N/A Oto koniec. Trochę mi z nim zeszło, w sumie nie wiem dlaczego. Może z winy studiów, a może z lenistwa. Prędzej z lenistwa. Tak, czy owak - takie oto zakończenie proponuję. Kompozycja otwarta, więc jak mnie coś kiedyś natchnie, to kto wie...

Mam nadzieję, że spodoba się Wam również ta końcówka.

I przy okazji "napisów końcowych" chciałabym serdecznie podziękować wszystkim za komentarze, wiadomości, ciepłe słowa, prośby o kontynuację, ale również za słowa krytyki. Jest mi niezmiernie miło, że nazbierało się tego wszystkiego tak dużo. Wielkie, wielkie DZIĘKUJĘ.

Polecam się na przyszłość ;)

Trust


EPILOG

Harry uśmiechnął się szeroko, widząc tort niesiony przez Molly Weasley, tradycyjnie w formie znicza. Wszyscy zgromadzeni w ogrodzie Nory goście powstali, by odśpiewać „Sto lat". Harry powiódł wzrokiem po zebranych. Niemal wszyscy Weasleyowie, łącznie z Fleur – brakowało tylko Freda, Hermiona, Hagrid, McGonagall, Andromeda z małym Teddym, Luna, Neville... Bardzo brakowało mu Remusa i Tonks, zwłaszcza, gdy patrzył na zielone obecnie włosy swojego chrześniaka.

Odegnał jednak od siebie ponure myśli i chęć zatopienia w żałobie. Starał się pamiętać o słowach Dumbledore'a – nie żałować zmarłych, przejmować się żyjącymi. Zwłaszcza, że zmarli mieli się po tamtej stronie całkiem dobrze, tego był pewien.

- Pomyśl życzenie, Harry! – krzyknęła Ginny, gdy nabrał powietrza w płuca. Spojrzał na nią i wyszczerzył zęby, wiedząc, że marzą o tym samym – niewielki domek w Dolinie Godryka z miejscem do polatania na miotłach i w dalszej przyszłości co najmniej trójka dzieciaków. Zdmuchnął świeczki, myśląc o szczęśliwej przyszłości z Ginny. Rozległy się brawa, Artur wzniósł swój puchar z Kremowym Piwem.

- Za Harry'ego Pottera, który osiągnął więcej, niż my wszyscy razem wzięci, a dziś kończy 18 lat! – wypowiedział toast. Pozostali goście unieśli swoje napoje.

- Za Harry'ego!

Pociągnęli zdrowo ze swoich pucharów i usiedli. Tort, magicznie pokrojony przez panią Weasley powędrował na talerz każdego gościa. Harry zajął się swoim kawałkiem, próbując ukryć wzruszenie. Ledwo 3 miesiące odkąd zginęli ci wszyscy ludzie, a on jadł tort i świętował, jak gdyby nigdy nic...

- Przestań się zadręczać, Harry... – usłyszał Ginny, szepczącą mu do ucha – Oni nie mają nic przeciwko świętowaniu twoich urodzin, na pewno też piją teraz Kremowe za twoje zdrowie – złapała go za rękę pod stołem i uścisnęła pokrzepiająco. Spojrzał na nią z wdzięcznością, zaśmiała się lekko i pocałowała go w nos.

/\

- Harry, kochaneczku! – usłyszał głos swojej przyszłej teściowej – Mamy jeszcze jednego gościa!

Zmarszczył brwi, próbując przypomnieć sobie, o kim zapomniał. Zanim coś wymyślił, usłyszał pełen entuzjazmu głos Artura:

- Severus! Jak dobrze cię widzieć!

Nie mógł uwierzyć własnym uszom. Odwrócił głowę, by napotkać czarne spojrzenie Mistrza Eliksirów, stojącego kilka metrów od niego, z niepewną miną na, już nie tak niezdrowo bladej, twarzy.

Co prawda zaprosił Snape'a kilka dni wcześniej na swoje przyjęcie, ale bardziej kurtuazyjnie, niż z chęci. Nie wspominając o tym, że Snape zignorował zaproszenie, jakby go w ogóle nie usłyszał. Harry uznał więc, że obecność Nietoperza jest bardzo mało prawdopodobna. Tymczasem stał przed nim, w czarnych spodniach i czarnej koszuli z długimi rękawami, Severus Snape we własnej osobie, ściskając w ręku jakiś przedmiot, zawinięty w szary papier. Gdyby nie haczykowaty nos, możnaby go nie poznać bez tradycyjnych nietoperzowatych szat i z czystymi, błyszczącymi włosami. Zebrani patrzyli na niego w osłupieniu.

- Mam coś na twarzy? – warknął, krzywiąc się charakterystycznie, upewniając wszystkich, że to na pewno on.

- Oh nie, Severusie, nie! – Molly rzuciła się w jego stronę – Po prostu świetnie wyglądasz!

Snape skinął głową, nieprzyzywczajony do otrzymywania komplementów. Odszukał wzrokiem Harry'ego.

- Potter... Harry... – poprawił się – Mam coś dla ciebie.

Harry wstał od stołu i zrobił kilka kroków w stronę swojego byłego nauczyciela. Snape, z pewnym trudem, zrobił dwa kroki naprzód, nim stanęli przed sobą, patrząc sobie w oczy. Po chwili odchrząknął.

- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin – wymamrotał najszybciej, jak się dało i niemal niesłyszalnie – Powinno ci się to przydać, jeśli wciąż chcesz zostać aurorem – dodał, podając chłopakowi paczkę.

Harry przez chwilę ważył prezent w dłoniach, po czym uśmiechnął się i jednym ruchem zdarł papier z książki. Zerknął na tytuł i wyszczerzył się. „Antidota i eliksiry dla aurorów" były jednym z podstawowych podręczników obowiązujących podczas treningu.

- Co prawda najpierw musisz skończyć kurs u Slughorna, co bez mojego podręcznika może nie być takie łatwe... – dodał zgryźliwym tonem na tyle cicho, by usłyszał go tylko Harry.

- Zawsze mogę poprosić o korepetycje jakiegoś Mistrza Eliksirów... – Chłopiec, Który Przeżył uśmiechnął się szeroko. Snape prychnął pogardliwie.

- Po moim trupie.

- Pożyjemy, zobaczymy – odparł beztrosko chłopak – Dziękuję... Severusie – dodał, odwracając się w stronę wpartujących się w nich gości. Ron siedział z szeroko otwartymi ustami, wyglądając wyjątkowo głupio, Hermiona i Ginny uśmiechały się, podobnie jak Molly i Artur, Hagrid ocierał oczy swoją chusteczką wielkości obrusu, Neville i Luna szeptali do siebie coś gorączkowo, a McGonagall wbijała wzrok w stół, usiłując najwyraźniej nieistnieć.

Harry uświadomił sobie, że nauczycielka Transmutacji i obecna Dyrektorka Hogwartu ani razu nie odwiedziła Snape'a – ani w szpitalu, ani podczas niemal 2 miesięcy jego pobytu na Grimmauld Place. Wydawało mu się zawsze, że ci dwoje są w dość dobrej komitywie, mimo ich nieustannych sprzeczek o Gryfonów i Harry'ego. Przynajmniej BYLI w dobrej komitywie, do czasu wydarzeń na Wieży Astronomicznej.

- Zapraszamy Severusie – Molly wskazała mu krzesło, które musiała w międzyczasie wyczarować. Harry kątem oka zauważył, jak Snape spina się lekko, widząc, że ma usiąść obok swojej koleżanki po fachu. Wziął jednak głębszy oddech i zaczął iść w stronę stołu.

Harry pokręcił głową z niedowierzaniem. Ten człowiek zdawał się nie bać niczego.

/\

Poczuł się znów jak za starych dobrych czasów, siadając obok Minerwy. Gdyby nie fakt, że przez ostatni rok patrzyła na niego jak na mordercę, którym zresztą był, mógłby nawet zaryzykować, rzucając jakąś ironiczną uwagę i czekając na jej ripostę. Nie odważył się jednak, odwlekając maksymalnie moment, w którym musiał na nią spojrzeć.

Zaskoczyło go, że w jej oczach spostrzegł łzy. Spodziewał się raczej nienawiści, a przynajmniej niechęci połączonej z wyrzutem, że ją okłamał.

- Severusie... – McGonagall poruszyła ustami niemal bezgłośnie, wpatrując się w niego – Severusie, ja...

- Tak, Minerwo? – przywołał na twarz wyraz uprzejmego zainteresowania, jednocześnie biorąc się za kawałek tortu, który postawiła przed nim Molly. Rozmowy przy stole zostały podjęte na nowo i nikt nie zwracał na nich większej uwagi, poza Potterem zerkającym na nich z niepokojem, jakby wiedział, że coś się święci.

- Severusie... Ja... Nie wiem co mam powiedzieć... Ja... Nie odważyłam się odwiedzić cię w szpitalu... bo widzisz, ja... – jąkała się.

Snape z coraz większym trudem wmuszał w siebie kolejne kęsy tortu, z uporem wpatrując się w talerz. Ręce drżały mu coraz mocniej.

- Tak strasznie przepraszam... – wyszeptała McGonagall – Za to, że w ciebie zwątpiłam, że... zwątpiłam w Albusa, choć zawsze mi powtarzał, że jesteś po naszej stronie... ja... – przełknęła ślinę – Ten rok musiał być dla ciebie koszmarem...

- Był – odezwał się, niespodziewanie nawet dla samego siebie – Ale nie większym, niż ostatnie 17 lat...

- Severus... – McGonagall wyciągnęła dłoń i położyła ją na jego dłoni, ściskającej kurczowo widelec. Drgnął, ale nie zabrał ręki. Podniósł wzrok i utkwił w kobiecie swoje czarne spojrzenie. Miał w oczach łzy.

- Wybaczysz mi kiedyś? To wszystko, co ci uczyniłam? To, że straciłam w ciebie wiarę?

Snape nie odpowiedział. Spuścił głowę, próbując ukryć, że znów płacze. To była lekka przesada – podczas całego swojego życia nie płakał tyle, co przez ostatnie 3 miesiące. Nie poznawał samego siebie, ale z niechęcią przyznać musiał, że był spokojniejszym człowiekiem, odkąd pozwalał sobie dawać upust smutkowi i żalowi, jakie trawiły jego duszę.

- Severus, wybacz mi... – szepnęła ponownie – Wiem, że już nigdy nie będziesz chciał ze mną utrzymywać kontaktu, ale proszę... błagam... wybacz, bo nie mogę żyć ze świadomością, jak wielką krzywdę ci wyrządziłam.

Zagryzł wargi, próbując powstrzymać spazm płaczu. Poruszył dłonią, którą wciąż nakrywała swoją i była pewna, że odtrąci ją i za chwile zerwie się od stołu, ale on obrócił rękę i, ku jej bezbrzeżnemu zdziwieniu,ale i radości, zacisnął swoje długie, chude palce, na jej dłoni.

Poczuła, że po jej policzkach także płyną łzy. Ciężar, który nosiła w sercu, zelżał znacząco. Uśmiechnęła się nieco, odwzajemniając uścisk dłoni. Snape głośno wypuścił powietrze. Drugą ręką dotknęła jego ramienia. Zadrżał, wziął głęboki oddech i nagle odwrócił się w jej stronę na krześle, i nim zdążyła zareagować, tulił się do niej jak małe dziecko, płacząc bezgłośnie.

Rozmowy przy stole ucichły. Kobiety ocierały ukradkiem łzy z policzków, Harry uśmiechał się łagodnie, przyciągając do siebie Ginny, Ron pozieleniał lekko, czym zasłużył sobie na kuksańca od Hermiony, Hargrid smarkał nos tak głośno, że gnomy zaczęły wystawiać z nor swoje pokraczne łby, Neville wyglądał, jakby miał zemdleć z wrażenia i tylko Luna spokojnie jadła swój tort, uśmiechając się samymi kącikami ust.

McGonagall objęła roztrzęsionego Mistrza Eliksirów i gładząc go po plecach, szeptała mu do ucha:

- Wszystko będzie dobrze, Severusie, wszystko będzie dobrze...

/\

\/

Severusie!

Jak tam Ci się wiedzie? Dawno nie dawałeś znaku życia, choć widziałem ostatni Twój artykuł w „Eliksirach Współczesnych" – pewnie dlatego się nie odzywałeś. Cóż, opracowanie tak skutecznej receptury Eliksiru Tojadowego musiało być niezwykle pracochłonne. Szkoda, że Remus nie może wypróbować ulepszonej wersji.

Dobrze, dobrze, bez smętów i gadania o przeszłości. Nie krzyw się.

Wiesz, że Ginny jest w ciąży, prawda? Za dwa miesiące powinna rodzić i spodziewamy się chłopca. Przynajmniej tak mówi Molly, a ona chyba potrafi rozpoznać chłopca, nie?

Przechodząc do rzeczy – pomyśleliśmy z Ginny, że jeśli to faktycznie będzie chłopiec, to odtrzyma on imię po Dumbledorze. Albus Potter brzmi nieźle, nie sądzisz? Mam zamiar w tej sprawie porozmawiać z portretem Dyrektora, ale nie sądzę, by się miał sprzeciwiać.

Zapytasz, co Tobie do tego? Otóż na drugie imię wybraliśmy imię następcy Dumbledore'a. Albus Severus Potter.

Widzę Twoją minę oczami wyobraźni. I nie mogę powstrzymać chichotu.

Myślę jednak, że to dobry pomysł. Z tym imieniem znaczy się. Wszak to Dumbledore'a i Twoja zasługa w dużej mierze, że mogę spokojnie planować przyszłość i wybierać imiona synom. A połączenie znaczeniowe jest mieszanką wybuchową. Kto wie, co z niego wyniknie.

Wiem, że może powinienem Cię zapytać, czy mogę tak nazwać kolejnego Pottera. Ale wiem też, że byś się nie zgodził, więc nie pytam, a oznajmiam. Wciąż jestem bezczelny i nie mam za grosz szacunku. Jak za starych, dobrych czasów.

Pozdrowienia ode mnie i Ginny, która zaprasza Cię któregoś dnia na obiad – wpadnij, zrobisz nam wielką przyjemność.

Harry.

/\

Potter!

Nigdy nie byłeś normalny, ale z wiekiem Ci się pogarsza najwyraźniej. Może jakiś niedorobiony czarnoksiężnik Cię czymś potraktował? Przebadaj się w Mungu. Chociaż to i tak bezcelowe, bo jak coś sobie wbijesz to tego durnego łba, to i tak nie zmienisz zdania.

Masz rację – nie zgadzam się. I właściwie powinienem Ci tego zabronić, ale co mi z tego przyjdzie, jak i tak nie posłuchasz. W końcu to swojego dzieciaka chcesz skaleczyć takimi imionami, zwłaszcza tym drugim. Nie skarż mi się potem, że dzieciak wyrósł na jakiegoś świra. Ostrzegałem.

Skończ wreszcie z tymi podniosłymi mowami i wciskaniem mi na każdym kroku mojego bohaterstwa. Wiem, co jest moją zasługą, a co nie. Nie potrzebuję przypominania na każdym kroku.

Co do Eliksiru Tojadowego – wiedziałem, że wyskoczysz z tym swoim Lupinem. Wiedz jednak, że nie zrobiłem tego z myślą o tym... no, o nim. Przynajmniej nie do końca z myślą o nim. W ogóle to mam z tego niezłą kasę, więc nie ma w tym wszystkim nic szlachetnego.

Z tym obiadem to wątpię, czy to dobry pomysł. Twoja żona jest w zaawansowanej ciąży, więc pewnie nie ma ochoty stać przy garach, a uchowaj Merlinie mnie od Twojej kuchni. Nie mówiąc już o Twoim rozwrzeszczanym pierworodnym – znów będzie się darł na mój widok i nawet nie mogę mu mieć tego za złe.

SS.

/\

Severusie!

Nie martw się ani Ginny, ani Jamesem – obiad zaoferowała się ugotować Molly, która i tak codziennie u nas jest, a James... No, za niego nie mogę ręczyć, ale w ostateczności rzuci się na niego Silencio i będzie spokój. Choć wiem, że wolałbyś potraktować go czymś mocniejszym. Ale, możesz mi wierzyć lub nie, on Cię lubi. Na swój, potterowy, sposób.

Ginny proponuje najbliższą sobotę, o 16. Molly zrobi paszteciki.

Pozdrawiamy,

Harry i Ginny

/\

Potter!

Niech Wam będzie. Sobota, 16. Tylko bez scen. Żadnych łzawych przywitań. Ani toastów.

A pasztecików ma być dużo.

I nie przyniosę żadnej zabawki temu Waszemu dzieciakowi. Nie jestem dobrym wujkiem.

SS

/\

Severusie!

Nie szkodzi, James ma tyle zabawek, że nie ma jak przejść, gdy je wszystkie wyciągnie. W żadnym wypadku nie nazwałbym Cię „dobrym wujkiem". Uchowaj Merlinie.

Scen też żadnych nie planuję. Ale jak rozpłaczesz się na mój widok, to już nie moja wina.

Nie prychaj, żartowałem. Czekamy na Ciebie w sobotę.

Do zobaczenia.

Harry i Ginny

/\

Punktualnie o 16 Severus uniósł dłoń i zapukał do drzwi. Nie minęła nawet minuta, gdy stanął w nich Harry Potter i uśmiechnął się szeroko na jego widok.

- Nie szczerz się tak, Potter. To tylko ja – warknął Severus, choć bez złośliwości w głosie.

- Dobrze cię widzieć, Snape – odparł Harry i cofnął się wgłąb domu, gestem dłoni zapraszając Mistrza Eliksirów do środka. Snape westchnął ciężko, teatralnie i wszedł do domu.