Nieświadomy

Autor: Zilidya

Beta: Alexan

Ostrzeżenia: m-preg, non-canon.

Dla mojego listopadowego Ulubieńca Miesiąca Sary R.

Cz. 1.

Harry ledwo stał na nogach, gdy Voldemort opuścił jego umysł. Dyrektor pomógł mu usiąść na podłodze.

— Odpocznij tu chwilę, pójdę sprawdzić, co u reszty i zaraz wrócę. Za moment pojawią się aurorzy, nic ci już nie grozi.

Chłopak kiwnął głową i oparł ją o ścianę zbyt zmęczony na cokolwiek innego. Dumbledore odszedł i Harry został sam w holu ministerstwa. Nadal był przerażony tym, co dziś się stało. Kilka minut temu zginął Syriusz z rąk Bellatriks Lestrange, a on przed chwilą został opanowany przez Toma Riddle'a. Okropne uczucie, chociaż już minęło. Został sam w swoim ciele i jedynie niepokój nie opuszczał go ani na chwilę. Tak jakby nie był tutaj sam, choć był środek nocy. Wszyscy dorośli, a także przyjaciele nadal znajdowali się w Departamencie Tajemnic. Westchnął, rozluźniając się i starając odegnać lęk.

Gdy nagle poczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu pomyślał, że to dyrektor wrócił i nawet nie otworzył oczu. Jednak, gdy dłoń zaczęła sprawiać mu ból, ściskając mocniej oraz podrywając go do góry, nie miał już wyboru i spojrzał. Biała maska i czarny płaszcz mogły oznaczać tylko jedno. Został złapany przez śmierciożercę. Jak mógł przypuszczać, że ci na dole nie zostawili kogoś na górze. Chciał złapać za różdżkę, ale było za późno. Czar krępujący, Drętwota, a następnie WingardiumLeviosa i nie mógł nic zrobić. Śmierciożerca narzucił mu na głowę jakąś śmierdzącą detergentami szmatę i Harry przestał widzieć cokolwiek.

Severus Snape przeklinał Pottera ile tylko mógł. Nie było tego wiele, bo Umbridge nie chciała dać mu nawet chwili spokoju. Jej ględzenie doprowadzało go jeszcze bardziej do wściekłości. Ucieczka bandy Gryfonów ubodła w czuły punkt „panią Inkwizycję" i teraz wyżywała się na nim. Początkowo nawet jej słuchał, bo utyskiwała na Pottera, ale stało się to nudne, gdy zaczęła powtarzać się po raz trzeci. Jej groźby, co ona to nie zrobi, też nie robiły na nim wrażenia. Musiał jednak siedzieć u niej w tym, Merlinie broń, przeróżowiono-kotowatym pokoju i odwracać uwagę od naprawdę ważnych spraw.

Voldemort odważył się wkraść do ministerstwa przy pomocy Pottera. Po tym, co widział w umyśle dzieciaka, Czarny Pan szukał przepowiedni. Teraz trzeba było tylko wierzyć w Dumbledore'a, że powstrzyma przeciwnika przed odczytaniem jej do końca.

Wezwanie było tak nagłe, że aż wstał. Dolores Umbridge przerwała swój monolog i spojrzała na niego zdziwiona.

— Przepraszam, że pani przerywam. Muszę jednak wrócić na chwilę do laboratorium. Za kilkanaście minut dodaję kolejny składnik do eliksiru.

— Ale...

— To bardzo ważny eliksir. — I zanim kobieta choćby spróbowała go powstrzymać, wyszedł.

Dosłownie w pięć minut był w swoich komnatach, przywołując strój i maskę. Kolejne pięć zajęło mu dotarcie do końca bariery antyaportacyjnej.

Gdy zjawił się w bliżej nieokreślonym miejscu, nie bardzo wiedział co się dzieje. Dumbledore uprzedził go, że musi to znów zrobić, ale nie przypuszczał, iż nastąpi to tak szybko po ataku. Tuż obok niego aportował się kolejny zwolennik Czarnego Pana. Kiwnęli sobie głowami na powitanie, ale nie odsłonili twarzy. Cicha zasada anonimowości i choć Voldemort często zwracał się do nich po nazwisku, rzadko można było odkryć, gdzie dokładnie ta osoba stała. Czarny Pan zawsze wiedział, tak jakby Mroczny Znak był dla niego czymś więcej niż sposobem przywołania.

Teraz Severus zastanawiał się, po co Riddle ich wezwał. Czy w ministerstwie stało się coś specjalnego? Czyżby zdobył to, po co tam poszedł?

Snape przełknął, ale nie zatrzymał się, podążając w stronę budynku. Czemu to zawsze musiała być jakaś rudera? To był jeden z powodów, który już wcześniej utrudniał odnalezienie kryjówki Czarnego Pana. Nigdy długo nie przebywał w jednym miejscu, a spotkania zawsze odbywały się w opuszczonych domach. Najczęściej mugoli, bo było ich więcej niż domów czarodziei. Nie były też przesiąknięte żadnego rodzaju magią ani obronną, ani monitorująca. Czarodzieje bardzo często zostawiali po sobie jakiś czar, który zawiadamiał kogoś o wtargnięciu na pustą posesję.

Już po sporej ilości zebranych Severus wiedział, że musiało stać się coś ważnego. Bardzo rzadko Czarny Pan wzywał ich w takiej liczbie. Czyżby chciał się czymś pochwalić?

— Cisza! — Syczący głos natychmiast uciszył szepczących.

Przypominało to trochę uciszanie niesfornych uczniów, lecz tu było więcej strachu niż w szkole. Tu karą za nieposłuszeństwo nie był szlaban.

Severus podszedł do przodu, tam gdzie nieoficjalnie znajdowało się jego miejsce, jako jedynego mistrza eliksirów. Wewnętrzny Krąg łatwo można było rozpoznać, po pierwsze zawsze stali z przodu, po drugie jako jedyni mieli inne maski, srebrne z misternymi wzorami.

Voldemort stał na szczycie schodów, a wszyscy zebrani na parterze. Pomiędzy nimi, w połowie schodów, każdy mógł zobaczyć dzisiejszych nieszczęśników, którzy wpadli w łapy Lorda. Każdego pilnowało dwóch śmierciożerców, ale ofiary i tak dodatkowo skute były kajdankami. To musiał być ktoś ważny dla Czarnego Pana, skoro dał im taką obstawę, nawet w otoczeniu tylu zwolenników. Twarze zostały ukryte w czarnych workach i na tym kończyła się ich odzież. Jej resztki zwisały tu i ówdzie, ale na niewiele by im się ona przydała. Nadzy nosili już ślady gościnności Voldemorta. Para wyraźnie drżała z zimna. Dziewczyna, bo na więcej niż siedemnaście lat nie wyglądała, starała się osłonić nagość rękami. Chłopak, chyba równolatek, nie miał tej możliwości. Jego ręce zostały spięte na plecach. Widać było, że z tej dwójki, to właśnie on jest tu ważniejszy.

— Możecie się nimi zająć — rzucił Czarny Pan, jakby zapraszał na bankiet. — Mają jednak przeżyć.

Standardowe polecenie nikogo nie zdziwiło. Kilka osób natychmiast zaśmiało się sprośnie, gdy sprowadzano ofiary niżej. Polecenie, że mają żyć, oznaczało długie tortury w późniejszym czasie. Już przed laty przyjęło się, że pierwsze znęcanie się miało za zadanie obdarcie ofiary z godności, a gwałt był najprostszym na to sposobem.

Severus nienawidził tej części. Czarny Pan niestety zawsze akurat tę część obserwował i nie mógł sobie pozwolić na wahanie. Całe szczęście tym razem był tu chłopak, bo gwałcenie dziewczyny na długo pozostałoby mu w pamięci. Mężczyźni szybciej otrząsają się z gwałtu, no i nie zachodzą w niepożądaną ciążę. Chyba, że jest czarodziejem. Ten wyglądał mu na mugola. Resztki jeansów zwisały przy kostkach, a na nogach nadal miał adidasy. Spojrzał w stronę dziewczyny. Szarpała się, ale nie było słychać krzyków, musiała więc być uciszona zaklęciem. Gdy odwrócił się do chłopaka, zrozumiał, że ten także musiał zostać nim potraktowany. Strażnicy zmusili ofiarę do uklęknięcia i wypięcia się w stronę czekających śmierciożerców.

To było ohydne. Severus skrzywił się pod maską na widok tak wielu napalonych mężczyzn, a nawet kilku kobiet. Niektórzy już przygotowywali się na wtargnięcie w ofiarę.

Severus chciał mieć to jak najszybciej za sobą. Nie miał zamiaru być którymś z kolei. Nie bardzo podobało mu się wchodzenie w chłopaka, w którym ktoś już skończył. Jako jeden z Wewnętrznego Kręgu miał prawo być pierwszy i wykorzystał ten przywilej. Miał zamiar myśleć o swoim największym koszmarze i na nim się mścić. Chwilowo przychodziła mu na myśl tylko jedna osoba, ale była tak samo dobra jak każda inna, więc wykorzystał to. Gówniarz przynajmniej w jego umyśle dostanie to, na co zasłużył przez te wszystkie lata. Nie musiał długo się przygotowywać, obraz Pottera działał na niego niczym płachta na byka. Pozostało mu jednak na tyle przyzwoitości, by rzucić na chłopaka u jego stóp oraz na swój członek zaklęcie nawilżające. Może i ma zamiar go zgwałcić, ale to nie od niego dozna największych upokorzeń i urazów. A nawilżenie sprawi, że kolejni nie rozerwą go przy wtargnięciu, jakby to zrobili bez żadnego przygotowania.

Chłopak był ciasny. Uczucie było tak nieziemskie, że Severus przez chwilę stracił nad sobą panowanie i poruszał się w nim powoli, zatracając się w tym uczuciu aż do decydującego momentu.

— Jesteś niezły. Doprowadziłeś go do orgazmu i to bez dotknięcia — zaśmiał się ktoś obok niego.

Białe plamy na podłodze potwierdziły słowa obserwującego śmierciożercy. Chłopak doszedł, gdy on był w środku. Opuszczona głowa świadczyła, że ofiara była tym faktem załamana.

Severus wysunął się z chłopaka i oczyścił się jednym zaklęciem. Kolejny mężczyzna zajął jego miejsce, nie przejmując się nawet oczyszczeniem ofiary z poprzedniego bywalca.

Severus stanął z boku. Nie miał zamiaru uczestniczyć więcej w gwałcie. Niestety musiał zostać tak długo, aż Czarny Pan nie zezwoli odejść, albo jemu, albo ogólnie wszystkim. Dziewczyna miała gorzej od chłopaka. Dogadzała właśnie dwóm mężczyznom na raz. Gdyby nie worek jej usta pewnie też byłyby zajęte. Kolor worka oznaczał jednak, że Voldemort nie życzy sobie by ktoś poznał tożsamość ofiar. Nawet gdyby ktoś chciał ściągnąć worek, to i tak nie udałoby mu się. Zaklęcie przylepca było rzucone przez Lorda i tylko on mógł je zdeaktywować.

Trzy godziny później ofiary nie reagowały już na nic. Każdy kolejny gwałt przyjmowały z obojętnością. Dziewczyna krwawiła, ale mało komu to przeszkadzało. Chłopak tylko klęczał, tak samo zakrwawiony, jak jego towarzyszka w niedoli. Gdy ostatni ze śmierciożerców wyszedł z niego, upadł na bok i nie poruszył się.

— Odejść! — Nakaz był jasny i oczywiście nikt nie miał zamiaru się mu sprzeciwić.

Snape wrócił do zamku i udał się prosto do gabinetu dyrektora. Dumbledore siedział za biurkiem, zresztą jak zawsze, i patrzył na niego, jakby właśnie na niego czekał.

— Słucham, Severusie? — Zawsze oczekiwał raportu ze spotkań.

— Nic niezwykłego. Tortury na dwójce mugoli. Żadnych rozmów.

Usiadł w fotelu i wreszcie się odprężył. Trzy godziny ciągłego pilnowania się były męczące.

— Nie możemy znaleźć kilku uczniów — rzucił nagle Albus. — Zniknęli z ministerstwa.

— Pewnie zdecydowali uczcić swój wypad — burknął zmęczony kolejnym problemem. — Wrócą pewnie rano.

— Wśród nich był Harry Potter, Severusie.

— I myślisz, że co? Zdziwi mnie to? Przerazi?

Dyrektor zasmucił się i tylko patrzył na niego zza tych swoich zniekształconych okularów.

— Musimy go jak najszybciej znaleźć.

Stukot o szybę oznajmił przybycie sowy pocztowej. Dumbledore odebrał zwój i zaczął czytać.

— Panna Granger rezygnuje ze szkoły.

Severus uniósł brew.

— A to dlaczego?

— Dzisiejsze zdarzenia przekonały ja, że nie nadaje się na czarownicę i ma zamiar wrócić do mugolskiego świata, rezygnując całkowicie z kontaktu z nami. Prosi o nie nękanie jej, nie zmieni zdania.

— A ty jej posłuchasz? — zdziwił się Snape.

— Oczywiście. To nie pierwsza mugolaczka, która rezygnuje. Nie mam prawa jej zmuszać. — Starszy czarodziej schował list do jednej z wielu szuflad w biurku i usiadł z powrotem na swoim fotelu. — Wróćmy do Harry'ego.

— Nie mam zamiaru za nim latać. Wkrótce wakacje, może wrócił do swojego wujostwa. Nie mam zamiaru oglądać go aż do września.

Wstał i pożegnał się krótko.

Dyrektor nie nalegał. Wolał przelać swoją uwagę na zaginionych uczniów.

Poza Harrym i Hermioną wszyscy odnaleźli się na posterunku. W powstałym zamieszaniu nagłego pojawienia się Voldemorta, uczniowie zostali zabrani przez aurorów na złożenie zeznań i nie powiadomiono o tym szkoły. Traktowano ich jednak w miarę łagodnie i nikt się nie skarżył, choć Neville doprowadzał do szału swojego aurora ciągłym jąkaniem i zamykaniem się w sobie. Dopiero pojawianie się Tonks i Kingsleya wyjaśniło całą sprawę, a wszyscy wrócili tam gdzie ich miejsce.

Jednak w szkole dotarła do przyjaciół wiadomość o Hermionie i Harrym. Nikt nie mógł zrozumieć decyzji dziewczyny, a zniknięcie Harry'ego owiewała coraz większa tajemnica.

Jego rzeczy czekały na swojego właściciela w dormitorium. Skrzaty uprzątnęły je na koniec roku szkolnego do kufra i ten nadal stał przy łóżku Gryfona.

Zamek opustoszał.

Do Severusa dotarła wiadomość, że Złoty Chłopiec żył. Pojawił się na Pokątnej u Gringotta, pobierając sporą sumę ze swojej skrytki i rozpłynął się w powietrzu.

Czarny Pan był wyraźnie zadowolony z tych wiadomości. Czyżby sądził, że ucieczka Pottera to jego wygrana? Tu Severus musiał się z nim zgodzić, ale jednocześnie nie podobało mu się to. Bez Pottera nie mają szans wygrać, był o tym piekielnie przekonany. Jak dotąd tylko bachor Potterów potrafił żywy uciec Czarnemu Panu. Nawet, jeśli to tylko szczęście powinni je wykorzystać.

Teraz pozostawał fakt, że chłopaka zwyczajnie wcięło. Wiadomości do niego docierały, lecz sowy wysyłane przez dyrektora wracały zawsze z tą samą wiadomością.

Wrócę pierwszego września."

Pozostało więc czekać, aż łaskawie Złoty Chłopiec ruszy swoje cztery litery i pojawi się w szkole jak każdy inny uczeń.