie.

Zerkając ponownie na stół, Harry zobaczył, że Charlie rozmawia z chłopcem po swojej lewej stronie, który miał ciemne włosy i ciemną karnację. Obaj śmiali się. Harry zmarszczył brwi, zastanawiając się, o czym mówią. Rozmawiali o smokach?

— Spójrz tutaj — powiedział ojciec i wskazał brodą ku drzwiom znajdującym się po boku ich stołu. — Nadchodzi profesor McGonagall.

— Co to jest? — spytał Harry, wskazując na to.

Profesor Mcgonagall postawiła mały stołek i umieściła na nim dość zużyty stożek materiału.

— To Tiara Przydziału — odpowiedział Snape.

— Co robi?

— Zobaczysz.

Harry spojrzał na ojca. Ciemne, niezgłębione oczy miały w sobie przytłumioną wesołość. Jakie rzeczy może robić kapelusz? Chciał zapytać, ale kiedy jego ojciec był taki tajemniczy, to zwykle chciał, żeby Harry zobaczył coś bez żadnych „wcześniejszych uprzedzeń", cokolwiek miało to znaczyć. Czasami po prostu lubił widzieć zdziwienie Harry'ego. Chłopiec sądził, że to nie będzie nic przerażającego, ponieważ Snape wiedział, że lepiej nie zaskakiwać jego syna strasznymi rzeczami.

Harry zmienił jednak co do tego zdanie, gdy profesor opuściła na chwilę Wielką Salę, a później wróciła do niej prowadząc za sobą ciąg przerażonych nowych uczniów. Twarze niektórych z nich były bielsze niż Sir Nicholasa, a przynajmniej jeden z nich naprawdę płakał.

— Co się z nimi stanie, tato? — zapytał szeptem Harry.

Snape spojrzał na niego badawczo, a potem uścisnął mocno jego ręce.

— Nie martw się, Harry — powiedział równie cicho. — Nic ich nie skrzywdzi. To tylko mały test.

Harry przełknął i przytaknął. Ufał swojemu ojcu. Naprawdę. Uratował go kilka razy, od pana Filcha, kałamarnicy i od Dursleyów. Był również jedyną osobą na świecie, która w kółko obiecywała zapewnić mu bezpieczeństwo.

Zaraz po tym jak nowi uczniowie zatrzymali się przed stołem, ku zdumieniu Harry'ego utworzył się otwór w boku kapelusza, który zaczął śpiewać! Nie rozumiał wszystkich słów piosenki, ale usłyszał nazwy domów, jakich ojciec go nauczył: Gryffindor, Slytherin, Hufflepuff i Ravenclaw. Ojciec był odpowiedzialny za Slytherin i twierdził, że węże są najlepsze ze wszystkich z nich. Harry bardzo lubił węże, zwłaszcza te, z którymi rozmawiał, dlatego zgadzał się z nim.

Kiedy tiara zaśpiewała, przy stołach uczniów, a nawet przy nauczycielskim rozbrzmiewały liczne klaskanie. Profesor McGonagall wystąpiła do przodu z pergaminem w dłoni, który rozwinęła. Popatrzyła na pierwszoroczniaków i skinęła głową.

— Kiedy wyczytam nazwisko i imię, dana osoba nakłada tiarę i siada na stołku, by zostać przydzielonym do danego domu. Abbott Sarah.

Dziewczyna z długimi blond włosami, zaplecionymi w gruby warkocz spoczywający na plecach, rzuciła się do przodu, jakby została przyciągnięta przez niewidzialny sznurek. Stanęła koło stołka. Profesor podniosła na chwilę tiarę, by dziewczynka mogła spokojnie usiąść. Kiedy to zrobiła, kapelusz spoczął na jej głowie. Siedziała sztywno na stołku, z dłońmi splecionymi przed siebie. Trwało to kilka sekund, ale Harry'emu wydawało się, że minęła wieczność. Co robiła tiara?

Nagle tiara krzyknęła głośno:

— HUFFLEPUFF!

Rozbrzmiały wiwaty przy jednym ze stołów i uprzejme klaskanie od pozostałych uczniów. Sarah Abbott zeskoczyła z dużym uśmiechem na twarzy ze stołka i pośpiesznie podążyła w tamtą stronę.

— Widzisz, Harry — powiedział Snape. — Są tylko posortowani do swoich domów. Nikomu nie dzieje się krzywda.

Harry uśmiechnął się w odpowiedzi i niemal żałował, że nie zostanie posortowany, ponieważ mógłby być w domu ojca i być jednym z jego cennych węży.

Reszta uczniów również została przydzielona do odpowiednich domów, ale Harry zwrócił uwagę jedynie na tych, którzy skończyli w Slytherinie, czyli na: Marcusa Flinta, Terrence'a Higgisa i Persephone Urquhart, a także na Percivala Weasley'a, młodszego brata Charlie'go, który skończył w Gryffindorze. Percy, jak go nazywał Charlie, nie uśmiechał się tak jak jego brat, z dołeczkami, pokazując zęby. Harry zdecydowanie stwierdził, że wygląda tak, jakby uśmiech miał go niemal fizycznie zranić.

Dyrektor, profesor Dumbledore, wstał i stanął na podium umieszczonym przed stołem nauczycielskim, gdy profesor McGonagall zabrała tiarę i stołek. Miał najszerszy uśmiech ze wszystkich w pomieszczeniu, kiedy wyciągnął ręce.

— Witamy z powrotem naszych uczniów i serdecznie witamy naszych pierwszoroczniaków! Zanim zaczniemy ucztę, chciałbym powiedzieć kilka słów. Oto one: Bucik! Megafon! Druzgotek! Szczypnięcie! Dziękuję! — Usiadł i wszyscy zaczęli klaskać i wiwatować.

Harry spojrzał na swojego ojca, który westchnął i potrząsnął głową.

— Ojcze?

— Nie martw się, Harry — odpowiedział Snape. — Jestem pewien, że szaleństwo nie jest zaraźliwe.

Harry uśmiechnął się lekko, pewien, że jego ojciec żartuje, a potem podskoczył na swoim krześle, gdy na stole pojawiły się nagle półmiski i talerze wypełnione jedzeniem. Pieczona wołowina, kurczak, wieprzowina, pudding Yorkshire, kiełbaski, bekon, stek, pieczone ziemniaczki, kiełbaski, puree, frytki i groszek, marchew, sos… Harry wpatrywał się w to wszystko. Nigdy wcześniej nie widział tylu potraw w jednym miejscu. Już niemal czuł to, ostrą nutę ziemniaków, sól sosu, słodki zielony groszek…

— Na co masz ochotę? — zapytał Snape, wyrywając go z transu.

Harry z powrotem zwrócił swój wzrok na niego i pokręcił głową, nie wiedząc, co powiedzieć. Mężczyzna uśmiechnął się lekko i położył wszystkiego po trochu na jego talerzu, a potem, zanim Harry zdążył zapytać, pokroił mięso na małe kawałki, które chłopiec mógł nabić na widelec.

— Może zechcesz zamknąć usta… — powiedział cicho Severus — …i podnieść widelec.

Zawstydzony, Harry pośpiesznie zrobił to co powiedział jego ojciec i zaczął jeść. Wszystko było pyszne. Zatracił się w poczuciu smakowania góry jedzenia. Kruchego mięsa, chrupiących warzyw i delikatnego, kremowego sosu. W pewnym momencie przymknął oczy i był zaskoczony, gdy Snape wytarł mu twarz serwetką, aby usunąć pozostałości ziemniaków z jego policzka. Ojciec nie wytknął mu jego braku manier, za co był wdzięczny.

Hagrid siedział po drugiej stronie Harry'ego i skończył cztery porcje swojego jedzenia nałożonego na talerz, zanim chłopiec zjadł swoją pierwszą. Harry patrzył, jak ogromny człowiek jadł. Widział, jak okruchy z chleba, kawałki ziemniaków, a nawet krople sosu utykają w rozłożystej brodzie. Zastanawiał się, w jaki sposób Hagrid ją później oczyszczał. Harry'emu zawsze wystarczała jedynie serwetka.

Kiedy wszyscy zjedli, resztki obiadu zniknęły z talerzy, pozostawiając je ponownie czystymi. Chwilę później, na miejscu potraw pojawiły się puddingi każdego smaku, jaki Harry mógł sobie wyobrazić. Bloki lodów w dziesiątkach smaków, szarlotki, truskawki i wiśnie do zanurzania w czekoladzie, eklerki, pączki, deser trifle, melasowe tarty, pudding ryżowy oraz chlebowy i tort figowy.

Harry miał szeroko otwarte oczy, gdy patrzył na to wszystko.

— Możesz wybrać dwie rzeczy — powiedział Snape. — Nie chcę, by przez całą noc bolał cię żołądek.

Harry przytaknął.

— Chcę…

— Mogę.

Harry zmarszczył nos na to upomnienie i zaczął ponownie:

— Czy mogę mieć tartę?

— Możesz — odpowiedział i położył kawałek ciasta na talerzu Harry'ego. — I jeszcze jedna rzecz, jeśli chcesz.

— Lody?

— Czy tak o to pytasz?

Harry skrzywił się.

— Nie, ojcze. Czy mogę mieć te lody? — Wskazał na blok białych lodów z czarnymi plamkami.

— Oczywiście. — Snape wziął porcję lodów i położył ją na cieście. — Ekscytacja z powodu ogromnego obiadu nie jest powodem, aby zapominać o manierach — mruknął i Harry skinął głową.

— Tak, ojcze. Przepraszam.

Severus uśmiechnął się do niego jednym z tych pełnych zadowolenia uśmiechów, które unosiły lewy kącik jego warg.

— Lepiej żebyś zaczął je jeść, zanim się roztopią.

Harry zachichotał na sam ten pomysł i wziął łyżeczkę. Lody były zimne i jedwabiste, tarta wciąż była gorąca i z kruchym ciastem, które rozpływało się w ustach.

— Smaczne? — zapytał Severus.

Harry skinął głową, wciąż wypełnionymi ustami, a ojciec mrugnął do niego.

Obok Harry'ego Hagrid wypijał swój trzeci kielich wina. Zapach napoju przeszkadzał mu, ale nic nie powiedział, po prostu jadł swój deser i wypił odrobię soku z dyni. Ojciec powiedział mu, że sok z dyni jest bardzo istotny na wzrost dla młodych chłopców, niezależnie od tego, czy Harry pił szklankę mleka podczas śniadania. Mimo tego, że bardzo chciał skończyć w całości swoją tartę, mógł zjeść jedynie mniejszą jej cześć, zanim jego brzuch był tak pełny, że aż bolał. Powstrzymał się przed jedzeniem, nie chcąc, żeby Severus zajmował się w nocy jego bolącym brzuchem.

Wreszcie deser również zniknął ze stołów, a dyrektor wstał ponownie. Cały pokój uspokoił się przy dźwiękach nerwowego stukania sztućcami, kaszlem, czy chichotem.

— Jeszcze kilka słów, po tym jak teraz jesteśmy nakarmieni i napojeni — powiedział dyrektor. — Mam kilka podstawowych zasad, które muszę wam przekazać. Pierwszoroczniacy powinni zwrócić uwagę, że wstęp do lasu na terenie szkoły jest zabroniony dla wszystkich uczniów i dobrze by było, aby kilka osób ze starszych roczników o tym pamiętało. — Dumbledore zmrużył oczy, patrząc w stronę stołu Gryffindora. Wśród uczniów tego domu rozbrzmiał delikatny śmiech.

— Pozwoliłem sobie również poprosić pana Filcha, woźnego, aby przypomnieć wszystkim, że używanie magii między zajęciami jest zabronione.

Z drżeniem, Harry spojrzał na niespodziewany ruch w pobliżu tylnego wejścia do Wielkiej Sali, gdzie stał mężczyzna o długich włosach i okrutnym spojrzeniu, który trzymał w ramionach dużego kota. Pan Filch. Och nie. Czuł, jak drżenie przeszywa jego ramiona i nogi, nawet przed tym, jak nawiązał kontakt wzrokowy z człowiekiem, który go złapał, skrzywdził i groził go zakuciem w kajdany. Wszystko, co mógł zobaczyć w twarzy mężczyzny było surową nienawiścią. Sprawiało to, że cofnął się do tyłu, zwijając się na krześle, ile tylko był wstanie.

Chwilę później ramię ojca znalazło się wokół jego ciała. Pochylił się nad skulonym Harrym.

— Wszystko w porządku — wyszeptał, ale w jego głosie była nuta tłumionego gniewu, który sprawił, że chłopiec był bardziej przerażony niż pocieszony. — Harry, wszystko jest w porządku. Nie skrzywdzi cię. Upewnię się co do tego.

Harry potrząsnął głową, gdy Dumbledore kontynuował swoją przemowę, nie zdając sobie sprawy z dramatu rozgrywającego się za nim.

— Eliminacje do drużyn quidditcha odbędą się w drugim tygodniu zajęć. Wszyscy zainteresowani grą dla swoich domów powinni skontaktować się z panią Hooch. I na koniec informuję, że przez najbliższe dwa miesiące jezioro jest poza dostępem dla studentów. W tym czasie, nasza kałamarnica będzie dochodziła do siebie po okropnym rozerwaniu macki.

— Chcę iść, tatusiu — przyznał się Harry, chowając twarz w szatach ojca. Pan Filch ma zamiar go zabić albo zakuć w łańcuchy i pobić. Był tego pewien. — Chcę iść do domu.

— Wiem, Harry. Wiem. Jeszcze chwila. Przepraszam.

Dumbledore odwrócił się wreszcie i powiedział:

— …przedstawiam wam nowego mistrza eliksirów, profesora Severusa Snape'a. Mam nadzieję, iż sprawicie, że wraz synem poczują się tutaj bardzo mile widziani. Profesor Snape będzie również opiekunem Slytherinu.

Rozbrzmiały oklaski, głównie dobiegające ze stołu Slytherinu, ale Harry ledwo je słyszał. Jego twarz była schowana w klatce piersiowej ojca, a ramiona wokół niego były silne. Snape trzymał go, chroniąc przed wszystkimi. Severus podniósł się i ukłonił się szybko, zanim pociągnął Harry'ego na kolana, gdy ponownie zajął swoje miejsce.

— Ciii, Harry, jestem tutaj — szeptał. — Zawszę będę cię chronił.

Jego dłonie zacisnęły się na szatach mężczyzny, a po kilku minutach, tak jak ojciec obiecał, podniósł go i wyszedł razem z nim najbliższymi drzwiami.

Ojciec był jedyną osobą, która go kiedykolwiek uratowała.

Harry ufał mu, że będzie go chronił.