tytuł: Błąd
autor: euphoria
fandom: HP
info: dla Karcianych Dni Pisarza, takie małe co nieco - kanon o tyle na ile :)


Molly nigdy tak naprawdę nie odczuwała strachu. Zrozumiała to w chwili, gdy Bellatriks odważyła się zaatakować jej najmłodsze dziecko. Jej jedyną córkę. Niewinną i tak młodą.
Słyszała opowieści o matkach, które sięgały do magii tak starej, tak pierwotnej, że nie potrzebowały wymawiać zaklęć, aby uchronić swoje dzieci. Niczego innego przecież nie zrobiła matka Harry'ego. Walczyła tylko o życie swojego jedynego syna i zrobiła to tak skutecznie, że jej miłość chroniła go przez kolejne lata.
Molly podziwiała ją za to i wiedziała, że każda matka w sercu nosiła szacunek dla tej kobiety. I każda rozumiała ją doskonale. Zawsze zastanawiała się jednak jak Lily znalazła w sobie siłę, odwagę, by rzucić tak silny czar. Każde zaklęcie wymagało samozaparcia, a im bardziej pierwotna magia, tym trudniej było ją pokierować, by intencja pozostawała czysta.
Molly nigdy nie wiązała tego ze strachem, aż do chwili, gdy dostrzegła Bellatriks z wyciągniętą różdżką. Nie pamiętała prawie niczego. Może ktoś krzyczał, a może był to śmiech tej szalonej kobiety. Jej dłoń podniosła się sama i chociaż nie walczyła od lat, wiedziała co ma robić, a magia pod jej skórą buzowała, jakby domagała się uwolnienia. Zaklęcia odbijały się od siebie, a ona posuwała się nieubłaganie do przodu, oddzielając swoje dziecko od zła tak okrutnego, że Ginny nigdy nie powinna była się z nim zetknąć.
Bellatriks patrzyła na nią w coraz większym szoku, zapewne nie spodziewając się, że zwykła kura domowa, niezaprawiona w bojach czarownica, będzie miała siłę, aby się jej przeciwstawić. To jednak nie był pojedynek umiejętności, ale siły, a Molly czuła, że nawet sam Voldemort nie mógłby się jej przeciwstawić.
Bellatriks cofała się, szybko rozpoznając, że popełniła błąd. Zaklęcia wciąż cięły powietrze i czuła się coraz pewniej z różdżką w dłoni wiedząc doskonale, że nie robi tego dla siebie, ale jej córka i mąż stoją tuż za jej plecami.
Bellatriks popełniła tego dnia błąd. Bo tak jak nigdy nie powinno drażnić się lwa, tak podnoszenie ręki na dzieci Molly Weasley było jak podpisanie na siebie wyroku śmierci.