Witajcie!

Przed Wami piąta część serii ,,Minerwa. Kim była?" opisującej życie Minerwy McGonagall i jej relacje z Albusem Dumbledore. Zachęcam Was do zapoznania się z poprzednimi częściami, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście.

Harry Potter należy naturalnie do JKR, a z racji tego, że moja wizja historii Minerwy dość mocno splata się z wydarzeniami w kanonie, pozwoliłam sobie zaczerpnąć kilka dialogów i scen.

Tom ten będzie obejmował pierwsze pięć lat Harry'ego w Hogwarcie - i uprzedzam, będzie naprawdę długi ( robocza wersja przewiduje 40 rozdziałów). Wynika to z chęci ukazania większości wydarzeń zawartych w kanonie, ale opowiedzianych z perspektywy Minerwy bądź Albusa.

Chyba jednak pora przejść do opowieści, nie ma co się rozpisywać tu za dużo, gdybyście mieli jakieś pytania, sugestie czy komentarze, przyjmę je wszystkie z nieodmiennym entuzjazmem. Zatem nie zapominajcie o reviews!

Pozdrawiam serdecznie,

Emeraldina

oooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooooo

I

Profesor Minerwa Aurelia McGonagall siedziała samotnie w wieży pióra i książki na zamku Hogwart. Jedynym dźwiękiem, jaki można było tam usłyszeć, był szelest pergaminu i skrobanie jej pióra.

Nawet nie pamiętała już, ile listów do pierwszorocznych podpisała. Treść listu i załączoną listę potrzebnych do nauki rzeczy mogła skopiować prostym zaklęciem, ale adres i nazwisko dziecka musiała przepisać ze starożytnej księgi dopuszczenia. Nie uciekała się też do magii przy składaniu podpisu – w ten sposób podkreślała radość, jaką sprawiał jej tytuł, którym teraz się posługiwała.

,,Minerwa McGonagall, zastępca dyrektora."

Pogładziła palcem wyschnięty atrament. A potem pożałowała tego, bo rodowy sygnet na jej dłoni rozbłysnął w świetle lampy. Już dawno przestała używać go do pieczętowania korespondencji. Dawno też nikt nie posługiwał się wobec niej mugolskim tytułem, nadanym wraz ze śmiercią babki – lady McGonagall. Rodzinne dziedzictwo to była jedna z wielu rzeczy, które Minerwa definitywnie zostawiła za sobą.

Sięgnęła po kolejny list. Ładnym, kaligraficznym, ale nie przesadnie ozdobnym pismem napisała: Hermiona Granger. Z księgi wiedziała, że adresatka listu pochodzi z mugolskiej rodziny, zatem złożyła swój podpis, włożyła list do koperty, zaadresowała i odłożyła na osobny stos– listy do mugolskich dzieci nauczyciele dostarczali osobiście, by na miejscu wyjaśnić wszystko ich rodzicom.

- Nigdy nie powiedziałaś mi, co czułaś, gdy dostałaś podobny list. – odezwał się głos za plecami Minerwy.

Westchnęła – jej zmysły nie były już tak wyczulone jak kiedyś, bo zupełnie nie usłyszała wchodzącego do wieży Albusa. Gdy się jednak do niego odwróciła, na jej ustach pojawiło się widmo uśmiechu.

- Ulgę. Bałam się, że nie przyjdzie i poślą mnie do Beauxbatons. A kiedy już go zobaczyłam, podobał mi się fioletowy atrament podpisującego. – mrugnęła do niego. Dyrektor Hogwartu zachichotał.

Minerwa przez moment delektowała się jego dźwięcznym śmiechem, ale jej rozbawienie minęło, gdy zerknęła na księgę dopuszczenia.

- To będzie trudny rok, nieprawdaż? – zapytała cicho, przesuwając palcem po nazwisku Neville'a Longbottoma.

Choć od dziesięciu lat Minerwa regularnie wymieniała korespondencję z Augustą, ich kontakty nie były tak bliskie jak kiedyś. Jak wyjaśniła jej kiedyś dawna przyjaciółka, Minerwa po prostu budziła złe wspomnienia, a zarówno przed nimi, jak i innymi niebezpieczeństwami Augusta chciała chronić synka Franka i Alicji. Minerwa nie mogła mieć do niej pretensji – dwukrotnie zawiodła w przypadku rodziny Longbottomów – nie uratowała Lucasa, jedynie sprowadziła jego ciało oraz nie powstrzymała śmierciożerców przed pozbawieniem zmysłów Franka i Alicji. Uratowała ich przed śmiercią, ale co to była za egzystencja! Mogła pocieszać się jedynie myślą, że zdołała uchronić Neville'a.

Minerwa widziała chłopca jedynie na zdjęciach – wydawał jej się dość pucołowaty, podobny do Alicji, ale z pełnym ciekawości spojrzeniem Franka, odziedziczonym po Lucasie. Na żywo zobaczyła Neville'a tylko raz – pięć lat temu, w szpitalu św. Munga, gdy Augusta przyszła z nim akurat gdy Minerwa kończyła wizytę u Franka i Alicji. Na szczęście zdążyła się zmienić w kota – Augusta jej nie zauważyła. Neville wydawał się ją dostrzec, ale to był zaledwie ułamek sekundy.

Odwiedzała Franka i Alice regularnie, przynajmniej raz na pół roku. Nie widziała w ich stanie żadnej poprawy, ale mimo to spędzała z nimi długie godziny, opowiadając im o swoim życiu.

- Być może nasze obawy są bezpodstawne. – odezwał się Albus. Jego wzrok zatrzymał się na nazwisku Harry James Potter, zapisanym w księdze. Minerwa podejrzewała, że sam nie wierzył w swoje słowa.

Na myśl o Potterach Minerwa nadal czuła ból. Albus wymógł na niej obietnicę, by nie próbowała kontaktować się z Harry'm do tej chwili, do wysłania mu listu z zaproszeniem do Hogwartu. Miała też nie zdradzać swoich związków z jego rodziną już po jego przybyciu do zamku. Albus chciał, by była dla niego tym, kim była dla całych rzesz innych uczniów – surową profesor McGonagall. Harry miał się dowiedzieć, że Minerwa jest jego matką chrzestną, gdy ani jemu, ani jej nie będzie groziło niebezpieczeństwo.

Zgodziła się. Wiedziała, że to jest warunek Albusa. Tylko jego spełnienie umożliwiało jej powrót do Hogwartu i starego życia. Przyjęła go, bo nie widziała innego wyjścia. Po tym, co się wydarzyło, bez jego wsparcia nie mogłaby odbudować swojej harmonii, nie mogłaby wrócić do nauczania. Oszalałaby z rozpaczy, a ból wziąłby w górę nad wszystkim – nad jej ciałem, nad jej umysłem, nad jej magią.

Tak jak kiedyś przewidziała pewna mądra królowa, jedynie Hogwart stanowił lek na jej cierpienie.

Jej życie nie było takie samo. Najpierw musiała naprawić stosunki z Albusem – dzięki wzajemnym kompromisom udało się im powrócić do przyjaźni, jaką cieszyli się wcześniej. Minerwa nie była pewna, czy można mówić tu o stuprocentowym zaufaniu, ale Albus zadbał, by jego ewentualne wątpliwości były głęboko ukryte. To on użył swoich wpływów, by ich pojedynek zachował się jedynie w powtarzanych szeptem plotkach – żadna gazeta nie odważyła się o tym napisać. To on przekonał pozostałych nauczycieli, że taki incydent nigdy więcej się nie powtórzy. To on zmusił pozostałych przy życiu członków Zakonu do uznania jej znów za jego prawą rękę.

Minerwa bardzo się starała, by to wszystko poszło w niepamięć. Była uprzejma, cicha i spokojna. Z czasem uczniowie przestali drżeć na widok jej różdżki, a koledzy przestali traktować ją jak powietrze. Powrót do łask personelu Hogwartu zawdzięczała głównie Albusowi, ale również Rolandzie. Instruktorka latania wykonała kolosalną pracę, przekonując niepewną Pomonę i obrażoną Poppy, że nie warto chować urazy. Oczywiście przyjaźń z obydwiema wiedźmami ewoluowała w kierunku bliskiej relacji zbudowanej głównie na uprzejmości i szacunku, lecz nie zaufaniu.

Najtrudniej było z Alastorem. Moody przestał jej ufać zupełnie, jakby podejrzewał ją o zdradę na rzecz Voldemorta. Albus zmusił go do uprzejmości względem niej, ale była to grzeczność podszyta strachem i nieufnością. Minerwa postanowiła to ignorować i uparcie słała Moody'iemu życzenia świąteczne i urodzinowe.

Wiodła ciche, spokojne życie nauczycielki transmutacji, skutecznie maskując się w cieniu Albusa. Odzyskiwała spokój i harmonię w zamkowych murach – już nie raniła się we śnie, sypiała też regularnie, choć nie dłużej niż cztery godziny. Świat zdawał się przemykać gdzieś obok, zostawiając ją jedynie starszą, bardziej zmęczoną i samotną.

- Za dużo myślisz. – głos Albusa wyrwał ją z rozmyślań. Spojrzała na niego pytająco.

- Gdy rozmyślasz za długo o smutnych rzeczach, tworzy ci się taka zmarszczka na czole. – wyjaśnił czarodziej.

Minerwa przez chwilę wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi oczami – jak mógł zauważyć tak banalną rzecz? Potrząsnęła głową, odpędzając kolejne niewesołe myśli:

- Rozmawiałeś z Nicolasem? Podjął decyzję co do kamienia? – zmieniła temat.

- Nie chce już go trzymać w Banku Gringotta. Poprosił mnie, byśmy ukryli go w Hogwarcie. – odpowiedział Albus.

Minerwa uniosła brwi, sygnalizując zdumienie. Tak jak dawno temu, Albus zabrał ją na dłuższy weekend do Flammelów zaraz po procesie śmierciożerców odpowiedzialnych za atak na Longbottomów. Nie była pewna ich reakcji, ale ostatecznie Odwieczni nie zadali jej żadnego pytania dotyczącego pojedynku. Byli idealnie mili i pełni cichego zrozumienia, jak zawsze. To była ulga dla Minerwy, choć parę razy przyłapała Perenelle na badawczym obserwowaniu.

Ostatnio Nicolas wspominał, że przestaje ufać goblinom w kwestii przechowywania Kamienia Filozoficznego. Nie można było mu się dziwić. Albus był pewien, że prędzej czy później Voldemort powróci, a wtedy kamień będzie pierwszą rzeczą, na jaką czarnoksiężnik zwróci uwagę.

- Czy to rozsądne? Ukrywać go tutaj, w pobliżu uczniów? – zapytała.

- Mam pewien pomysł co do jego ochrony. Tutaj Voldemort nie odważy się zaatakować, nie odkąd zgromadziłem tu najpotężniejszych magów w kraju. – Albus delikatnie poklepał ją po ramieniu.

Minerwa przygryzła policzek – z jakiegoś powodu czuła irracjonalny niepokój. Z zdenerwowaniem odnotowała, że instynktownie zaciska palce na leżącej obok różdżce.

- Co powiesz na partię szachów? – Albus musiał wyczuć jej napięcie, podejrzewała.

- Tylko tutaj skończę. – odpowiedziała, zmuszając się do uśmiechu.

Dyrektor pokiwał głową, a ona sięgnęła po pióro i zabrała się za podpisywanie listu do Harry'ego Pottera.

xxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxxx

Albus Dumbledore gwizdał cicho, gdy w pewien piątkowy wieczór rozstawiał figury szachowe na pokaźnej szachownicy. Mógłby to zrobić za pomocą magii, ale robienie tego w mugolski sposób, z pewnym rytuałem, sprawiało mu dużą przyjemność. Niewiele mniejszą do tej, jaką było obserwowanie kolejny raz triumfującej Minerwy.

Dzisiaj jednak się spóźniała. To było do niej niepodobne, Albus zmarszczył brwi, następnie podszedł do Fawkesa, swojego feniksa. Ptak zaskrzeczał cicho, gdy Albus pogładził go po szkarłatnych piórach.

Wtem nagle drzwi do jego gabinetu otworzyły się z hukiem. Tylko jedna osoba mogła pozwolić sobie na wejście do jego gabinetu bez pukania, więc Albus nie musiał odwracać się by zapytać:

- Co się stało, moja droga?

- Muszą chować przed nim wszystkie listy! Wczoraj posłałam dwanaście, ale żaden nie dotarł do adresata! – pełen złości głos Minerwy sprawił, że Albus wreszcie odwrócił się do niej.

O mało nie zachichotał. Zawsze zachwycało go, jak pięknie wyglądała zdenerwowana Minerwa. Rumieniec zdobiący jej policzki, włosy, które wymknęły się z standardowego koka, czy oczy błyszczące jak dobrze naostrzone sztylety – to wszystko było fizycznym wyrazem szkockiego temperamentu Minerwy, który Albus tak lubił.

Niemniej jednak nie mógł nie zauważyć, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat piękno Minerwy zasadniczo się zmieniło. Na jej twarzy pojawiły się stałe zmarszczki, jej ciemne włosy były bardziej matowe niż kiedyś, czasem dostrzegał wśród nich srebrne pasma. Prostokątne oprawki okularów jedynie dodawały jej surowości. Nadal pozostawała szczupła, ale figurę ukrywała pod luźnymi, ciemnymi, nauczycielskimi szatami. Poruszała się też wolniej, z pewną sztywnością, jakby tłumiła swój wdzięk. Jedynie jej oczy pozostawały niezmienione – enigmatyczne, hipnotyzujące, w kolorze leśnego mchu, najczystszego szmaragdu.

Nie potrafił określić jednak dlaczego przez ostatnią dekadę tak bardzo się postarzała.

- Może powinnaś wymyślić coś bardziej kreatywnego – może ukryć listy w jajkach? Podobno mugole codziennie jedzą jajka. – powiedział Albus z dobrodusznym uśmiechem.

- Ach! Mówiłam, że to mugole najgorszego sortu! – warknęła czarownica, wyminęła go i usiadła sztywno na swoim zwyczajowym miejscu.

Rozpoczęli grę – na początek w milczeniu rozmyślali nad kolejnymi ruchami. Dopiero gdy Minerwa poniosła pierwszą stratę – goniec Albusa zmiażdżył jej pionka, nauczycielka zapytała:

- A co jeśli nie dotrze do niego żaden list? Może powinniśmy kogoś do niego posłać? Ja mogłabym…

- Nie, Minerwo. Jeśli w istocie do Harry'ego nie dotrze żaden z twoich listów, poślę tam kogoś, ale nie ciebie. – zdecydował Albus. Choć użył swojego władczego tonu, wiedział, że Minerwa nie podda się bez walki.

- Kogo więc? Kto wytłumaczyłby Harry'emu czym jest Hogwart lepiej niż ja? – zapytała. Jej pion bez komendy przesunął się po skosie i zwalił z nóg konia Albusa.

- Minnie, przecież wiesz, że chcę dla Harry'ego jak najlepiej. A zostawienie ciebie z państwem Dursley nie byłoby rozsądne. Szczerze mówiąc, myślałem o Hagridzie. – wyznał Albus.

Minerwa nie uniosła oczu, ale wpatrywała się w szachownicę z taką złością, że jej gniew wydawał się być prawie namacalny, wyczuwalny w powietrzu. Nie zaprotestowała jednak.

- Hetman na A3. Szach. – syknęła jedynie.

- Mam do ciebie inną prośbę. – odezwał się Albus, w międzyczasie myśląc nad odpowiedzią na jej szachowy atak.

- Słucham. – rzekła, uraza nadal ewidentna w jej głosie.

- Postanowiłem, że część nauczycieli pomoże w ochronie Kamienia Filozoficznego. Otoczymy go nie tyle zaklęciami ochronnymi, co zadaniami, które będzie trzeba pokonać by dostać się do klejnotu. – wyjaśnił.

Wiedział, że udało mu się dobrze zmienić temat, bo rysy Minerwy nieco złagodniały, gdy zapytała:

- Kto jeszcze oprócz mnie ma coś przygotować?

- Hagrid, Filius, Pomona, Rolanda, Kwiryniusz, ty, ja . A i jeszcze Severus. – odpowiedział, przesuwając wieżę do obrony króla.

- Snape?! Nie mówisz chyba poważnie. – Minerwa ściągnęła brwi, jej klatka piersiowa zafalowała.

Albus westchnął. Nie rozumiał niechęci Minerwy do Severusa. Przez pierwszy rok nauczyciel eliksirów starał się jej unikać, potem poczuł się w zamku nieco pewniej, ale zawsze odnosił się do Minerwy z ogromnym szacunkiem, niemal czcią. Jej ironia i złośliwość względem niego jednak nie osłabły – wykorzystywała każdą okazję, by zagrać mu na nosie, szczególnie w kwestii quidditcha i pucharu domów. Mimo to Severus nigdy się nie skarżył.

- Ufam Severusowi. – rzekł z mocą. Minerwa zacisnęła usta – zbyt wiele razy kłócili się w tej kwestii.

- Pomożesz przy ochronie kamienia? – zapytał Albus .

- Oczywiście. Ostatnie dwa dni wolnego zamierzam jednak spędzić w rezydencji, kiedy spodziewasz się przenieść kamień? – odpowiedziała.

- Na początku roku, więc spokojnie możesz jechać.

- Nie było mnie tam całe wakacje, muszę uporządkować parę spraw. – dodała przepraszającym tonem. Uśmiechnął się:

- Na Merlina, nie masz się co oglądać, potrzebujesz trochę odpoczynku od tego zamku. Dam tu sobie ze wszystkim radę.

Nie wyglądała na przekonaną, ale pokiwała głową. Przez chwilę po prostu grali w milczeniu, a jedynym dźwiękiem było przesuwanie figur po szachownicy.

- Albusie? – odezwała się wreszcie Minerwa. Uniósł głowę, by spojrzeć w jej przenikliwe oczy. Zawsze uwielbiał sposób, w jaki wymawiała jego imię.

- Tak, moja droga?

- Zastanawiałeś się kiedyś co byś robił, gdybyś nie pracował w Hogwarcie? – spytała cicho. Otworzył szerzej oczy – zaskoczyła go tak prostym, bezpośrednim pytaniem.

- Nie myślałem o tym. Tu jest moje miejsce. Tylko tutaj mógłbym znaleźć spełnienie. Gdybym nie nauczał, nie był dyrektorem… może bym odkrywał jakieś nowe obszary magii. – odpowiedział ze szczerością.

Minerwa pokiwała głową – musiała spodziewać się takiej odpowiedzi. On nie mógł jednak powstrzymać ciekawości:

- Dlaczego zapytałaś?

- Byłam ciekawa. – jej odpowiedź była prosta, ale jakby niepełna.

- A ty? Myślałaś o tym?

Zaśmiała się gorzko. To go zaskoczyło, spojrzał na nią pytająco. Minerwa jednak odwróciła twarz, by popatrzeć w okno. Gdy się odezwała, jej słowa były ledwie słyszalne.

- Kiedyś miałam jasno określoną przyszłość. A potem świat oszalał. Może ja z nim i dlatego tu przyszłam. Teraz już nie wyobrażam sobie życia poza Hogwartem.

Albus przez chwilę kontemplował jej odpowiedź. Choć była wyjątkowo enigmatyczna, chyba pojął jej sens. Minerwa, jako córka respektowanej rodziny czystej krwi miała znaleźć równie utytułowanego czarodzieja i kontynuować dzieło rodziców czy dziadków. Gdy wybuchła wojna z Grindelwaldem wszystko się zmieniło. A jak bardzo ceniła szkołę, świadczył fakt, że potrafiła zrezygnować z instynktu chronienia Harry'ego byle tylko powrócić do Hogwartu.

- Wieża na C5. Szach. – rzekła. Spojrzał na planszę.

- I mat. – mruknął, uświadomiwszy sobie brak wyjścia.

Zerknął na Minerwę. Choć wydawała się być zadowolona z szybkiego zwycięstwa, w jej oczach błyszczało coś na kształt melancholii.

- Pójdę już, muszę jeszcze się spakować. – rzekła i powoli podniosła się z fotela. Albus machnięciem różdżki schował szachowe komplety.

- Dobrej nocy, Albusie. – rzekła jeszcze przy drzwiach.

- Kolorowych snów, Minnie. – odparł lekkim tonem.

Zamarł, gdy zobaczył jak Minerwa zatrzymuje się w drzwiach, a jej ramiona drgnęły, jakby przeszedł ją zimny dreszcz. Zanim jednak zdążył zareagować, ruszyła dalej, a drzwi się za nią zamknęły.

Westchnął cicho. Z rezygnacją rozpoczął wspinaczkę po schodach prowadzących do jego prywatnego apartamentu.

Instynktownie wiedział, że znów będzie o niej śnił.