Wielkie plany
Great Plans
autor: LariLee
tłumacz: ja
beta: Jronja
zgoda: jest

Rozdział 1 – Wielkie plany

Celowo otworzył drzwi z hukiem, tak jak to robił przed każdą prowadzoną przez siebie w Hogwarcie lekcją. Przeszedł bokiem klasy i wszedł na podwyższenie, na którym stało biurko, ze świadomością, że wywarł na uczniach piorunujące wrażenie, mimo że uczęszczali na jego zajęcia już siedem lat. W końcu dzień był jak co dzień.
Podchodząc do katedry, obrzucił spojrzeniem całe pomieszczenie. Po jego prawej stronie siedziało troje Ślizgonów – Draco Malfoy, Pansy Parkinson i Blaise Zabini. Snape pozwolił, by na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.
Obrócił się do stanowisk po lewej. Dwoje Krukonów, Darius Rooks i Eugenia Kettle, siedziało w oczekiwaniu. Popatrzył na nich bez wyrazu. Potem, z cierpkim uśmiechem na ustach, zwrócił się do dwójki siedzącej w rogu. Harry Potter, Chłopiec-Który-Przeżył-Po-Wielokroć wpatrywał się w niego. Jego zielone oczy, spoglądające zza okularów, wydawały się większe niż zazwyczaj. Z miejsca obok Hermiona Granger, Mózg Wielkiej Trójcy, patrzyła na niego niecierpliwie, żądna rozpoczęcia zajęć, szczęśliwa, że może się uczyć.

- Otwórzcie książki na stronie sześćset szóstej – zaczął, patrząc w przestrzeń. – Jestem pewien, że jeśli ktoś poza naszą etatową Wiem-To-Wszystko przeczytał zadany rozdział, zdał sobie sprawę, że dziś zaczynamy warzenie Wywaru Odbudowującego. Jego unikalność polega na tym, że może być podawany śmiertelnie rannym. Dlaczego?
Oczywiście, ręka panny Granger uniosła się, jeszcze zanim skończył zadawać pytanie. Zdecydował się ją zignorować, na szczęście – choć raz – Draco również zgłosił się do odpowiedzi.
- Panie Malfoy – udzielił mu głosu.
- Ponieważ nie wchodzi w interakcje z innymi eliksirami? – Chłopak odpowiedział arogancko i przeciągle.
Snape odczekał chwilę z uniesionymi brwiami, chcąc się przekonać, czy Draco byłby w stanie udzielić wyczerpującej odpowiedzi, czego – oczywiście – nie zrobił.
- Bardzo dobrze, panie Malfoy. Pięć punktów dla Slytherinu. A dlaczego tak się dzieje? – kontynuował gładko.
Tym razem nie uniosła się żadna dłoń, a panna Granger pochyliła głowę nad książką w poszukiwaniu odpowiedzi. Podszedł do niej w ciszy, stanął przed jej biurkiem i położył ręce po obu stronach podręcznika. Nachylając się nad nią w swój najbardziej onieśmielający sposób, obserwował, jak z wolna unosi głowę, by na niego spojrzeć.
- Panno Granger – powiedział niskim głosem – czy naprawdę istnieje pytanie, na które nie potrafi pani odpowiedzieć? Dlaczego, w przeciwieństwie do innych eliksirów, ten wywar nie wchodzi w reakcje?
- Ponieważ nie zawiera maku, proszę pana – odpowiedziała nieśmiało, zdołał jednak dostrzec błysk triumfu w jej oczach. Prawie siedem lat zajęło jej zmuszenie go, by pozwolił jej udzielić odpowiedzi na pytanie, jednak wreszcie to osiągnęła.
Pozwolił sobie na uśmieszek.
- Pięć punktów, panno Granger – powiedział jedwabiście, obserwując, jak oddaje mu uśmiech – od Gryffindoru. – Jej uśmiech znikł, prawie jednak dostrzegł, jak w myślach wzruszyła ramionami. – Powinnaś się zgłosić, skoro znałaś odpowiedź.
Odwracając się do biurka, prawie przegapił, jak kładąc dłoń na nadgarstku Pottera, uciszała go, gdy otwierał już usta, by zaprotestować. Potrząsnęła głową, a Snape dostrzegł, że jej usta ułożyły się na kształt słowa „nie".
- Kolejne pięć punktów od Gryffindoru za rozmawianie podczas lekcji – wymruczał, ignorując uśmieszki Ślizgonów. Siadając, powiedział: – Instrukcje są na tablicy. Będziecie pracowali w zespołach.
Gdy uczniowie zaczęli gromadzić składniki, warknął:
- Potter, będziesz pracował z Zabinim. Jestem pewien, że panna Granger poradzi sobie sama.
Hermiona wyprostowała ramiona i spojrzała przepraszająco na Harry'ego. Snape przyciągnął do siebie wypracowania do sprawdzenia i otworzył czerwony kałamarz. Pochylając się nad pracami, popatrzył na dziewczynę uważnie.

Ostatnie dwa lata nauczania na poziomie owutemów były niespodziewanie przyjemne. Longbottom, Crabbe, Goyle i Weasley zniknęli, nie uzyskując odpowiednich stopni, by kontynuować przedmiot. Został zmuszony do przyjęcia Pottera, jednak młody człowiek sprawował się dobrze. Snape uważał, że było to spowodowane raczej zdolnościami korepetytorskimi pewnej panny Wiem-To-Wszystko, a nie wrodzonym talentom Pottera.

Panna Hermiona Granger. Nieświadomie zaczął pocierać nos. Była niesamowicie inteligentną uczennicą. Jednym z tych rzadkich klejnotów w karierze nauczyciela, który pragnął się uczyć i był z tej możliwości zadowolony. Wyrastała również na interesującą kobietę.
Jej włosy im były dłuższe, tym stawały się mniej rozczochrane. Prawdopodobnie prostowały się pod wpływem własnego ciężaru. Była trochę wyższa i szczuplejsza niż wcześniej. Nikt nie nazwałby jej wielką pięknością, jednak jej wygląd był miły dla oka. Zwłaszcza gdy duże, brązowe oczy błyszczały w podekscytowaniu... lub triumfie, jak to się zdarzyło przed chwilą. Miała bardzo wyrazistą twarz.

Snape rozejrzał się po klasie. Malfoy pozwalał swojej dziewczynie wykonywać większość pracy. Gdyby jeszcze udało mu się pozbyć tego wyrazu samozadowolenia, gdy reszta jego grupy wyleciała z eliksirów, bachor jeden – pomyślał Snape, zdając sobie sprawę, że zgrzyta zębami.

Potter i Zabini współpracowali, starając się nie zbliżać ani nie odzywać do siebie. Mogło to być interesujące przedstawienie. Dwoje Krukonów tworzyło zgodny zespół. Zaś pozostawiona samej sobie panna Granger męczyła się dalej; uśmiechnął się lekko, gdy umieściła pierwszy składnik w kociołku.

Powracając do wypracowań, obserwował ją uważnie. Była błyskotliwa. Była ładna. W dodatku, jak podejrzewał, miała więcej mocy, niż ktokolwiek na razie sądził.

Rozmyślał też o innych rzeczach. Hermiona Granger była niezłomnie lojalna wobec przyjaciół. Potrafiła logicznie myśleć i rozumiała korzyści płynące z ciężkiej pracy. Była również jedyną osobą ze Złotej Trójcy, która pojmowała sens przedstawienia, jakie odgrywał każdego dnia. Och, z pewnością wściekała się z powodu niesprawiedliwych uwag i systemu oceniania, rozumiała jednak, że musiał wyróżniać dzieci śmierciożerców.

Dać jej kilka lat, a stanie się dobrą partią dla inteligentnego czarodzieja. Kilka lat, by dorosła i rozkwitła. Kilka lat, by straciła wszelkie cechy uczennicy. Jak dotąd żaden ze studentów nie dostrzegał w niej nikogo poza koleżanką. Jeśli Snape zdoła utrzymać taki stan rzeczy, uda mu się. Co ona ceni bardziej od towarzystwa? – rozmyślał. – Cóż, naukę, oczywiście. Wpadł na pomysł, że sam ochroni ją przed Czarnym Panem i innymi zagrożeniami.

Zajęcia mijały, podczas gdy uczniowie pracowali w prawie idealnej ciszy. Wreszcie uniósł wzrok.
- Powinniście kończyć krok czwarty – powiedział, dając do zrozumienia, że jeśli tak nie jest, konsekwencje będą srogie. – Rzućcie na kociołki zaklęcie zastoju i przenieście je na półki. Skończycie eliksir na następnych zajęciach. Potem posprzątajcie stanowiska pracy.

Eliksiry uzdrawiające, wzmacniające, chroniące i niszczące... Czy nikt nie rozumiał, że przygotowywali się do nieuniknionej wojny? Prawie nieświadomie obciągnął rękaw kryjący jego lewe przedramię.

Jeśli ona przeżyje – jeśli on przeżyje – da jej wystarczająco dużo czasu, by dorosła. Snape był pewny swoich zdolności manipulacyjnych. Dzięki nim mógł grać na jej emocjach i sprawić, że czułaby do niego dokładnie to, co zechce. Nie obchodziło go, że pochodziła z mugolskiej rodziny; dawno porzucił ten nonsens. Była inteligentną, potężną wiedźmą, a przy tym ładną. Kiedy dojrzeje, będzie dla niego doskonałą żoną. Jedyne, co musi zrobić, to upewnić się, że oboje przeżyją.

Uczniowie kończyli sprzątanie. Potter wrócił na swoje normalne miejsce obok panny Granger. Snape rozejrzał się ponownie po klasie, poszukując czegoś, co mógłby skrytykować. Malfoy leżał na krześle z grymasem znudzenia na twarzy. Reszta spoglądała na nauczyciela w oczekiwaniu.
- Dwie rolki na temat różnic między tym wywarem a tymi, które zawierają mak – powiedział. – Na następne zajęcia. – Nikt nie odważył się zaprotestować. – Klasa wolna.
Gdy uczniowie zaczęli wychodzić, Snape zawołał:
- Panno Granger, proszę zostać.
Dostrzegł spojrzenie, które wymieniła z Potterem, zanim odszedł. Podeszła do jego biurka, niosąc teczkę aż do przesady wypchaną książkami. Snape zaczekał, aż zamkną się drzwi za ostatnim uczniem.
- Panno Granger, co zamierza pani robić po zdaniu owutemów? – spytał gładko.
- Nie jestem jeszcze pewna, proszę pana – odpowiedziała niespodziewanie nieśmiało. – Miałam nadzieję rozpocząć praktyki, ale...
Uniósł brew w niemym pytaniu, kładąc łokcie na biurku i podpierając palcami brodę.
- ...Nie przyjmuje pan na praktyki – skończyła w pośpiechu.
- Czy zdaje sobie pani sprawę z tego, jak ważne są eliksiry, które warzymy na tych zajęciach?
Hermiona na moment przygryzła dolną wargę. Miał nadzieję, że ten zwyczaj minie jej z wiekiem.
- Tak, proszę pana, my... przygotowujemy się. Przygotowujemy się – jej głos się rwał – na wojnę.
- Bardzo dobrze, panno Granger – odparł spokojnie. – Jeśli dyrektor poleci pani odbyć ze mną praktyki, będzie mi ciężko odrzucić tę propozycję.
Jej oczy rozświetliły się, gdy na chwilę wstrzymała oddech.
- Naprawdę sądzi pan, że mogłabym... mogłabym zostać Mistrzynią Eliksirów? – spytała z nadzieją.
I jeszcze więcej – pomyślał, a na głos powiedział:
- Tak, panno Granger, zdecydowanie. Jednakże jeśli komuś to powtórzysz, będę zmuszony zaprzeczyć.
- Rozumiem, proszę pana – powiedziała, a jej oczy lśniły radosnym podekscytowaniem. – Czy powinnam porozmawiać z profesorem Dumbledorem?
- Zaproponuję to Dyrektorowi – odparł. – Powinnaś jednak wiedzieć, że mam plany co do ciebie.
- Dziękuję, profesorze! Obiecuję, że pana nie zawiodę.
- Dobrze, panno Granger. Trzymam panią za słowo. Może pani odejść. – Obserwował ją, obracając w palcach pióro.

Tak, plany – pomyślał. W jego umyśle pojawiły się wizje, w których pracowali razem nad kociołkiem. Później wracali do swoich kwater i czytali artykuły o eliksirach i „Ars Alchemica", po czym kładli się do małżeńskiego łoża. A gdyby nie należała do kobiet zmysłowych, cóż, istnieją na to eliksiry.
Hermioną Granger, z jej zamiłowaniem do nauki, było bardzo łatwo manipulować. Jeszcze przez kilka lat nauka będzie jej tarczą.

To znaczy, jeśli oboje przeżyją.

- Tak, panno Granger – wyszeptał w stronę zamykających się drzwi. – Mam wobec pani wielkie plany.