Jechali w ciszy. Stiles obracał się raz po raz, aby sprawdzić czy Allison wciąż z nimi jest. Nie mieli straży, a Scott zdawał się wycieńczony. Gdziekolwiek go nie trzymano, nie dbano o niego odpowiednio. Nie był ranny, ale wilkołaki dochodziły do siebie tak szybko, że wszystko mogło się do tej pory wygoić.
Lydia towarzyszyła mu z przodu, a jej zmarszczone czoło świadczyło tylko o tym, że podobnie jak on martwiła ją ta sytuacja. Opowiadano im o Gerardzie, ale były to głównie legendy, w które nie wierzyli. Najstarszy z Argentów był bohaterem wojennym spod tak wielu miast, że Stiles nie pamiętał nawet ich nazw. Mówiono, że w pojedynkę wysiekł nie jeden oddział wilkołaków.
Stiles nigdy nie rozumiał tego podziału. O Dereku mówiono, iż był szalonym zabójcą. Gerard w ich oczach stawał się bohaterem. Stiles wiedział, że historię pisali zwycięzcy, ale tym razem wygrały obie strony na traktacie, który pozwolił zaoszczędzić tak wiele żyć.
- Nie podoba mi się to – powiedziała w końcu Lydia.
Stiles miał ochotę się z nią zgodzić, ale słowa uwięzły mu w gardle, gdy Allison zrównała się z nimi. Ufali sobie tak długo, że teraz trudno było mu ją karać za czyny, których nie popełniła. Byli dziećmi w czasie, gdy wojna trwała i niewiele odrośli od ziemi, gdy się kończyła. Miał jednak obowiązki względem swojego kraju i terytorium męża. Allison miała zapewnić im tymczasowy spokój. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zaatakowałby przygranicznych wsi czy planował otwarty bunt, gdy członek jego rodziny został uwięziony. Na to w obecnej chwili liczył.
Sprawa się jednak komplikowała. Nie chciał wysyłać Allison do Beacon Hills. To watasze musieli zapewnić bezpieczeństwo. Traktat i małżeństwo, które zawarli z Derekiem wiązało nie tylko ich rodziny, ale również dwie całkiem różne społeczności. To miał być początek przemian, który przypieczętowano krwią. Z dzieckiem w drodze Stiles był pewien, że sojusz przetrwa. Mieli potomka.
Inaczej sprawa miała się z Argentami. Żadne nie pojawiło się na ślubie. Tłumaczono to brakiem czasu. Gerard nie był typem mężczyzny, który stroił się i wychodził na przyjęcia. Chris nie tak dawno pochował żonę, a Allison matkę. Nie uderzył ich zatem brak posłańców z życzeniami, a powinien.
- Ufam ci – powiedziała Allison, zaskakując go kompletnie.
Sam jeszcze nie miał planu co z nią zrobić. Na terytorium wilkołaków mogła nie być do końca bezpieczna. Nie przepadano za Argentami i teraz posiadał dowody, że Derek jednak miał rację. Czuł mimo wszystko, że sam również nie żył w błędzie.
- Nie mam personalnie ci nic do zarzucenia – odparł i spojrzał na nią spokojnie.
Skinęła głową, całkiem świadoma, że tak po prostu musiało być.

Już z daleka dostrzegł, że Derek spięty czekał tuż przy granicy. Jego mąż wydawał się spięty jak nigdy, a towarzysząca mu Laura wcale nie prezentowała się lepiej. Może niecałe sto metrów od nich zastacjonował nie najmniejszy oddział przygranicznego patrolu, zapewne wezwany przez swoich towarzyszy.
Stiles instynktownie przyspieszył swojego konia, a Lydia podążyła za nim w ciszy. Allison wjechała pomiędzy nich a McCallów, zapewne nie wiedząc, gdzie powinna się ulokować. Stiles sam nie był do końca pewien. Derek wyszedł mu naprzeciw i złapał lejce jego konia, pomagając mu zejść. Mężczyzna wtulił się w niego tak mocno, jakby nie widzieli się tygodniami, a nie zaledwie kilka godzin.
- Co ona tu robi? – wyszeptał Derek w jego ucho.
Stiles spiął się niemal od razu i uwolnił z jego objęć, wiedząc, że prawdziwa przeprawa czekała go dopiero teraz. Allison znajdowała się dokładnie na granicy, jakby bała się przekroczyć umowną linię ich państw.
- Scott – zaczął Stiles odrobinę głośniej. – Zabierzesz Allison nad rzekę i obszukasz ją. Na twojej głowie jest, aby nie wwiozła tojadu na teren watahy. Pozostaje pod twoją opieką aż do odwołania – poinformował wilkołaka, który niemal od razu podszedł do dziewczyny.
Allison nie wydawała się zaskoczona czy przerażona. Stiles wręcz uznał, że odetchnęła z ulgą.
- Co się stało? – spytała Laura, patrząc za oddalającymi się.
Zmarszczka między brwiami Lydii pogłębiła się tylko.
- Zdrada – powiedziała krótko jego siostra. – Mam też dziwne wrażenie, że zdrada sięga dalej niż nam się wydaje.
Krótkie warknięcie Dereka sprawiło, że Stiles podskoczył przestraszony. Nie sądził, że jego mąż zareaguje aż tak gwałtownie.
- Podczas wojny Argentowie podzielili się. Gerard wraz z córką oraz żoną Chrisa trafili na front. Allison mieszkała wraz ze mną w Beacon Hills, a Christopher został w punkcie dowodzenia, gdzie współdziałał z moim ojcem oraz matką – wyjaśnił Stiles. – Nie wiem na ile możemy mu ufać, ale zapewniłem nam jego lojalność – dodał cierpko.
- Branka – odgadł Derek i skrzywił się lekko. – Na naszym terenie. Argent – wywarczał.
- Argent, ale wiesz, że nie niechętna wam. Zbyt niewiele więzów powstało, abyśmy mieli ten przywilej kręcenia nosem – odparł Stiles zirytowany.
Laura spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Chcesz wżenić Argent w którąś z naszych rodzin? – spytała podniesionym tonem.
Pozostali obozujący zamilkli na krótką chwilę. Stiles nie miał wątpliwości, że są podsłuchiwani od samego początku.
- Jeśli nadarzy się taka okazja to i owszem. Chris nie zagrozi terytorium, jeśli Allison będzie członkiem watahy, ale nie zmuszę jej do ślubu. Musi tego chcieć – poinformował ich. – Do tego czasu staje się moim zakładnikiem na waszym terytorium – dodał.
Derek przyglądał mu się przez dłuższą chwilę, jakby chciał sprawdzić czy Stiles nie ma ukrytych intencji, ale to była jedna z tych nielicznych sytuacji, gdy wszystko było jasne i klarowne.
Laura wydawała się nieprzekonana i nie dziwił się jej. Jego plan powstał, gdy jechał konno. W domu Argentów działał instynktownie. Wiedział, że muszą zabrać ze sobą zabezpieczenie. Chris natomiast nie zaryzykowałby śmierci swojego jedynego dziecka. Wraz z Allison Argentowie tracili ostatniego potomka, a znając uczucie Chrisa do Victorii, Stiles wątpił, aby mężczyzna kiedykolwiek ożenił się ponownie.
- Jeśli Argentowie planowali bunt, nie lepiej byłoby ich usunąć? – spytała Laura, ale Stiles potrząsnął głową.
- Nie bunt. Zło już się stało. Podejrzewam, że chcieli przedłużenia wojny, więc podpalenie waszego domu oraz śmierć mojej matki zbiegające się w czasie to nie przypadek – poinformował ją sztywno Stiles.
Wziął głębszy wdech, gdy uścisk ręki Dereka na jego nadgarstku wzmógł się. Wilkołak spojrzał na niego z dziwną emocją wypisaną na twarzy.
- Czy ugryzłeś Kate Argent? – spytał Stiles, wiedząc, że musi uzyskać odpowiedź na to pytanie.
Kobieta w Beacon Hills była wilkołakiem i musiała się nim jakoś stać.
Derek puścił go niemal natychmiast i na jego twarzy pojawiła się furia, której Stiles do tej pory nie widział.
- Nie – warknął jego mąż tak głośno, że gdyby nie spętano koniom kopyt zapewne zerwałyby się do ucieczki.
- Ktoś to zrobił – odparł Stiles powoli. – Lydia ma rację – dodał, ignorując nieprzyjemne uczucie, które go ogarnęło, gdy Derek się od niego odsunął. – Ktoś ugryzł Kate Argent, aby jej atak w Beacon wyglądał na waszą robotę.
- Zbuntowana Iskra miała za zadanie zabić Dereka – dodała Lydia. – To nie był stary rozkaz.
Stiles przygryzł wargi, widząc, że Allison wraca wraz ze Scottem znad rzeki. Jej włosy były mokre, więc McCall zapewne wyczuł tojad na niej całej tak jak podejrzewał wcześniej. Jej skóra musiała przesiąknąć tym zapachem, a nie chciał, aby Peter sprowokowany przez Deucaliona albo jemu podobnych zmuszony był do egzekucji na jego własnej brance. Tym razem mogli jej nie wybronić.
- Deucalion – powiedział Stiles, rozsmakowując to słowo na języku.
- Sądziłam, że alfa zaczął zabiegać o twoje względy – rzuciła Laura.
- Zrobi wszystko, aby wypłynąć – odparł Stiles. – Widzi, że pierwotny plan nie wypalił, więc stara się w ten sposób zachować swoje wpływy.
- Nadal jednak nie masz dowodów – zauważyła sucho Lydia.
Stiles uśmiechnął się krzywo w stronę swojej siostry.
- Zapominasz, że tutaj nie obowiązuje prawo Beacon Hills. Nie muszę mieć dowodów. Spytam go, a on będzie musiał odpowiedzieć. Jeśli w jego słowach będzie kłamstwo, rzucę mu wyzwanie – poinformował ją, gdy w jego głowie zaczął formować się plan.
Prawie potknął się, gdy Derek gwałtownie odwrócił się w jego stronę.
- Nie zrobisz niczego takiego – poinformował go wilkołak tonem nie znoszącym dyskusji. – Nosisz nasze dziecko – dodał z naciskiem.
Stiles zamrugał, powstrzymując się przed cofnięciem się do tyłu o krok. Twarz wilkołaka znajdowała się na milimetry od jego własnej i jego mąż patrzył na niego z wściekłością.
- Urodzę – poinformował go Stiles. – A potem zabiję Deucaliona – dodał spokojnie, nie chcąc podnosić głosu.
- Myślisz, że zabijanie jest takie łatwe? – warknął Derek. – Twoja matka zabiła Kate Argent. Deucalion i zemsta na nim należy do mnie – dodał jego mąż i Stilesowi zabrakło argumentów.

Wiedział, że coś pomiędzy nimi pękło. Derek konno wrócił do zamku i ani razu nie podjechał do karety, aby sprawdzić co z nim. Chciał sobie tłumaczyć, że zapewne jego mąż nie chciał być blisko Allison, ale wiedział doskonale, że to kłamstwo. Nawet Melissa wydawała się zaniepokojona i Stiles żałował, że nie wypił ani jednej buteleczki swojej mikstury. Sen na pewno przydałby mu się.
Był wyczerpany. Jednak podróż bez chwili odpoczynku zabrała mu wszystkie siły i wątpił, aby był w stanie rozmawiać jeszcze tego samego dnia z Peterem. Zresztą zapadał zmrok, a pozostali wydawali się równie zmęczeni co on.
Scott odzyskiwał kolory. Szary kolor jego skóry szybo zmienił się w jasnoróżowy. Może brak słońca sprawił, że wilkołak stracił siły, ale Stiles podejrzewał, że specjalnie osłabiano McCalla roztworem tojadu rozpylanym w powietrzu. Plotka głosiła, że wilkołaki były niezwyciężone i potrafiły wyłamywać kraty ze swoich więzień. Każdy jednak miał swoje ograniczenia.
Allison milczała uparcie przez cała drogę i nie dziwił się jej. Oboje musieli odnaleźć się w nowej sytuacji i jeszcze kilka lat temu, gdy oboje biegali po ogrodach w Beacon Hills bawiąc się w wilkołaka i łowcę, nie sądził, że kiedykolwiek znajdą się w tej sytuacji. Posłańcy od Chrisa dostarczyli im jeszcze w drodze informację, iż Gerard zbiegł. Tak jak Stiles przypuszczał, Argentowie mieli lojalnych sobie. Ostrzeżono najstarszego z rodu.
Jego własne listy były w drodze do Beacon Hills i wątpił, aby ojciec ucieszył się z wieści od niego.
Zamek przywitał ich ciszą, której Stiles się nie spodziewał.
- Argent zostaje zakwaterowana na parterze – oznajmiła im Laura, oddając swojego konia pod opiekę służącego.
Stiles nie zamierzał się z nią sprzeczać.
- Ze strażami pod drzwiami – dodał tylko.
Laura uśmiechnęła się kwaśno.
- Nie śniłabym o niczym innym – odparła kobieta.
Lydia powłóczyła nogami w stronę wejścia do zamku, zostawiając go samego z Derekiem. Spojrzał niepewnie na swojego milczącego męża, ale nie dostał żadnej reakcji. Derek jak nikt inny potrafił się zamykać w sobie i nie okazywać uczuć. Stiles nie potrafił nic wyczytać z jego neutralnej twarzy.
- Jestem zmęczony. Wracam do naszych komnat – powiedział Stiles.
- Będę dzisiaj rozmawiał z Peterem – odparł Derek i to chyba było wszystko, co miał mu do powiedzenia, bo odwrócił się na pięcie.
Stiles już dawno nie czuł się tak wściekły. Miał ochotę rzucić w niego niewielką kulką ognia, ale się powstrzymał. Przypadkowe podpalenie zamku, którego mógł się dopuścić przez głupią kłótnię z mężem na pewno nie dowiodłoby jego odpowiedzialności. Nie potrafił jednak przestać wyobrażać sobie głupiej miny Dereka, gdy musiałby gasić swoją własną koszulę.
Biorąc pod uwagę jak przez ostatnie dni nie odstępował go o krok, obecne zachowanie było dla Stilesa kompletnie nie zrozumiałe. Przez głowę prześlizgiwały mu się różne warianty. Mógł zamknąć drzwi ich sypialni zaklęciem i Derek musiałby spać na podłodze. Albo przeniósłby się jak podczas ostatniej kłótni do swojego własnego pokoju.
Nie wiedział jednak do czego to wszystko prowadziłoby później. Nie miał tego przywileju bycia upartym. Nie stać go było na tracenie czasu na kłótnie z mężem czy wręcz tracenie sojusznika. Nadciągało coś sporego i nie chciał, cholernie nie chciał, zostać sam.

Derek wrócił do ich komnat tak późno, że Stiles tylko cudem jeszcze nie spał. Mikstura stała na stoliku przygotowana do użycia. Dłuższy sen był mu konieczny, ale zmuszał się, aby wytrwać i jego mąż raczej nie spodziewał się widzieć go przytomnego.
Derek zatrzymał się w progu i spojrzał na niego ewidentnie zaskoczony.
- Zamierzasz tutaj spać? – spytał Stiles, czując starą dobrą złość.
Derek wzdrygnął się. I pewnie bawiłoby go, że potrafił wywołać taką reakcję u postrachu granic, ale jednak wciąż czuł się cholernie zraniony. Nienawidził, gdy ludzie się przed nim zamykali. Potrafił rozmawiać i znajdować kompromisy, ale do tego potrzebował słów, a Derek mu ich odmawiał.
- Zostawiłeś mnie – poinformował wilkołaka, unosząc się na łokciach.
W komnacie było o wiele za chłodno jak na jego mniemanie.
- Zamierzasz za każdym razem, gdy coś ci nie pasuje, odchodzić? Może i tym razem zamierzałeś wyjechać – prychnął, chociaż wiedział, że jest cholernie niesprawiedliwy.
Czerwone tęczówki błysnęły ostrzegawczo tylko raz zanim Derek znalazł się na nim. Stiles spojrzał lekko zszokowany na swoje przyszpilone do materaca nadgarstki. Jego stopy zaplątane w koce nie miały były kompletnie bezużyteczne. Derek leżał na nim częściowo, jednak nie przygniatając jego brzucha, co było odrobinę pocieszające.
- Nie ugryzłbym jej – warknął Derek. – Była błędem – dodał.
Stiles zamrugał, nie bardzo wiedząc nawet do czego to odnieść.
- Wy ludzie jesteście tacy śmieszni – wypluł jego mąż. – Mówicie, że kochacie i oczekujecie podobnie pustych słów od nas. Myślisz pewnie, że nie rozumiem czym jest miłość. Wiem. Miłość to puste słowa, za którymi nie idzie nic. Jesteś o nią zazdrosny? – prychnął jego mąż. – Nie była moim partnerem i nigdy by kimś takim nie została. Spróbuj mieć w głowie cichy głosik, który podszeptuje ci, że powinieneś dbać, że powinieneś sprawdzić czy wszystko dobrze z twoim partnerem. Który nakazuje ci sprawdzać gdzie jest, abyś wiedział kiedy należy go bronić. Miłość? – prychnął Derek. – Chcesz tak bardzo usłyszeć, że cię kocham? – spytał szorstko.
- Nie – odparł Stiles tak spokojnie, że zaskoczył nawet siebie. – Musiałem o nią spytać, skoro była tak ważna, że wspomniałeś o niej zanim wyjechałem.
- Była ważna, bo mogła cię skrzywdzić, nie licząc się z kosztami. A skoro nie żyje. Nie jest ważna. Nie jest ważna jak cała reszta, chyba, że…
- Chcą mnie skrzywdzić – wszedł mu w słowo Stiles, czując się nagle lepiej. – Nie chciałeś ze mną rozmawiać, bo spytałem czy ją ugryzłeś? – Musiał przyznać, że był zaskoczony. – Musiałem o to spytać, ponieważ wypadki się zdarzają, a wiem, że lubisz gryźć z własnego doświadczenia – przypomniał mu.
Derek nawet nie mrugnął.
- Nie gryzłem jej. To coś intymnego – poinformował go mąż. –I nie chcę o niej rozmawiać – dodał.
Stiles skinął głową, nie wiedząc w zasadzie czy doszli do porozumienia.
- Możemy się umówić, że nie rozmawiamy o niej – zaproponował.
Temat dla niego nie należał do najbardziej przyjemnych, ale kto chciałby rozmawiać o byłej kochance swojego męża?
- I nie jestem zazdrosny – dodał, ponieważ nadal nie o to tutaj chodziło.
Derek uśmiechnął się krzywo.
- Kłamiesz – odparł jego mąż i pochylił się w dół zamykając mu usta pocałunkiem, zanim Stiles zdążył zaprotestować.
Jedna z rąk Dereka zsunęła się niżej, szarpiąc za jego koszulę, które musiała jego mężowi osobiście uwłaczać. Stiles też nie był do niej przyzwyczajony. Po tygodniach spania nago za każdym razem, gdy ją wkładał, gryzła go po prostu. Zresztą nie kojarzyła mu się zbyt dobrze – miał ją w końcu na sobie tylko, gdy pokłócili się z Derekiem i naprawdę nie chciał jej zakładać już nigdy więcej.
Wilkołak warknął, najwyraźniej zniecierpliwiony i Stiles usłyszał trzask rozrywanego materiału. Ostry pazur przejechał po jego skórze nie zadrapując jej jednak. Mimowolnie wypchnął biodra do przodu, czując jak zaczyna się w nich kumulować podniecenie. Derek twardy i gorący nadal jednak przyszpilał go do łóżka.
Wilgotne usta przywarły do jego sutka bez ostrzeżenia i Stiles wydał z siebie zduszony jęk. Łzy pojawiły się w jego oczach, kiedy jego mąż ssał lekko nadwrażliwy już guzek i najwyraźniej nie zamierzał przestać. Stiles sądził, że stanie się to w końcu bolesne, ale jego penis najwyraźniej był magicznie połączony z tym rejonem jego ciała, bo chociaż czuł lekkie ukłucia, jego członek starał się stanąć na baczność pomimo leżącego na nim wilkołaka.
Derek oderwał się w końcu od jego klatki piersiowej dysząc tak bardzo jakby przebiegł całą tą drogę z Beacon Hills aż tutaj i potarł swoim zarośniętym policzkiem stwardniały guzek.
- O bogowie – jęknął Stiles, starając się znaleźć jakieś tarcie, ale mąż złapał go za biodra, skutecznie unieruchamiając.
- Dojdziesz, gdy ci powiem – poinformował go Derek. – Najpierw chcę wziąć to co moje, a potem możesz się o mnie ocierać jak kot w rui – dodał jego mąż i Stiles zaczął podejrzewać, że ma poważne kłopoty.

Stiles obudził się koło południa i przeciągnął. Nie czuł bólu w mięśniach, ale była to bardziej zaleta eliksiru niż przywracającego energię snu. Przewrócił się na drugi bok i z zaskoczeniem dostrzegł, że jego mąż nadal znajduje się w łóżku. Sądził, że Derek zostawi go, zmuszony do wykonywania swoich obowiązków, ale najwyraźniej się poważnie pomylił.
Wilkołak zdawał się spać. Jego twarz wydawała się młodsza albo raczej łagodniejsza. Chociaż zapewne przez zarost wyglądał na starszego. Ostatnim razem, gdy to Stiles obudził się jako pierwszy, popełnił błąd chcąc pocałować Dereka w szyję i nie zamierzał go powtarzać.
Przysunął się bliżej, ostrożnie i bardzo powoli, a potem wsunął dłoń pod kołdrę. Zanim jednak dotarł do swojego celu, ręka Dereka chwyciła go za nadgarstek, chociaż żaden mięsień nie drgnął na twarzy alfy.
- Nigdy nie skradaj się w stronę śpiącego wilkołaka – poinformował go Derek, nie otwierając nawet oczu.
- Nie możesz mnie winić za próby – odparł Stiles.
Nawet pod kocem widział, że jego mąż jest twardy. Jego własny penis znajdował się w stanie erekcji jak przeważnie o tej porze. Pozostawanie w łóżku o tej porze było jawnym zaproszeniem. Albo kuszeniem losu. A Stiles uwielbiał wyzwania.
- Zamierzasz próbować aż ci się uda, prawda? – westchnął Derek, przewracając się na bok.
- Jak ty mnie dobrze znasz – zażartował.
Usta jego męża wygięty się lekko w półuśmiechu.
- Nie udadzą ci się długo te sztuczki – poinformował go mąż. – Chciałbym, żeby dziecko spało z nami w pokoju przez pierwsze tygodnie – dodał. – Wiem, że macie zwyczaj, iż niańki zajmują się potomkami, ale będę spokojniejszy. W innym wypadku nie zmrużę oka – oznajmił mu Derek.
Stiles nie spodziewał się podobnej zmiany tematu i zamrugał, nie wiedząc nawet co powinien odpowiedzieć. Nie zastanawiał się nad tym co zrobią, gdy dziecko się urodzi albo gdy będą już w Beacon Hills.
- I… - zaczął Derek niepewnie. – Nie chcę… nie chciałbym cię narażać, więc… To byłoby jedyne – dodał nieskładnie.
Dla Stilesa już pierwsza ciąża była szokiem. Na myśl o drugiej sam dostawał palpitacji.
- Mówiłeś, że to przez eliksir, że gdyby on nie utrzymał ciąży… - urwał sugestywnie Derek.
- Tak. To mikstura zapoczątkowała to wszystko – przyznał Stiles i nagle zdał sobie sprawę jak intensywnie jego mąż wpatruje się w jego szyję.
Oczywiście zaczął zażywać eliksir, ponieważ inaczej nie mógł sobie pozwolić na wyjście z sypialni.
- Nic to między nami nie zmieni – poinformował swojego męża. – Dalej będziesz mógł maltretować moją szyję. W zasadzie sobie nie wyobrażam, żebyś tego nie robił. W Beacon Hills i tak jest moda na takie wysokie kołnierze – dodał i miał ochotę zaśmiać się, gdy zobaczył jak przerażony jest jego mąż.
- Ale nie będę musiał chyba tego nosić – zaczął wilkołak.
Stiles uśmiechnął się krzywo, nie spodziewając się niczego innego.