betowała cudowna McDanno_Rulz :*


Steve spojrzał na rozstawiony oddział SWAT, który przyjechał dosłownie w sekundy po nich. Lou Grover przyglądał mu się podejrzliwie, jakby tylko czekał, kiedy piekło wybuchnie. Nie mieli jednak jak wejść do środka. Drzwi zostały zaryglowane i niestety środki bezpieczeństwa banki skutecznie odcięły im drogę ewakuacji zakładników. Potrzebowali minut, aby dostać się do środka, a mieli zaledwie sekundy. Potem musieli od razu zdjąć trzech mężczyzn i kobietę, która jako jedyna była na tyle sprytna, aby zasłaniać się zakładnikiem, kiedy z nimi rozmawiali.

- Co mamy? – spytał Williams rzeczowo, pojawiając się znikąd.

- Danny, mój ulubiony krawężnik – ucieszył się Steve. – Przenieśli cię do SWAT, gdy nie patrzyłem.

- Nikt nie chce pracować z maniakiem – odparł Williams, nie mrugnąwszy nawet okiem.

Steve mógł zaczepiać go ile chciał, ale Danny rzadko dawał mu satysfakcję. Przeważnie gadał mu do słuchu, a potem robił co chciał. Może dlatego tak dobrze im się współpracowało, ponieważ Steve również lubił niezależność na polu bitwy.

Danny nazywał go notorycznie maniakiem, szaleńcem i sporadycznie popaprańcem, kiedy nikt nie słuchał. Możliwe, że zaczęło między nimi wrzeć, gdy za pomocą gubernator odebrał mu sprawę. Nie wiedział wtedy, że Williams miał tak przerąbane w jednostce. Przeniósł się niedawno w kontynentu i nie cierpiano go na posterunku. Tylko Meka zgodził się mu partnerować i Steve wykorzystując swoje kontakty tylko pogorszył jego sytuację. Haole - tak go nazywali. Danny jednak nigdy nie spuścił głowy, nadal chodząc w tych cholernych koszulach i krawatach, które doprowadzały go do szaleństwa.

Nie znosił go również pasjami. I Steve podejrzewał, że kapitan wysyłał Williamsa do spraw kolidujących z interesami Five O z czystej zemsty, żeby sprawdzić, kiedy Danny pęknie i wróci do swojego ukochanego New Jersey. Williams jednak zawodził ich wszystkich, nie tylko stanowiąc idealnego łącznika, ale zarządzając nimi z precyzją i doświadczeniem człowieka, który jest doskonały w swojej pracy. Z profesjonalnego punktu widzenia nie miał prawa się do niczego przyczepić. Williams po prostu wkurzał go tym, że nie chciał się dostosować i nie krył się z tym.

Sytuacja się zmieniła jakoś w przeciągu roku, gdy słowo haole policjanci zaczęli wypowiadać z pewną dozą szacunku. Meka zginął i chciano go wrobić w łapówkarstwo. Danny jako jedyny nie uwierzył w to i po godzinach przeprowadzał śledztwo, którego rezultaty zaskoczyły wszystkich. Oczyścił imię swojego byłego partnera, zwrócił godność wdowie i Steve musiał przyznać, że był pod wrażeniem. Przede wszystkim jednak wszystkie te gliny w HPD zobaczyły to, co on wiele miesięcy wcześniej – Danny był cholernie dobrym, nieugiętym i lojalnym policjantem. Może dlatego tak bardzo wkurzało go, że Williams odrzucił jego propozycję wstąpienia do Five O. Widział go jako swojego partnera już w chwili, gdy Danny postawił mu się, nie zważając na różnicę wzrostu. To było jakieś dwie minuty po tym jak zastrzelił jego jedynego świadka, samemu będąc rannym. Steve nie myślał wtedy trzeźwo, nadal w żałobie po ojcu. Williams mu jednak nigdy nie wybaczył późniejszego upokorzenia.

- Dwudziestu trzech zakładników, czterech napastników – odparł Lou, nie tracąc czasu.

- Myślimy o wejściu przez dach – przyznał Steve, Danny jednak nawet na niego nie zerknął.

- Nie jestem tutaj, żeby powstrzymać cię przed kolejną samobójczą próbą, Steven – poinformował go Williams i sięgnął po specjalnie zabezpieczony telefon, który SWAT zawsze mieli z sobą.

Numer banku był już wprowadzony.

- Będziesz negocjował? – zdziwił się, ponieważ nie sądził, że Danny ma jakiekolwiek doświadczenie.

- Muszę wiedzieć coś jeszcze? Znamy ich dane? Wiemy skąd pochodzą? – spytał Williams, ignorując go ponownie i to było nieprzyjemne.

Jeśli mieli negocjować, więc Five O nie było potrzebne. Oni byli od rozwiązań siłowych. Chin uniósł brew, pytając co jest grane, gdy zobaczył Danny'ego z telefonem. Wzruszył ramionami, bo sam chciałby wiedzieć. Sądził, że SWAT mieli własnego negocjatora, ale nigdzie nie widział tego miłego staruszka.

- Trzech mężczyzn ma azjatyckie akcenty. Kobieta wydaje się stąd – odparł Lou.

- Kobieta – powtórzył Danny. – Świetnie, ktoś rozsądny – stwierdził i wybrał numer.

Przez chwilę nic się nie działo, ale ruch przy oknie powiedział mu, że są obserwowani. Danny cierpliwie wybrał ponownie numer i tym razem ktoś odebrał.

- Detektyw Danny Williams z HPD – przedstawił się mężczyzna bez zająknięcia. – Z kim mam przyjemność?

Był tak cholernie kulturalny i spokojny, że Steve miał ochotę wyć. Ci ludzie siedzieli tam zamknięciu dobre dwadzieścia minut. Nie chciał, aby jakiś samozwańczy bohater wywołał w środku masakrę.

- Zdaję sobie sprawę, że nie jesteś idiotą – odparł Danny spokojnie. – Jesteś szefem, prawda? – spytał ciekawie. – Muszę was jakoś rozróżnić – dodał. – Jasne. Numery też są dobre. Osobiście wolę prezydentów – ciągnął dalej Danny i nawet się roześmiał. – Monica Lewinski. Dość dobre, muszę przyznać – dodał Williams i Steve zorientował się, że Danny właśnie żartuje z uzbrojonym mężczyzną, który trzymał na muszce dwadzieścia osób.

W tej chwili nie był do końca pewien kto tutaj jest maniakiem. Danny nie wydawał się nawet odrobinę spięty, jakby miał wszystko pod kontrolą, ale szeroki uśmiech zdradził go, gdy w słuchawce odezwał się kobiecy głos.

- Twój szef kazał nazywać mi ciebie Monicą – przyznał Williams. – Ile dzieci i kobiet jest w środku? – spytał, a potem wynotował liczbę na marginesie kartki. Wydawał się dziwnie zadowolony. - Nie będę cię też okłamywać. Sytuacja nie jest dobra. Napadliście na bank. Sądzimy, że to nie jest pierwszy raz. Wpadliście, bo któryś z twoich kolegów jest idiotą. Nie możemy spełnić waszych żądań, ale jeśli zabijecie zakładników czeka was śmierć. Five O wejdzie tam. Albo jak was złapiemy żywcem, a wierz mi, że ten maniak z Five O tylko cudem przeszedł testy psychologiczne, traficie na krzesło elektryczne – poinformował go Danny i Lou spojrzał na niego spanikowany.

Sam nie do końca wiedział co z tym zrobić. Poprzedni negocjator kupował im czas. Danny chyba próbował zabić wszystkich w promieniu dwudziestu kilometrów.

- Tak, rozumiem w pełni. Nie jestem negocjatorem. Przysłali mnie, żeby McGarrett nie wystrzelał wszystkich jak kaczki. W tamtym tygodniu chciał wysadzić ratusz – odparł Danny spokojnie. – Mógłbym przysiąc, że połowa mojej pracy to powstrzymywanie go przed zatopieniem tej cholernej wyspy.

Nie słyszał co odparła kobieta, ale Danny wydawał się cholernie zadowolony.

- Wasz szef przygotował już na kolanie jakieś żądania? – spytał ciekawie Danny po chwili. – Tak, wiem, że nie jest przygotowany, ponieważ nikt nie zakłada planu B, co zrobimy, gdy nas złapią – dodał, a Steve zdał sobie sprawę, że Danny faktycznie nawiązał porozumienie z tą kobietą.

Uczono ich, że terrorystki powinno się zabijać jako pierwsze. Kobiety działały instynktownie i nigdy nie można było być pewnym jak zareagują. Lepiej było zagrożenie zdjąć, a negocjować z mężczyznami. Danny popełnił kardynalny błąd i nie potrafił w to uwierzyć. Mężczyzna odłożył telefon ze stoickim spokojem.

- Kiedy drugi kontakt? – spytał Lou.

- Nie zadzwoni – odparł Danny z pewnością w głosie.

- Zwariowałeś?! – wrzasnął Steve, tracąc kontrolę. – Tam jest… - zaczął i zamarł, bo w banku wybuchły strzały.

SWAT ruszyło do środka, więc odbezpieczył swój pistolet biegnąć tuż za nimi. Zakładnicy zatarasowali im przejście, zamieszanie było tak wielkie, że nie wiedział, w którą stronę patrzeć. Ku jego zaskoczeniu jednak trzech zamaskowanych mężczyzn leżało martwych niedaleko telefonu, a obok ich ciał klęczała kobieta, której pistolet spoczywał w bezpiecznej odległości od jej dłoni. Nie wydawała się przerażona, spoglądała na nich pewnie i pozwoliła się skuć.

Williams wszedł do środka bez kamizelki kuloodpornej i skinął w jej stronę głową, jakby doskonale rozumiał co się stało.

ooo

Kamekona słuchał ich z otwartymi ustami. Grover nie tknął swoich krewetek, ale Danny ze spokojem zabrał się za jego porcję. Kilku policjantów z HPD nie bardzo chciało im wierzyć, ale z drugiej strony Steve sam nie nadążał.

- Skłonił ją do rozwalenia swoich kolegów – powiedział Lou z niedowierzaniem. – Myślałem, że zaraz wejdziemy tam i znajdziemy dwadzieścia trupów. Pewnie wdalibyśmy się w wymianę ognia, ale ona klęczała tam, czekając aż ją skujemy – odparł.

- Kobiety są niestabilne. Podjąłeś niepotrzebne ryzyko – warknął Steve, nie mogąc się powstrzymać.

Wszystko w nim buzowało od chwili, gdy usłyszał strzały. Na jego warcie nigdy dotąd nie zabito zakładnika i nie chciał, aby to się zmieniło.

- Kobiety nie są niestabilne – odparł Williams. – Są bardziej racjonalne od ciebie. Potrafią realnie ocenić swoje możliwości. W głowie mają kilka opcji na rozwiązanie problemu. I przede wszystkim nie myślą jednotorowo – wyjaśnił Williams. – Poza tym wiedziałem, że ona nie jest zimną suką – dodał.

- Nie mogłeś tego wiedzieć – warknął Steve.

- Poprawka, mogłem. Wiedziałem, że nie zabiłaby dzieci. Martwiła się o nie. Nie chciała ich jako zakładników. Zwolniłaby je, gdyby nie było innej możliwości – odparł Danny. – Nie była jedną z terrorystek, które wysadzały się za wiarę, o których cię uczono McGarrett – dodał cierpko.

- Nie mogłeś tego wiedzieć, Danny. W tym problem. Najpierw nazywasz mnie maniakiem, a potem…

- Zapytałem ile dzieci i kobiet jest w środku. Wiedziała dokładnie, ponieważ miała je na oku. Nie chciała, aby żadne weszło na linię ognia. Wiedziała też, że jej koledzy zasłonią się jakąś biedaczką, ponieważ najczęściej się wybiera kobiety, ponieważ w odróżnieniu od mężczyzn nie stanowią zagrożenia – wyjaśnił mu spokojnie Williams i to miało sens.

W tej jednej sytuacji się to sprawdziło, ale przy dziesięciu innych mieliby przerąbane.

- Nikt też jej nie skaże za to, że zabiła swoich kolegów, ponieważ ława przysięgłych spojrzy na nią jak na bohaterkę – ciągnął Danny spokojnie. – Nie jest wyrachowana, tylko logiczna. Gdyby groziła ci kara śmierci za to, że jakiś przerośnięty fiut zastrzeli dziecko z zimną krwią, trzymałbyś z takimi kolegami? Jeden z nich popełnił błąd i miała za to odpokutować. Uwierz mi na słowo, że kobiety nienawidzą odpowiedzialności zbiorowej – dodał, wymownie patrząc na Kono.

Steve zerknął na Kalakauę niepewnie, ale ona tylko skinęła głową.

- Danny ma rację. Gdybym była w tej sytuacji, zastrzeliłabym ich i położyłabym się na ziemi. Nie dostanie więcej niż dziesięć lat, zostanie szybko zwolniona. Jestem pewna, że przynajmniej jedna z tych kobiet zacznie ją odwiedzać w więzieniu – odparła Kono i Williams uniósł dłoń do góry, oczekując piątki, która zresztą została mu przybita.

Steve zamilkł, nie bardzo wiedząc co powinien teraz powiedzieć. Może nadal był w szoku, ponieważ takiego rozwiązania sprawy się nie spodziewał. Nie wiedział też jakiej magii Danny użył, aby skłonić tę kobietę do współpracy. Przysłuchiwał się tej rozmowie i Williams nie zmuszał jej do niczego. Spytał o dzieci, to prawda. Oraz o kobiety. Powiedział jedynie prawdę i to wydawało się działać jak kryptonit.

Koledzy Danny'ego patrzyli na niego z jeszcze większym szacunkiem niż wcześniej i to chyba wkurzało go najbardziej, bo HPD wygrało. A raczej Williams przechylał szale nie w tę stronę, w którą on chciał. Gdyby pracowali razem, byliby jeszcze bardziej wydajni. Nie chciał na to patrzeć stereotypowo – jego mięśnie plus instynkt i umysł Danny'ego. Williams strzelał wybornie i potrafił przywalić – czego akurat był odbiorcą. Jednak w ich zespole brakowało zdrowej energii. Kono była zbyt młoda, a Chin miał doświadczenie, ale też za dużo cierpliwości.

Nikt się też nie przeciwstawiał jego pomysłom, które nie zawsze jednak były doskonałe.

ooo

Nie spodziewał się, że gubernator zadzwoni do niego osobiście w niedzielę, ale kiedy przyjechali do jednej z kilku willi na wybrzeżu, nagle nie mieli wątpliwości co jest grane. Ciało kongresmena leżało nadal spętane sznurami. Wyglądał jak nieprzydymiona szynka, ale na szczęście był w połowie okryty. Ślady na jego udach wskazywały na to, że był torturowany i Steve nie mógł nie odnieść wrażenia, że nie dostrzega szerszego obrazu. Nie widział niczego, co wskazywałoby, że walczono w tym pokoju. Jedynie łóżko wyglądało na zabałaganione. Przede wszystkim przez ilość substancji, które pokrywały pościel i nie musiał się długo zastanawiać nad tym czy na pewno widzi spermę.

Krew, ślina, nasienie – Max znalazł to wszystko. A podczerwień wskazywała na to, że znajdowało się tego o wiele więcej. Stare blizny na ciele kongresmena jasno mówiły, że to nie był pierwszy raz. Musiał naprawdę wiele ukrywać pod garniturem. Lubrykant między jego pośladkach nie zdziwił Steve'a aż tak bardzo jak powinien.

- Ojej – powiedziała tylko Kono, ponieważ taka sprawa oznaczała tylko kłopoty.

Musieli rozwiązać ją po cichu i szybko, co się trochę wykluczało, ponieważ zadawanie pytań zawsze oznaczało rozgłos. Przynajmniej pod wille podjechali cywilnym autem Kono. Prasa nadal nie była powiadomiona, ale wdowa po kongresmanie, która przypadkowo znajdowała się na kontynencie już tak, bo gubernator uprzedziła o przyjeździe kobiety. Mieli jej delikatnie i bez szczegółów wyjaśnić przyczyny śmierci męża.

Steve nie wiedział nawet od czego zacząć. Ślady palców na szyi mężczyzny wskazywały na to, że był podduszany. Jednak zaczerwienienia na udach i żebrach mówiły jasno o użytym prądzie. W cokolwiek bawił się ten facet, nie było dla amatorów. Nie chciał też nawet myśleć o tym jaki reaserch będą musieli zrobić do tej sprawy.

Tych usług musiał dostarczyć profesjonalista, ponieważ wszystkie zabawki, które zostawiono na łóżku, nie wyglądały na groźne. To co spowodowało obrażenia, zostało zabrane. Jakoś go to nie dziwiło. Podobnie jak fakt, że Max nie znalazł obcego DNA.

- Musimy porozmawiać ze służbą. Kono? – rzucił i dziewczyna wyciągnęła notatnik z kieszeni.

ooo

- Nikt nic nie widział. Do domu jest boczne wejście, a lokaj pracuje do dziesiątej wieczorem. Zakładam, że kongresman wpuścił do środka swojego gościa sam, a następnie udali się wprost do jego sypialni. Nie znalazłam żadnych śladów w kuchni, które mogłyby wskazywać na to, że zjedzono tam kolację we dwoje. Nie ma śladów podejrzanych przelewów – ciągnęła Kono. – Asystent kongresmena nie wie nic. Podobnie jak jego żona.

- To profesjonalista – odparł Steve, ponieważ od samego początku miał takie wrażenie.

- No nie wiem, coś poszło nie tak – stwierdził Chin. – Kongresman nie żyje, a miał mieć trochę z tego zabawy.

- Musimy założyć, że to morderstwo – odparł Steve. – W innym wypadku nie wyczyszczono by miejsca zbrodni. Zostałyby zabawki czy choćby jakieś inne ślady. Wszystko co znaleźliśmy wydaje się być prywatną własnością kongresmena. W jego tajnej skrytce Fong zabezpieczył jeszcze kilka rzeczy, ale ewidentnie wszystko zostało zabrane i uprzątnięte. Gdyby to był wypadek, próbowano by ratować kongresmena, ale nie ma śladów po resuscytacji. Max znalazł ślady wskazujące na to, że podduszano mężczyznę dość długo, ale nie możemy być pewni co pochodzi z czego. Co jest pozostałością po morderstwie, a co po praktykach kongresmena – przyznał Steve.

Sprawa nie wyglądała na łatwą, ale gdyby taka była – HPD dostałoby ją pod swoje skrzydła. Nie bardzo wiedział gdzie powinien ruszyć dalej, ponieważ bez DNA, odcisków palców oraz osób, które wyglądały podejrzanie z otoczenia kongresmena nie mieli nic. Nawet w prywatnym kalendarzu faceta nic nie było. Żadnego wspomnienia o cotygodniowych sesjach. Nikt nie podejrzewał, że mężczyzna był fetyszystą, a co jeszcze dziwniejsze – przewodził komisji do spraw etyki, więc to nie mogło wyciec do mediów, bo po tym skandalu nie podniósłby się już nikt. Temat wałkowano by przez tygodnie.

Musieli wykluczyć morderstwo na zlecenie, ponieważ kongresmen nie zajmował się niczym szczególnym. Popierał to co prawe, chodził do kościoła i był mężem swojej żony przez dwadzieścia pięć lat. Rocznicę mieli obchodzić za dwa miesiące. Facet był czysty jak łza, dlatego mocno zaskakiwało to, że poddawał się podobnym praktykom przez tak długi czas i nikt tego nie zauważył. To musiało się jakoś ujawniać. Steve nie potrafił za bardzo myśleć o tym inaczej.

- Gdzie na wyspie możesz wynająć takiego profesjonalistę? – spytał i było to czysto retoryczne, ale Kono odchrząknęła nerwowo.

Spojrzał na nią, nie bardzo wiedząc, czego oczekiwać. Nie chciał się dowiedzieć, że jedna z kuzynek klanu Kalakaua-Kelly biegała z biczem w dłoni i na kosmicznie wysokich szpilkach roztaczając wokół siebie zapach skóry i seksu. Znał te dziewczęta doskonale. Miewali grille na jego lanai!

- Jest taki klub – przyznała Kono. – 'Hoʻoipoipo'. To trochę jak tajemnica Waikiki, ponieważ nikt tam nigdy nie był. Nikt nie wie nic, ale jednocześnie wszyscy wiedzą wszystko – wyjaśniła i wzruszyła ramionami, jakby to miało mu cokolwiek powiedzieć.

- No to jedziemy. Jeśli nie znajdziemy tam swojego podejrzanego, to może przynajmniej powiedzą nam jak rozszyfrować tę mapę obrażeń – zdecydował Steve.