Paste yo

Sen 2

Severus obudził się, drgnąwszy i usiadł, a potem z jękiem pozwolił sobie opaść z powrotem na łóżko.

— Musisz napastować mnie każdej nocy? — zapytał Severus.

— Kto, ja? Co ja zrobiłem? I każdej nocy? Jak miałbym to zrobić?

Severus parsknął.

— Ale robisz, pojawiasz się w moim łóżku, pod moim biurkiem. Patrzysz na mnie tak niewinnie, jak ci się podoba, kiedy próbujesz wyssać mi mózg przez mojego penisa.

Harry zachichotał z końca łóżka, gdzie siedział ze skrzyżowanymi nogami.

— Nie robię tego teraz, prawda? Po prostu chciałem cię zobaczyć.

— Tak, mówiłeś to każdej nocy minionego tygodnia.

Harry przechylił głowę na jedną stronę, jakby był zmieszany.

— Mówiłem?

— Tak, od czasu tego przeklętego korytarza. Teraz, za każdym razem po prostu rozmawiamy. Więc powiedz mi, mój ciemnowłosy chochliku. O czym życzysz sobie porozmawiać ze mną dzisiaj?

Harry przesunął się tak, że leżał na boku, na przykryciach. Severus obrócił się na bok, twarzą do niego. W ogóle się nie dotykali, Harry schował swoje ręce pod głowę.

— Co byś zrobił gdybym naprawdę zrealizował te wszystkie rzeczy, o których mówisz, że śniłeś?

— Ach, nowe pytanie. To by zależało od tego, co byś zrobił. Jeśli pojawiłbyś się pod moim biurkiem, chcąc mnie ssać podczas gdy usiłowałbym uczyć, mógłbym cię zabić. Oczywiście po tym, jak byś skończył.

Harry zachichotał.

— Oczywiście.

— W jednym śnie podszedłeś do mnie podczas obiadu i pocałowałeś mnie. Nie wiem, co bym za to zrobił.

— Masz dużo snów, prawda? — zapytał Harry, ziewając.

— Dużo. — Oczy Severusa się zamknęły.

— Skąd wiesz, że ci się śnię? — zapytał cicho Harry.

— Potknąłbyś się o moje czary ochronne gdybyś po prostu wszedł przez drzwi, a potem musiałbyś zgadnąć moje hasło. Niemożliwe.

Harry parsknął.

— Niemożliwe nigdy mnie nie dotyczyło.

Severus uśmiechnął się, kiedy otoczyła go ciemność.

Przy śniadaniu następnego ranka sowa wylądowała tuż przed Mistrzem Eliksirów.

Kto powiedział, że wszedłem przez drzwi?

Sowa zagwizdała, mrugnęła do Severusa i odleciała.

ur document here...