Oryginalny tytuł: That Green Eyed Monster

Autor: Phuchka

Link do oryginalnego opowiadania: s/9521075/1/That-Green-Eyed-Monster

Zgoda na tłumaczenie: jest

ZIELONOOKI POTWÓR

Sherlock zauważył, że coś jest nie tak tej nocy, podczas której dokończyli sprawę Milvertona. John, zamiast tkwić u jego boku; słuchać, jak wyjaśnia swoje dedukcje z pełnym czci wyrazem twarzy i obsypywać go deszczem niepohamowanych pochwał, wydawał się być myślami gdzie indziej.

Sherlock rozejrzał się wokół i zobaczył swojego współlokatora niedaleko Lestrade'a. Obaj wydawali się rozmawiać szeptem i… chichotać!

Podszedł do nich zamaszystym krokiem i oznajmił:

-Cieszę się, widząc was obu tak zadowolonych na miejscu zbrodni. Jeśli jesteś gotów, John, może już pójdziemy do domu.

Gdy Lestrade się pożegnał, doktor nadal jeszcze miał problemy z opanowaniem śmiechu.

-Co cię tak śmieszy? -spytał Sherlock podejrzliwie.

-Nic… nie zrozumiałbyś… Greg potrafi być przezabawny.

-Greg?!

-Tak, to imię Lestrade'a. Znów zapomniałeś?

-Usuwam wszystko, co nie jest przydatne!- powiedział detektyw, wzywając taksówkę i czując się irracjonalnie zirytowany. Milczał całą drogę do domu, rozmyślając, i John poddał się po kilku próbach skłonienia go do rozmowy.

Następnego dnia rzeczy powróciły do normalnego stanu, albo czegokolwiek, co uchodziło na normę na Baker Street. Sherlock siedział przy mikroskopie, starając się przeanalizować i udokumentować różne typy ludzkich włosów. John próbował z kolei zmusić go do zjedzenia czegokolwiek; bez wielkich sukcesów.

-Sherlock, zjedz tost. -powtórzył, nieobecny duchem, gwałtownie otwierając gazetę. Detektyw spojrzał na niego i zauważył, że szeroki promień światła słonecznego zmienia kolor jego włosów na złoty. Jego włosy wydawały się błyszczeć. Przypuszczał, że to właściwie naturalne, jeżeli chce poczuć, jakie są w dotyku, skoro właśnie eksperymentuje z ludzkimi włosami. Z drugiej strony, mógłby nie zareagować zbyt dobrze, gdyby mu powiedział, że chce go pogłaskać po włosach. Nawet, jeśli z korzyścią dla nauki.

-John, potrzebuję twoich włosów!- powiedział Sherlock, porzucając rozwagę.

-Co?!

Podszedł do niego.

-Potrzebuję próbki twoich włosów do testów. Kilka kosmyków powinno wystarczyć.–widząc wyraz twarzy Johna, dodał szybko:

-Eksperymentuję z różnymi typami ludzkich włosów.

-Cóż, nie dostaniesz ich, póki nie zjesz tostu. -powiedział doktor, uśmiechając się zadowolony z samego siebie i krzyżując ręce na klatce piersiowej.

-Co ty jesteś, moja matka? -ponarzekał Sherlock, ale złapał kromkę i zaczął przeżuwać.

-Dobry chłopiec. I jeszcze wypij filiżankę herbaty. -powiedział niewzruszony John, kiedy tamten gapił się na niego.

Kiedy wszystko zostało zjedzone i wypite, detektyw podszedł do swojego współlokatora.

-Nawet nie myśl, że pozwolę ci je wyrwać z korzeniami. Weź nożyczki. -przerwał mu od razu.

Sherlock, uzbrojony w nożyczki i fukający ze złości, stanął wreszcie za Johnem wykorzystując szansę dotknięcia jego włosów. Przejechał przez nie ręką , zaczynając od karku, gdzie ich faktura była tak miękka; aż do czubka głowy, gdzie były wystarczająco długie, by mógł włożyć między nie palce. Jego krótka grzywka była w kolorze szarości wymieszanej z blondem, zaś włosy na karku bardzo jasne.

Jego uszy były małe i ich doskonałe ukształtowanie zachwyciło Sherlocka. Jeśli przyjrzał się im bliżej, mógł zobaczyć miękkie, puchate włoski w dolnej części.

-Err, Sherlock? Planujesz uciąć mi przypadkiem ucho? -John szarpnął się do tyłu.

Zorientował się, że przesunął palce na dół jego ucha i zaczerwienił się mocno, ciesząc się, że nie widać mu twarzy.

-Hm, nie. Sprawdzałem tylko, skąd najlepiej wziąć kilka próbek. Do eksperymentu. -powiedział szybko, obcinając kosmyki z czubka głowy.

Podszedł zamaszyście do mikroskopu, akurat kiedy telefon Johna zasygnalizował wiadomość. Usiadł przy urządzeniu czując ulgę, że ta dziwaczna sytuacja nie ciągnęła się dłużej, niż to było konieczne. Co on ROBIŁ? Bawił się włosami swojego współlokatora, dotykał jego ucha! Kiedy o tym pomyślał, musiał przyznać, że jego skłonność do dotykania Johna od kilku tygodni wzrosła raptownie. Stawał zbyt blisko niego na miejscu zbrodni, siadał zbyt blisko w taksówkach i każdego dnia dotykał go w domu, kiedy sięgał po coś. To było nie do wyjaśnienia. Tylko jedna rzecz poprawiała całą sytuację (dlaczego właściwie?)- to, że John nigdy się nie płoszył.

John uśmiechał się czytając SMSa i zaczął odpowiadać na niego entuzjastycznie. Sherlock sarknął- to musiała być jedna z tych żałosnych prób zdobycia dziewczyny. Żadna kobieta nie da Johnowi takiego niebezpieczeństwa i ekscytacji jakie mógł mu dawać on. Detektyw nie rozumiał, czemu go to w ogóle obchodzi.

Jak to miał w zwyczaju, ukradkiem zwinął telefon przyjaciela, żeby sprawdzić, jak najlepiej sabotować jego spotkanie z kobietą, jeśli jakieś zostało zaplanowane. Zaskoczyło go, że ostatnia wiadomość była od Lestrade'a. I był to kolejny już SMS w ciągu ostatnich paru dni. Większość z nich była zwyczajna: pytania, czy doktor nie przyjedzie na miejsce zbrodni, albo czy oglądał jakiś mecz, albo coś równie szalonego. Ostatnia wiadomość była złośliwym komentarzem na temat drużyny, której John kibicował i John odpowiedział mu obraźliwą uwagą. Sherlock martwił się niepotrzebnie. Zmylił go tylko ten uśmiech Johna, kiedy SMSował…