NIŻ 7.3

Beta: Eledhil i Persian Witch

Harry dłuższą chwilę stał naprzeciwko wejścia do Slytherinu. Nie potrafił się przełamać.

Po prostu nic mu nie mów. Niech żyje w błogiej nieświadomości.

Ar, ja rozumiem, że urodziłeś się w czasach ludzkiej ciemnoty, ale miałem cichą nadzieję, że po tylu wiekach czegoś się nauczyłeś. Merlinie, kiedyś byłeś normalnym człowiekiem. Miałeś uczucia. Nie chcę, by Draco żył z przeświadczeniem, że jego ojciec go nienawidził. Ja bym tak nie chciał.

Lekko rozdrażniony takim zachowaniem Rumuara Harry przerwał z nim kontakt. Odetchnął kilka razy, by ochłonąć i wywołał mentalnie Ślizgona. W końcu nakazy Alfy nie znają ograniczenia, jeśli chodzi o ściany.

Malfoy wyszedł wraz z Zabinim.

— Blaise, zostaw nas samych. Ta sprawa dotyczy tylko Draco — poprosił Potter.

Blaise popatrzył to na jednego to na drugiego i odszedł bez słowa. Polecenie Alfy nie znosiło sprzeciwu.

— Czego chcesz? — Blondyn nadal nie wyzbył się swoich arystokratycznych nawyków i prawdopodobnie nigdy się ich nie wyzbędzie.

Nawet wiedząc, że Potter ma nad nim władzę, wciąż okazywał swoją wyższość, chociaż zapominał, że ten nic nie słyszy.

— Chodźmy gdzieś, gdzie możemy w spokoju porozmawiać.

Poważny ton Alfy zdziwił Malfoya i gdy ten ruszył przed siebie, podążył za nim posłusznie. Zajęli jedną z pustych o tej porze sal. Draco nie zobaczył, co dokładnie zrobił Harry, ale widział na drzwiach migoczące zaklęcia, więc domyślił się, że to czar wyciszający. Potter odwrócił się do niego.

Draco, chciałbym ci coś pokazać, ale uprzedzam – to nie będzie nic miłego, a wręcz przeciwnie. Chcę jednak, byś to zobaczył.

Chcesz się podzielić jakimś okropnym wspomnieniem? A może ja nie chcę.

Draco, to dotyczy twojego ojca — odparł bardzo spokojnie Harry.

Nawet jeśli, to co? Nie mam ochoty.

Harry zdecydował się wyciągnąć ciężką artylerię, skoro zwykła prośba nie zadziałała.

Twój ojciec nie żyje.

Szok był bardzo dobrze wyczuwalny przy tego typu połączeniu. Myśli szybko migały w umyśle Ślizgona. Nagle zatrzymały się.

Jak?

Zabił go Voldemort. Chcę ci to pokazać.

Pokazać? Byłeś przy tym?

W pewnym sensie.

Harry czuł, że blondyn chce zadać kilka pytań na raz, ale jednocześnie blokował mu ich przepływ do niego.

Chcę to zobaczyć — rzekł w końcu, podejmując decyzję.

To nie będzie miłe. Przykro mi.

Potter skoncentrował się na tym jednym wspomnieniu. Nie mógł go „pociąć", by ustrzec Draco przed naprawdę okropnymi scenami torturowania zdrajcy. Malfoy musiał zobaczyć całość.

Sam Harry ledwo to zniósł, ale jednocześnie chciał być przy Draco mentalnie. Nawet nie brał pod uwagę myślodsiewni, choć Severus posiadał jedną na zamku. Draco po wszystkim uciekł z jego umysłu i usiadł na podłodze, tam, gdzie stał. Harry czekał. Reakcja na słowa własnego ojca musiała nadejść.

I nadeszła.

Pierwsza łza wyznaczyła szlak dla następnych. Harry nie musiał słyszeć szlochu. Widział, jak ramiona Draco drżą spazmatycznie. Usiadł koło niego i objął go ramieniem, przyciągając do siebie. Draco pozwolił na ten gest pocieszenia, opierając głowę na jego ramieniu.

— On cię kochał, Draco. Pamiętaj o tym — szepnął Harry.

Harry wrócił do swojej sypialni bardzo późno. Ledwo przyłożył głowę do poduszki, a już musiał wstawać. Ciężkie jest życie ucznia. A jeszcze trudniejsze, gdy jest się Harrym Potterem.

Wolno, wręcz ociężale, zwlókł się z łóżka.

— Nie wyglądasz za ciekawie. — Napis pojawił się w lusterku, choć tak naprawdę powiedział to Ron.

— Późno wróciłem. Trochę się działo w nocy — tłumaczył się Harry, odrzucając gruby sweter na rzecz samej koszuli. — Jeśli chcecie, to przez weekend latajcie na mojej miotle. Nie krępujcie się, mnie i tak nie będzie potrzebna. Idę zaraz po zajęciach do profesora Snape'a i zobaczymy się dopiero we wtorek.

Zabrał torbę z rzeczami na dzisiejsze lekcje i wyszedł, zanim koledzy spróbowali go udusić ze szczęścia. Zresztą wcale im się nie dziwił. Szkolne miotły były fatalne. Dobre do nauki latania, ale nic poza tym. Szybsze latanie było na nich niebezpieczne dla niedoświadczonych uczniów, bo wpadały w nieregularne wibracje. Teraz rozumiał, dlaczego Severus pozwolił mu wziąć swoją, a dodatkowo na takie samo pozwolenie Lucjusza, jako ojciec chrzestny Draco.

Teraz chciał zjeść śniadanie, zanim przylecą sowy. Niestety, jak na złość, dziś musiały pojawić się wcześniej i był dopiero w połowie posiłku, gdy zaczęły się zlatywać.

Sporo osób miało prenumerowało Proroka, a on czuł w kościach, że ten numer będzie skupiony na sławnym nazwisku, i po raz pierwszy od kilku tygodni, to nie będzie jego.

Nie pomylił się. Spojrzał na Draco w chwili, gdy ten zgarnął swój rozłożony na stole egzemplarz i wyszedł śledzony setkami zaciekawionych spojrzeń. Severus podniósł się od stołu nauczycieli i wyszedł w ślad za nim.

Hermiona właśnie skończyła czytać i Harry zabrał jej numer, gdy ona sama dyskutowała z Ronem i Neville'em.

Dzisiejszego poranka znaleziono zmasakrowane ciało Lucjusza Malfoya pod bramą jego rezydencji. Jak wykazało wstępne śledztwo, mężczyzna był torturowany przy pomocy Crucio i mugolskich technik, stosowanych jedynie przez kryminalistów, czyli w tym wypadku śmierciożerców. Jeszcze kilka lat temu Lucjusz Malfoy uznany został za śmierciożercę, ale udowodnił, że był kontrolowany zaklęciem Imperio i został uniewinniony. Jak widzimy, Mroczni nie uznali takiej zdrady i zemścili się nader okrutnie.

Jednocześnie światło dzienne ujrzała całkiem inna sprawa. „Prorok" z samego rana otrzymał wiadomość z Departamentu Tajemnic, gdzie miał zostać złożony pewien niezwykły dokument.

Głosi on, że Draco Malfoyowi zostają przywrócone wszelkie prawa jedynego dziedzica rodziny Malfoyów. Dla wszystkich jest to ogromnym zaskoczeniem.

Czyżby Lucjusz Malfoy, wydziedziczając syna, chciał go chronić przed śmierciożercami?

Czy fakt, że Draco Malfoy należy do watahy Chłopca, Który Przeżył, ma coś z tym wspólnego? Czy Harry Potter naprawdę jest w stanie ochronić dziedzica przed Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać?

Potem nastąpiła lista wszystkich rezydencji, posiadłości ziemskich i niekończąca się lista majątku zdeponowana w banku Gringotta, które teraz w całości należały do młodego arystokraty.

Rumuar był dziwnie niespokojny z powodu tego artykułu, ale nie chciał powiedzieć Harry'emu dlaczego konkretnie.

A chłopak nie nalegał, zajęty własnymi sprawami.

Dziwnie siedziało mu się na zajęciach z obrony, które ciągle prowadził Lupin. Nadal był na niego wściekły, ale teraz już nie odczuwał takiej chęci mordu jak na początku. Po prostu był zły i po cichu dziękował bóstwom, że profesor nie traktuje go inaczej niż pozostałych uczniów. Tak jakby nigdy nic się nie stało. Nie zwracał na niego więcej uwagi, niż wymagała tego praca nauczyciela. Żadnych bezpodstawnych uwag czy podlizywania się. Najzwyklejszy profesor i najzwyklejszy uczeń.

Lekcje minęły mu szybko i jeszcze dobrze nie skończył myśleć o ostatnich zajęciach, a już musiał iść do Severusa.

Atak dopadł go pod jego drzwiami, gdy wyciągnął rękę żeby zapukać. Oparł się o framugę i czekał, aż wszystko minie. Tym razem był słaby, ale mistrz eliksirów zareagował z właściwym sobie pragmatyzmem. Widząc słaniającego się na nogach pod swoimi drzwiami podopiecznego, wciągnął go do środka i nakazał położyć się na kanapie. Harry pozwolił się tak traktować, zresztą nie miał zamiaru jeszcze bardziej podpadać Severusowi, i nawet bez tego obaj mieli sporo na głowie. Mężczyzna wyszedł do magazynku. Ogień z kominka miło grzał, rozleniwiając zmęczonego przeżyciami chłopaka. Nie do końca przespana noc, dziwny sen i atak z nadal nieznanego powodu zrobiły swoje i Harry zasnął.

Severus wrócił chwilę później z eliksirem wzmacniającym. Może niewiele pomógłby na atak choroby, ale po wczorajszej nocy i nadchodzącej pełni z całą pewnością nie zaszkodzi. Na widok śpiącego na kanapie Harry'ego, zatrzymał się nad nim z cichym westchnieniem. Przywołał z sypialni koc i przykrył Gryfona, odgarniając z jego czoła niesforne włosy, które przypominały Severusowi i matkę, i ojca chłopca. Dwa sprzeczne uczucia, a jednak po połączeniu dawały niepokojący efekt.

Gdy o siódmej młody wilkołak nadal spał, Severus przetransportował go do bezpiecznego miejsca. Zostawił eliksir tojadowy, tym razem w fiolce z zaklęciem nietłukącym, jednocześnie sprawdzając pokój, czy aby nie ma dodatkowych, niewidzialnych gości. Następnie zablokował drzwi, tak jak robił to od miesięcy, i wrócił do swoich kwater.

Harry obudził się, gdy Rumuar zdecydował się ponudzić przy drzwiach. Rysy na drewnie świadczyły, że znęcał się nad nimi już od jakiegoś czasu. Mocno otumaniony przez dominującego podczas pełni osobnika, nie miał szans powstrzymać wilczej natury. A skoro przez tyle czasu nie udało mu się przełamać barier Severusa, to raczej nie musiał się obawiać, że zrobi to teraz.

Nagle spostrzegł znajomy płyn w małej fiolce na stole.

Nie wypiłeś eliksiru!

Nie widziałem sensownego powodu, by go pić. Nie przepadam za nim. Ogłupia mnie.

Bo właśnie o to w nim chodzi. Masz być po nim spokojniejszy.

Chyba chciałeś powiedzieć uległy. Och, mój drogi nosicielu, nie ma tak dobrze. Raz na jakiś czas chcę trochę wolności.

To jest szkoła! Chcesz narazić dzieci, bo ci się sprzykrzyło bycie gówniarzem i słuchanie jedenastoletniego dzieciaka? — Harry niewiele mógł teraz zdziałać, ale nadal próbował.

Rumuar w te dni był potężny, a ponieważ żył w jego ciele, nauczył się bardzo dobrze posługiwać legilimencją. Przecież jego nosiciel był naturalnym legilimentą.

Co chcesz teraz zrobić? — zapytał już spokojniej.

Nic specjalnego. Nie zagrożę ci, jeśli o to chodzi. Mam ochotę na spacer. Szkoda, że nie zabrałeś tej swojej peleryny niewidki. Poszedłbym sobie w kilka miejsc. Myślę, że łazienka Ślizgonów jest akurat oblegana.

Z tobą naprawdę jest coś nie tak. Najpierw dobierasz się do Draco, a teraz chcesz podglądać chłopców. Po takim zachowaniu można stwierdzić tylko jedno...

No co? — Rumuar uśmiechnął się w duszy.

Jesteś pedofilem! — wrzasnął na niego wściekły Harry.

Od razu pedofil. Kto powiedział, że będę podglądał małolaty? Raczej myślałem o ostatniej klasie. Lubię popatrzeć na muskularne ciałka z włosami tam, gdzie trzeba.

Jesteś gejem. Dobrze podejrzewałem jeszcze w Snape Manor. Kręciłeś się wystarczająco często przy niektórych wilczych gościach.

Chcę ci przypomnieć, że to „ty" się kręciłeś. Ja jestem tylko twoją drugą świadomością, schizofreniku.

Harry sapnął, ale niewiele mógł zrobić ponadto. Całe szczęście, nawet magia wilkołaka nie dawała rady przełamać barier Severusa. Sam mistrz zatroszczył się o to.

A jednak o czymś zapomniał.

Wilkołak cofnął się od drzwi, aż do połowy pokoju.

Co chcesz zrobić?

Zaraz zobaczysz — rzucił, dotykając palcami lewej dłoni wnętrza prawej.

Nie! Nie wolno ci! — Chłopak już wiedział, co ten chce zrobić.

Krąg pojawił się w powietrzu, gdy tylko Rumuar wyciągnął przed siebie ręce. Szybkość, z jaką uderzył w drzwi, przeraził Harry'ego. Sam nie miał jeszcze czasu dobrze poznać mocy zaklęć użytych w ten sposób.

Gdy opadł kurz w miejscu, gdzie przed chwilą były drzwi, ziała teraz przepastna dziura.

Nie rób tego! Rumuar!

Jednak władza Pottera była niewystarczająca. Wilkołak wyszedł z lochów. Nikt nie stanął mu na drodze i Harry zaczął przypuszczać, że na tę część zamku zostało nałożone zaklęcie wyciszające.

Rumuar!

Jedyną reakcją wilka było tylko mocniejsze zepchnięcie jaźni chłopca w głąb siebie. Harry'emu pozostało tylko obserwowanie. W pierwszej chwili myślał, że Ar wyjdzie na zewnątrz, lecz gdy ten zaczął się wspinać wyżej, przestał się łudzić.

Wilkołak wyszedł na żer.

Teraz mógł tylko się modlić, by nikt nie łamał regulaminu akurat dzisiejszej nocy i nie krążył po korytarzach. Zapach istot ludzkich był teraz wyczuwalny szczególnie mocno i Gryfon już wiedział, że modlitwy nie pomogły. Nagle w nozdrza wilka uderzył bardzo znajomy zapach.

Nie, Ar! Nie możesz! Tylko nie...

Za późno.

Jeszcze zanim zobaczył te osoby, wiedział, że to się źle skończy. Zaczął krzyczeć, ale nic to nie pomogło. Widział szok na ich twarzach. Nic nie mogli zrobić. Nie mieli szans na obronienie się przed wilkołakiem. Serce mu pękało, gdy Rumuar kolejno dopadał swoje ofiary, wgryzając się w nie z warkotem.

Nie! Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego właśnie ich? Co oni ci zrobili, że tak ich karzesz?

Rumuar zaśmiał się perfidnie, podnosząc swoją zdobycz za pomocą Mobilicorpus i kierując się w stronę szpitala.

Pomfrey, obudzona nagłym hałasem, stanęła przerażona, widząc zakrwawione postacie, kładzione na łóżkach przez wilczą postać Harry'ego Pottera, którego w ogóle nie powinno tu być.

— Panie Potter...?

Warkot uciszył ją natychmiast, a wilkołak opuścił szpital. Nie pozostało jej nic innego, jak zajęcie się rannymi i wezwanie Snape'a.

Mistrz eliksirów przybył natychmiast na nagłe wezwanie pani Pomfrey. I pomimo, że w szkole dosyć często zdarzały się pojedynki w czasie ciszy nocnej, nie spodziewał się zastać takiego widoku. Zakrwawione łóżka i biegająca pomiędzy nimi pielęgniarka.

— Co się stało?

— Szukaj Harry'ego Pottera i jego zapytaj! — krzyknęła rozdrażniona. — Nie wiem, co się dzieje, ale zaatakował w swojej wilkołaczej formie, a następnie przyniósł ofiary tutaj.

— To niemożliwe! Osobiście go zamknąłem... — Nowa umiejętność chłopca natychmiast przyszła mu do głowy. — Poradzisz sobie? — zapytał. — Przyślę zaraz mistrza Artura.

— Tak, idź. Zatrzymaj go, zanim jeszcze kogoś pogryzie.

Już miał wykonać polecenie, gdy coś rzuciło mu się w oczy. Dotąd nie sprawdził, kogo ukąsił wilkołak.

— Kto to?

— Hermiona Granger i Ronald Weasley.

Snape wypadł za drzwi niczym burza. Teraz Harry nie miał dużych możliwości powstrzymania Rumuara, a jeżeli dodatkowo jego podejrzenia są prawdziwe i nie wypił eliksiru, szanse spadały prawie do zera.

I nieważne jak niezwykłym chłopcem stał się Harry, teraz nic nie mógł zdziałać przeciwko poczynaniom wilka. Czyżby jedynym wyjściem było uśpienie Rumuara i tym samym poddanie chłopca cierpieniom transformacji podczas pełni, podczas gdy magia wilkołaka będzie się kumulować w sposób całkowicie niekontrolowany?

Severus znalazł Pottera na błoniach dopiero o świcie, gdy przemiana na tą dobę dobiegła końca. Widząc zbliżającego się mistrza eliksirów, chłopiec wstał i spuścił głowę.

Chodź! — rzucił tylko mężczyzna i, przerywając połączenie, zawrócił do zamku.

Gryfon posłusznie podążył za nim. Snape wpuścił go do salonu i skinieniem głowy nakazał zająć fotel. Sam podszedł do szafki i wyjął z niej kolejny eliksir tojadowy.

Wypij! — Podał mu fiolkę łacząc się mentalnie i czekał aż chłopiec ją opróżni. — Nigdy więcej nie pozwolę ci samemu pić tego eliksiru. Ktoś zawsze musi być świadkiem.

Harry wypił miksturę i oddał mu pustą buteleczkę.

Chcę porozmawiać z Rumuarem — zażądał Severus.

Nie — odparł krótko Harry.

Dlaczego?

Potter tylko wzruszył ramionami. Takie zachowanie nie pasowało do tego chłopca.

Co się z tobą dzieje, Harry?

Znów wzruszenie ramionami. Potem ciężkie westchnienie i położenie głowy na oparciu fotela oraz zamknięcie oczu.

— Moje życie jest przerąbane. Nigdy nie powinienem był się narodzić.

Szept chłopca był ledwie słyszalny. Severus nic nie powiedział. Bo co miał mu powiedzieć? Że ma rację? Jego matka i ojciec pewnie by żyli? Przyjaciele nie zostaliby przez niego pogryzieni? Jednak z drugiej strony Voldemort panowałby do dziś nad całą Anglią, a śmierć poniosłoby całe mnóstwo mugoli.

Każdy medal ma dwie strony i choć nie zawsze obie nam się podobają, musimy umieć wybrać tę lepszą. — Nawet teraz połączenie z chłopcem było możliwe, bo nie wyrzucił go z umysłu.

Harry spojrzał na niego smutno.

Wieczorem odchodzę z Hogwartu. Przeproszę ich następnym razem, gdy się spotkamy, a na pewno się spotkamy. Niestety, nie będzie to miłe powitanie — mruknął.

Harry, o czym ty mówisz? Nigdzie nie pójdziesz.

Chłopiec zaczął zasypiać, będąc pod działaniem mikstury.

Przepraszam, Severusie. To nie mój wybór — usłyszał na koniec. — Rumuar zawarł umowę.

Jaką znowu umowę? Z kim?

Z nim.

Serce Severusa omal nie stanęło. Jeśli obaj myśleli o tej samej osobie, to szala zwycięstwa Jasnej Strony zaczęła teraz gwałtownie przechylać w kierunku porażki i to druzgocącej.

Potter zasnął, ale on musiał działać. Miał czas do wschodu księżyca, kiedy to Rumuar przejmie całkowitą kontrolę nad chłopcem. I choć dawka eliksiru powinna dać szansę gospodarzowi, zbyt dobrze znał Harry'ego. On sam pewnie pójdzie na własną zgubę.

Pomoc może uzyskać u mistrza Artura i Dumbledore'a. We trójkę powinni dać radę zatrzymać wilkołaka przez dwie noce. Potem zostanie im miesiąc na ponowne uśpienie wilczej natury. To było jedyne wyjście.

Aktywował wszystkie możliwe bariery na drzwiach i pobiegł do ambulatorium. Artur pewnie nadal zajmował się rannymi. Po drodze, wysłał patronusa do dyrektora, prosząc o pilne spotkanie właśnie w szpitalu.

Trzy godziny zajęło im omówienie wszystkich możliwych alternatyw i zgodzili się na użycie nawet klatki by powstrzymać chłopca przed pójściem.

Nic nie zaalarmowało Severusa. Cały czas był przekonany, że Harry śpi pod wpływem eliksiru.

Niestety, były to błędne przekonania.

Gdy po burzliwej rozmowie wrócił do lochów, został obok drzwi wejściowych ogromną dziurę w ścianie i, nadal aktywne, zaklęcia wyciszające w korytarzu.

Nikt nie zauważył niczego podejrzanego, bo jego kwatery znajdowały się na końcu korytarza i tylko naprawdę ważny powód mógł tu kogoś sprowadzić.

Chłopca oczywiście nie było.

Koniec części pierwszej.