Disclaimer: I don't own Harry Potter.
Autor oryginału: Vekin87
Link do oryginału: s/5785145/1/Albus-Potter-and-the-Rise-of-the-Dark-Alliance
Zgoda na tłumaczenie: jest
Albus Potter i Narodziny Mrocznego Sojuszu są czwartą częścią najcudowniejszej serii o Albusie Potterze, jaką kiedykolwiek czytałam :D
Pierwsze trzy części przetłumaczyła kilka lat temu Italiana, ale wstrzymała się na końcówce trzeciej. Serdecznie zapraszam najpierw do lektury jej tekstów:
1. s/7321548/1/Albus-Potter-i-Podziemia-Mg%C5%82y-Merlina
2. s/7419046/1/Albus-Potter-i-Smocza-Różdżka
3. s/8244647/1/Albus-Potter-i-Nikczemna-Ksi%C4%99ga
Vekin87 stworzył naprawdę arcydzieło i braknie mi słów jak zacznę się rozpisywać nad cudownością jego pracy literackiej. Italiana zaś nadała temu wykreowanemu światu światełko dla polskich czytelników.
Przez długi czas zastanawiałam się czy podołam temu tłumaczeniu – seria składa się ogółem z siedmiu tomów + zbioru miniaturek (oneshotów). Zaczęłam więc tłumaczyć sobie powolutku i na spokojnie i zanim się obejrzałam miałam już gotowy „Mroczny Sojusz".
Kilka dni temu Vekin odpisał mi, że cieszy go dalsze zainteresowanie losami jego bohaterów i jak najbardziej wyraża zgodę na polską wersję „Albusa…". Rozdziały będę publikować raz na tydzień (niech będzie, że w każdy poniedziałek).
Nie przedłużając – zapraszam do tego wspaniałego świata :D
Rozdział 1
Vesnovitch
Fale uderzały w wyszczerbione skały z ogromną siłą. Odgłos grzmotu został niemal zagłuszony przez odgłos padającego na wodę deszczu. Obrazu dopełniało złowrogie światło księżyca, dodające atmosfery grozy. W środku czegoś, co wydawało się być niczym, na samym środku oceanu miotanego burzą, znajdowała się mała wyspa. Rozbrzmiał się trzask - nie grzmot - ale coś bardziej przerażającego. Dźwięk aportacji czarodzieja.
Na skraju wyspy stał człowiek. Pod nim znajdowały się skały a gwałtowne podmuchy wiatru stały się niepewne, jakby kusiły go, by poszedł dalej. Mężczyzna zaczął kroczyć po szlaku olbrzymich drzew o tak szerokich koronach, że uniemożliwiały one deszczowi moczeniu go jeszcze bardziej. Znalazł drogę przez drzewa i krzewy, usuwając każdą przeszkodę, którą sprezentowała mu po drodze natura. Dotarł w końcu do jaskini, która wydawała się być zapieczętowana przez solidną skałę. Mężczyzna wyjął swoją różdżką i w tym momencie błyskawica oświetliła wyspę.
Przez jeden moment Reginald Ares mógł zostać zobaczony - jego szare i przerzedzające się włosy zwisające z przodu twarzy, parę ich pasm przylepionych do policzków, mokrych od deszczu. Jego zimne i szare oczy mrugały z furią na widok wejścia do groty, jakby nie były pewne, czy to to właściwe. Po chwili jednak doszedł do wniosku, że znajduje się we właściwym miejscu. Wyciągniętą różdżką - Smoczą Różdżką, która była tak ważna dla jego planów - przeciął powietrze. Kamienna ściana przesunęła się w górę, odkrywając wejście.
Wszedł do jaskini i ponownie machnął różdżką. Wejście zapieczętowało się ponownie, uszczelniając miejsce od odgłosów szalejącego na zewnątrz sztormu. Pochodnie na ścianach zapaliły się jednocześnie, ukazując brudny i wąski korytarz. Przeszedł przez niego i dotarł do znacznie większego, lecz równie brudnego pomieszczenia. Do swojej kwatery głównej.
Pomieszczenie wypełnione było zakapturzonymi postaciami, pochodnie również tutaj się paliły. Było ich około pięćdziesięciu, każdy się śmiał bądź rozmawiał jakby nie przeszkadzała im obskurna sceneria. W rogu jeden z mężczyzn poczuł się na tyle komfortowo, że zdjął czarny płaszcz i mógł być widziany w zwykłych ubraniach. Spod rękawa jego koszuli można było dostrzec znikomy ślad na przedramieniu. Wyglądał jak wyblakła czaszka. Zakapturzona postać obok niego śmiała się żartobliwie trzymając w dłoniach gazetę.
Wszyscy odwrócili się do wkraczającego Aresa. Pierwszy odezwał się mężczyzna z gazetą:
- Red! Red! - zawołał zakłopotanym i oszołomionym głosem. - Widziałeś "Proroka"? Ustanowiono nowego Szefa Biura Aurorów! Kogoś nazywającego się Fischer! Jakby chcieli nam wszystko ułatwić!
Paru ludzi blisko niego zaśmiało się. Ares nie zaprzątał sobie głowy tym komentarzem. Skierował na siebie złotą różdżkę i po chwili jego szaty stały się suche a włosy przestały się kleić do twarzy. Był całkowicie wysuszony. Jego wąsy jednak drgały, i teraz kiedy jego twarz stała się widoczna, można było łatwo zauważyć, że jest zły bądź poruszony. Coś nie poszło po jego myśli.
- Słyszałeś, Red? - powtórzył mężczyzna. - I zobacz to! Ten niekompetentny głupiec Weasley dostał tylko dwa procent głosów! Ha!
Tym razem śmiechem wybuchnął cały pokój ale wyraz twarzy Aresa spoważniał. Zakapturzona postać z gazetą chciała przemówić podobnie ale Ares mu uciął.
- Nie teraz, Markson! - powiedział głosem pełnym potęgi, niczym grzmot na zewnątrz.
Markson zamilkł jak wszyscy, którzy chichotali. Ares ruszył w kierunku środka pomieszczenia, a jego poplecznicy - którzy uważali się bardziej za wyznawców - cofnęli się w ciszy. Zdawali sobie sprawę, że lepiej nie zaczynać z nim rozmowy, kiedy jest wściekły.
Ares doszedł do końca wielkiego pokoju, wiedząc, że znajdowało się tam inne ukryte przejście. Jednym machnięciem różdżki sprawił, że kamienna ściana uniosła się i zszedł po schodach w dół. Drzwi za nim zamknęły się, otaczając go ciemnością. Tutaj nie było pochodni.
Kontynuował jakby niekończącą się podróż w dół schodów, do małej komory, równie okrągłej jak ta na górze oraz o wiele bardziej brudnej. Jednakowoż to pomieszczenie było bardziej interesujące niż tamto. Na samym środku, na kamiennym podwyższeniu, znajdowała się ogromna, gruba, oprawiona skórą Księga.
Ares podszedł do niej i spojrzał się na nią bez wyrazu. Otworzył ją i zaczął przypadkowo kartkować - strony były tak grube, że unosił się z nich pył przy tej czynności. W końcu dotarł do strony, której szukał i umieścił na niej złotą różdżkę, w zagłębieniu pomiędzy dwoma stronami. Następnie cofnął się.
Chrząknął przeczyszczając gardło, po czym szorstkim i głębokim tonem zaczął mruczeć dziwne zaklęcia brzmiąc niemal śpiewnie. Żadnego słowa nie dało się rozpoznać, chociaż ostatnie wydawało się być wymówionym gniewnie nazwiskiem:
- VESNOVITCH!
Nic się nie stało. Ares milczał, lecz echo jego głosu wciąż rozchodziło się w pomieszczeniu. Właśnie cichło, kiedy coś się wydarzyło. Księga zaczęła świecić na jasnoniebiesko i nagle, pomimo braku wiatru w pokoju, strony zaczęły się przewracać. Ares przyglądał się temu, jego wyraz twarzy wciąż był nieczytelny, jak mina postaci wyłaniającej się z książki.
Postać była bardzo niewyraźna i niemal cała biała, niematerialna. Tylko jej połowa od pasa w górę wystawała z Księgi, co Ares mógł dostrzec przyglądając się światłu bijącemu od niej. Wywołany mężczyzna miał wychudzoną twarz i wystające kości policzkowe. Miał długie i kręcone włosy, niemal równie białe jak reszta jego ciała, co wskazywało na to, iż za życia miały kasztanowy kolor. Nosił małe, okrągłe okulary ukrywające maleńkie oczy, patrzące na Aresa z pogardą. Sądząc po jego zrobionych z futra szatach, można zauważyć, iż pochodził z zimnych terenów.
- Wołałeś? - zapytała upiorna postać z grubym, charakterystycznym rosyjskim akcentem, jakby nie chciał być tu, gdzie jest.
- Okłamałeś mnie, Vesnovitch. - powiedział groźnie Ares.
Vesnovitch uniósł brew zaintrygowany.
- Słucham? - zapytał.
Ares podniósł Smoczą Różdżkę z Księgi i przez moment przywołana postać zamigotała. Nie zniknęła jednak - wyglądało na to, że Nikczemna Księga była w stanie poradzić sobie już sama.
- Skłamałeś! - powtórzył Ares przez zaciśnięte zęby. Podniósł swoją różdżkę. - Ta różdżka mnie nie uznaje. Nie dostaję od niej mocy, nie mam kontroli...
- Więc nie należy do ciebie. - odpowiedział prosto Vesnovitch. - Zapracuj na to.
- Należy do mnie! - splunął Ares. - Zapracowałem na nią! Szanuje mnie! Mogę nią czarować! Po prostu...
- Różdżka jest z natury przewrotna. - powiedział chłodno Vesnovitch. - I - co wiem z tej rozmowy - jest niekompletnym produktem.
- Więc jest zawodna? - zapytał Ares z bielejącą twarzą.
- Nie, nie jest wadliwa. - stwierdził Vesnovitch. – Jest niekompletna. Bazuje na Czarnej Różdżce. Nie moc oczywiście, taka potęga nie może zostać powielona. Ale to Różdżka wybiera czarodzieja, choć nie musi być on jej właścicielem cały czas. Każdy twórca różdżek ci to powie.
- Więc ta wybiera swojego mistrza w inny sposób niż pozostałe. - powiedział Ares. - Wiem to. Ale ta Różdżka szanuje mnie. Po prostu czasami nie działa prawidłowo.
- Więc jednak cię nie szanuje. - odparł Vesnovitch tonem sugerującym, że jest zadowolony z takiego przebiegu sytuacji. - Albo tylko częściowo.
- Częściowo?
Upiorny wizerunek Rosjanina zamilkł, pogrążając się w głębokich przemyśleniach. Podniósł rękę do policzka i wydawała się głaskać powietrze.
- Nie jest czymś nowym dla różdżki mieć dwóch właścicieli.
- Ale to nie jest zwyczajna różdżka! - gwałtownie wykrzyczał Ares. - Wszystko czego się o niej dowiedziałem mówi mi, że nie jest zwyczajna! Oczywiście, zwykła różdżka nie...
- Wciąż myślisz o pierwotnej konstrukcji różdżki. - powiedział Vesnovitch. - Projekt oparty został na Różdżce Przeznaczenia. Aczkolwiek Różdżka poszukuje władzy - i tylko najpotężniejszy może z niej skorzystać...
- Ale ja jestem potężny! - wściekł się Ares obnażając zęby. - Ta Różdżka nigdy nie była w rękach innych takich jak ja, mogę cię o tym zapewnić. Każdy mój wybór miał powód, wykorzystałem każdą okazję, by zwiększyć swoją moc, niezależnie od tego czy był to czarodziej czy zwykły człowiek! Jako przywódca!
Vesnovitch cmoknął językiem i wydał z siebie protekcjonalny dźwięk. Przez sekundę wydawało się, że roześmieje się ale ostatecznie utrzymał spokój.
- Żywi... - powiedział, brzmiąc na zdegustowanego. - Och, jacy głupcy... Może jak będą martwi, to zrozumieją... Potęga nie jest istotna w porównaniu do prawa wyboru. To znaczy więcej dla czarodzieja niż czysty talent.
- Nie karm mnie tymi bzdurami! - zagrzmiał gniewnie Ares. - Nie przywołałem cię, żebyś mi dawał lekcje o ludzkich wartościach! Przywołałem cię, abyś mi odpowiedział!
- Więc nie przerywaj mi i nie oskarżaj mnie, że nie wiem o czym mówię. - zjawa odpowiedziała zimno, gdy Ares milczał. - Jak już mówiłem, bardzo rzadko spotykane jest, żeby różdżka miała dwóch właścicieli. Zazwyczaj musi być między nimi jakiś związek, ale w tym przypadku, Smocza Różdżka może być jedynie zdezorientowana a zatem rozdziela swoją moc.
- Kiedy nie ma nikogo innego! - powiedział Ares. - Jestem jedyną osobą, która używa tej Różdżki! - dodał, wymachując nią przez przeźroczystą twarzą upiora.
- Jeśli mogę... - dobiegł głos z tyłu pomieszczenia.
Ares odwrócił się i zmrużył oczy próbując dostrzec, kto tam stoi. Światło z Nikczemnej Księgi rozświetliło zakapturzoną postać - był więc to jeden z jego służących. Jedno spojrzenie wystarczyło, by zorientował się dokładniej kim jest ta osoba.
- Co tutaj robisz, Sebastianie? - zapytał swojego brata a jego głos stał się ciekawski i sfrustrowany jednocześnie. Jego pytanie wydawało się mieć pierwszeństwo przy odpowiedzi.
- Trochę podsłuchiwałem. - odpowiedział Darvy. Jego niesamowicie niebieskie oczy migotały w błękitnym świetle z centrum pomieszczenia. Zdjął swój kaptur ukazując brudną blondwłosą czuprynę. - Nie mogłem się powstrzymać, żeby usłyszeć naszego drogiego zmarłego przyjaciela wspominającego o czymś bardzo istotnym...
- Zapieczętowałem za sobą drzwi. - rzekł mrocznie Ares.
Darvy zignorował go.
- Teoria o różdżce posiadającej dwóch właścicieli jest bardzo interesująca. Mam nadzieję, że pamiętasz rozmowę, którą odbyliśmy nie tak dawno temu? O pewnym incydencie...
- Nie zaczynaj znowu! - ryknął Ares, przewracając oczami. Vesnovitch milczał oglądając swoje niematerialne paznokcie i słuchając konwersacji między braćmi. - Mówię po raz ostatni, Sebastianie: nie pozwalam ci zrzucać swoich błędów na starożytną magię! Zostałeś pokonany przez trzynastoletniego chłopca, pogódź się z tym w końcu!
- Nie rozumiesz...! - zaczął Darvy ale Ares uciął mu, wzdychając z frustracją.
- To ty nie rozumiesz! - odparł z irytacją. - Dzieci czasami potrafią użyć niesamowitej magii w sytuacji zagrożenia. To, co opisywałeś, nie jest niczym interesującym. Miałem nadzieję, że lepiej to zniesiesz, ale to nie jest istotne.
- Nie było cię tam! - powiedział Darvy podniesionym głosem. Wydawał się brać słowa brata do serca. - Nie widziałeś go! Jego oczy świeciły się na złoto, mówił dziwnym językiem...
- Nie rozmawiamy teraz o tym. - rzekł Ares, odwracając się z powrotem, miotając po ziemi płaszczem. Darvy patrzył na niego gniewnie i przez moment wyglądał jakby chciał coś powiedzieć, lecz zdecydował się jednak milczeć. - Jak już mówiłem... - zaczął w kierunku Vesnovitcha, który wciąż miał na twarzy wyraz kompletnego znudzenia i bardziej był zainteresowany własnymi palcami niż słowami Aresa. - Jestem jedynym, który korzystał ze Smoczej Różdżki od dziesięcioleci. Była ukrywana przez lata. Jestem jedynym, który mógł zaskarbić sobie jej szacunek. Mogę wezwać te stworzenia, te... te...
Wydawał się być niepewnym ich nazwy.
- Inferiusy? - zasugerował Darvy zza pleców swojego brata.
- Nie inferiusy. - zaoponował spokojnie Vesnovitch. - To nie są ożywione zwłoki. Są to bezwartościowe istoty, których dusze się uwolniły ale wciąż mają powiązania z ziemią poprzez niezaprzeczalne pragnienie Różdżki. Są prekursorami tego, co czarodzieje nazywają Dementorami. W przeciwieństwie do tych okropnych bestii jednak, są posłuszne jednemu mistrzowi i nie atakują duszy a ciało.
- Nie słuchają mnie! - argumentował Ares. - Przyzywam je i natychmiast muszę je niszczyć!
Vesnovitch jedynie westchnął.
- A więc moce Różdżki są podzielone. Możesz przyzwać te bestie ale posłuszne są komuś innemu.
- To niemożliwe. - powiedział Ares z zaciśniętymi zębami.
- W takim razie nie wiem dlaczego mnie przywołałeś, skoro nie chcesz mnie wysłuchać. - widmo odpowiedziało sucho. - Doprawdy, przeszkadzać mi bez powodu...
- Dobrze! - rzekł Ares. - Więc to tyle... na razie.
Machnął Smoczą Różdżką i Księga zamknęła się. Niebieskie światło, które emitowała zaczęło znikać a postać Vesnovitcha migotać.
- Do svidaniya. - odpowiedział mu sarkastycznie Rosjanin i znikł całkowicie. Niebieskie światło wyblakło, pozostawiając Aresa i jego brata w kompletnej ciemności w pomieszczeniu.
- Co za strata. - odezwał się okrutnym tonem Darvy. – Tyle roboty dla tej cholernej książki a ten nawet nie chce dać nam odpowiedzi!
- Dał nam odpowiedzi. - powiedział Ares, odwracając się do niego. - Ale nie takie jakie potrzebowaliśmy. Vesnovitch ma błędne mniemanie, że byłem nieostrożny i pozwoliłem komuś innego używać Różdżki - nie wie jak drobiazgowy jestem. Wychodzi na to, że sam będę musiał odkryć dlaczego zawodzi.
- Skąd wiesz, że kłamał? - zapytał go brat. - Duchy są znane z tego, że ukrywają niektóre rzeczy a ten nas chyba nie lubi, prawda?
- To echo, nie duch. - poprawił do Ares. - I nie ma powodów by kłamać. Podejrzewam, że martwi przejmują się bardziej sobą niż żywymi - jeśli byłoby inaczej, zrozumiałby dlaczego tak ważne jest odkrycie sekretów Różdżki. I co więcej, póki mamy Księgę, jesteśmy dla niego kłopotem. Myśli, że jedynym wyjściem, żeby się mnie pozbyć, jest danie mi tego, czego chcę...
Po tych słowach nastąpiło parę chwil ciszy, podczas których Darvy wydawał się rozmyślać nad czymś co zostało powiedziane. Kiedy tylko Ares się odwrócił, zaczął mówić.
- Jesteś pewien? - zapytał z wahaniem. - Co do...
- Zdecydowanie. - uciął mu Ares. - I to jest ostatni raz, kiedy o tym rozmawiamy, rozumiesz?
Sebastian zarumienił się lekko i cofnął się w kierunku tyłu pomieszczenia, by ukryć się w cieniu, pomimo tego, że brat nawet na niego nie patrzył.
- Nie mów do mnie jakbym był twoim sługą. - rzekł groźnie Darvy. - Może i masz nam nas za bandę idiotów myślących, że jesteś jakimś czarnym czarodziejem ale znam twoje prawdziwe zamiary i wiem kim naprawdę jesteś!
- Masz rację! - krzyknął Ares ze wściekłością obracając się tak szybko, że jego płaszcz wydał z siebie wirujący dźwięk. - Nie jesteś służącym! Oni właściwie wykonują swoje zadania!
Darvy wyrzucił gniewnie ramiona w górę.
- Ty znowu o tym! - powiedział. - Masz Księgę, prawda?
- Tak, ale tylko dzięki moim wspaniałym umiejętnościom! - powiedział Ares. - Miałeś za zadanie przynieść mi chłopca Pottera i co zrobiłeś? Przyprowadziłeś go z jakąś małą głupią dziewczynką! Potem miałeś mieć oko na tego młodszego i też poległeś! Może powinienem przydzielać Fango twoje zadania! On przynajmniej jest skuteczny!
Darvy zaszydził.
- Fango Wilde jest tchórzem. Uciekł z Ministerstwa kiedy pojawili się aurorzy, boi się ich zemsty. Ja zostałem, walczyłem! A ty nawet nie miałbyś przy sobie Fango Wilde, gdyby nie ja! Kto go przekabacił na naszą stronę? Ja! Kto stworzył Eliksir Wielosokowy żeby zdjąć mu ogon? Ja! Potrzebowałeś moich zdolności w eliksirach...
Ares roześmiał się drwiąco a potem spojrzał na niego spode łba.
- Masz o sobie za duże mniemanie. Byłeś nikim zanim cię nie odnalazłem, Sebastianie - nikim. Tylko człowiekiem mieszającym mikstury. Mógłbyś być barmanem jakbym cię nie odnalazł, jakbym cię nie ocalił z tej żałosnej i przyziemnej redundancji, którą nazywałeś życiem!
Darvy wyglądał tak jakby został spoliczkowany. Przeczesał dłonią włosy i wydał z siebie gniewny dźwięk ale wydawał się być niezdolny do powiedzenia tego, co chciałby.
Usta Aresa wygięły się w usatysfakcjonowanym uśmiechu, gdy jego brat milczał.
- Teraz wyjdź, muszę pomyśleć. - powiedział zimnym, brutalnym głosem.
Darvy odwrócił się i zaczął wspinać do góry po kamiennych schodach, mamrocząc niespójnie pod nosem przez całą drogę. Dopiero po usłyszeniu zamykania wejścia, Ares odwrócił się i pogrążył w myśleniu. Wpatrywał się przy tym w złotą różdżkę trzymaną w dłoni.
Ta Różdżka była po prostu inną drogą do uzyskania tego, z czego obdarł go los - mugolską krwią płynącą w jego żyłach, czyniącą go niekompletnym czarodziejem, adoptowanymi rodzicami, którzy zabronili mu zdobyć wykształcenie, które pomogłoby mu rozwijać swoje umiejętności. A teraz ma tą Różdżkę, która według legend pozwalała mu dowodzić armią... pozwalała mu na zmianę świata, który desperacko potrzebował zmian. Ale nie działała poprawnie...
I nagle w jego myślach pojawił się Potter - bo to Potter oczywiście powiedział mu o Różdżce, od tego trzeba zacząć, choć oczywiście nie znał potencjalnych tego następstw. Potter, który był dla niego bardziej nauczycielem, niż ktoś inny. Potter, który uczył i szanował go, Potter, zaślepiony moralnością na tyle, że odmawiał uznania, że czasami słuszna rzecz jest jednocześnie najtrudniejsza. Potter, który i tak niestety ostatecznie musi umrzeć, by jego plany zaowocowały...
Nadal wpatrywał się w Smoczą Różdżkę i w momencie poczuł, że czarna rękojeść wręcz kusi go, by spróbować ponownie. Tak, był jej mistrzem. W takim razie, raz jeszcze.
Podniósł różdżkę wysoko nad swoją głowę i zaczął nucić dziwną inkantację, nie tą, której używał korzystając z Księgi. Wyraźnie nielogiczne słowa rozbrzmiały się po komnacie, a kiedy skończył, oślepiające światło zmusiło go do przymknięcia oczu.
Na początku nie wydarzyło się nic ale po chwili rozległ się straszliwy, charczący dźwięk. Ares cofnął się do tyłu i spojrzał na swoje stopy gdzie właśnie tworzyło się pęknięcie gruntu. Szczelina poszerzyła się a przerażający odgłos przybrał na sile - świeciła się ognistym, czerwonym blaskiem. Z ziemi wyłoniła się ręka.
W przeciągu kilku sekund stworzenie wydostało się na powierzchnię. Stojący nieopodal Ares, wydawał się być relatywnie niski w porównaniu do przyglądającej mu się, mającej siedem stóp wysokości, kreatury. Wyglądała jak olbrzymi szkielet z cienkimi płatami mięsa zwisającymi z kości oraz z larwami pełzającymi w oczodołach. Stworzenie stało w sposób pochylony jakby próbowało znaleźć dla siebie bardziej wygodną pozycję. Dochodził od niego dość charakterystyczny zapach, nieprzypominający żaden inny odczuwany. Gorszy od zgnilizny. Potwór zgiął długie palce z ciekawością, jakiej wydawał się nie odczuwać od bardzo dawna. W międzyczasie, szczelina w ziemi zabliźniła się a czerwone światło znikło.
Ares uniósł w górę Różdżkę w ten sposób, by obrzydliwe stworzenie mogło to zobaczyć.
- Pokłoń mi się. - powiedział z naciskiem.
Szkielet jedynie patrzył się na niego z niezrozumieniem.
- Pokłony. - powtórzył.
Kreatura rozwarła swoje szczęki i wydała z siebie przeraźliwy ryk brzmiący podobnie do lwa. Po nim rozbrzmiał się piszczący dźwięk - sygnał do bitwy. Podniosła swoje ramiona wysoko do góry i rzuciła się na Aresa z oczami utkwionymi w Różdżce...
Nastąpiła eksplozja. Ares zatoczył Różdżką kółko w powietrzu bez większego wysiłku i rzucił zaklęcie wybuchające, tak potężne, że całe pomieszczenie natychmiast wypełniło się kurzem. Usunął go za pomocą kolejnego zaklęcia i ujrzał stos kości rozrzuconych po podłodze przed nim - czaszka stworzenia ułożona była na jego szczycie.
Ze złością kopnął rozgruchotane kości i schował Różdżkę w szatach. Rzucając ostatnie rozczarowane spojrzenie sponiewieranej kupce, odwrócił się i zaczął wspinać po kamiennych schodach.