Zapraszam do głosowania w dwóch ankietach umieszczonych w moim tutejszym profilu (bezpośrednio pod moim nickiem na samej górze - należy kliknąć na słowa Vote Now!); ponieważ jednak w profilu można mieć tylko jedno głosowanie w danym czasie, postanowiłam zmieniać ankiety w profilu co pięć dni, czyli od 01.01 do 05.01 można głosować na pierwszą ankietę, od 06.01 do 10.01 na drugą, od 11.01 do 15.01 znowu na pierwszą, od 16.01 do 20.01 na drugą i tak dalej. Niestety portal pozwala głosować tylko osobom zarejestrowanym i zalogowanym; zarejestrować się można poprzez kliknięcie na napis Sign Up w prawym górnym rogu, wypełnienie krótkiego formularza i kliknięcie na link podany w mailu, który przyjdzie na adres do rzeczonego formularza wpisany. Jeden użytkownik może zagłosować na każdą z ankiet tylko raz i głosu najpewniej zmienić nie można - proszę to wziąć pod uwagę i zastanowić się, czy na pewno w dany sposób chce się zagłosować - a ankiety są całkowicie anonimowe, nikt nie ma wglądu w to, kto jak głosował. Do wyników ankiet w pełni się dostosuję, z tym, że jeśli więcej niż jedna opcja uzyska maksymalną (w przypadku ankiety 1) lub identyczną (w przypadku ankiety 2) ilość głosów, do mnie będzie należała decyzja, którą z tych opcji wybiorę.

Zdaję się więc na Was i wolę większości z Was. Macie okazję wpłynąć na ilość tłumaczonych przeze mnie fanfików oraz na to, które to teksty będą - tylko od Was zależy, czy tę okazję wykorzystacie, czy ją zmarnujecie.


oryginał: A Year Like None Other (link w moim profilu)

autor: Aspen in the Sunlight (link w moim profilu)

Tłumaczenie za zgodą autorki


Rozdział pierwszy

List z Surrey


Jeśli istniało coś, co Harry lubił bardziej od czekoladowych żab albo piór cukrowych, było to dostawanie listów od przyjaciół. Czasami tylko one pozwalały mu przetrwać te nieszczęsne wakacje z Dursleyami. Naprawdę nie miał pojęcia, jak udawało mu się przeżyć wszystkie te monotonne letnie miesiące zanim poznał Rona i Hermionę, i Deana, i Seamusa, i Remusa, i Neville'a... Oczywiście, były jeszcze te okropne wakacje, kiedy Zgredek czarami trzymał wszystkie sowy z daleka, kiedy ciotka Petunia i wuj Vernon byli wściekli, że cały rok spędził w szkole magii i czarodziejstwa. Nie chcieli, żeby tam szedł, co szczerze dziwiło Harry'ego za każdym razem, kiedy się nad tym zastanawiał. Przecież dzięki temu mieli go z głowy na cały rok szkolny. Można by pomyśleć, że powinni być zachwyceni perspektywą wysyłania go do szkoły z internatem, nawet takiej, w której uczono magii. Co z tego, że nienawidzili magii? Jego nienawidzili bardziej.

- Zamierzasz to otworzyć, stary? - spytał Ron pomiędzy kęsami.

- No - przytaknął Harry, nie podnosząc wzroku.

Nic dziwnego, że widok tego listu przywiódł mu na myśl wszystkie te dni, kiedy tkwił u Dursleyów i z utęsknieniem wyglądał listów od przyjaciół. Był teraz w szkole, w szóstej klasie, otoczony przez szczęśliwych Gryfonów pożerających szybki lancz - choć można tylko było zgadywać, jak ktokolwiek mógł być szczęśliwy przed podwójnymi eliksirami - i wyglądało na to, że dostał list. Dostarczony przez magiczną sowę. Od tych właśnie Dursleyów. Tych samych, którzy nienawidzili wszystkiego, co magiczne.

"Nieee, niemożliwe" - uznał Harry. To był dowcip, no nie? Freda i George'a, nawet jeśli Harry nie miał pojęcia, w jaki sposób bliźniacy mogliby zdobyć jego mugolski adres. Jasne, jasne, mogliby znaleźć jego dom, gdyby mieli jeszcze jeden zaczarowany samochód, znaczy się, ale żeby wiedzieli, jak określić jego adres w mugolski sposób? A jednak był tam, napisany na kopercie: Privet Drive 4, Little Whinging, Surrey...

Harry westchnął, coraz mniej wierząc, że to mógłby być żart. Ojciec Freda i George'a może i pracuje w Biurze Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli w Ministerstwie Magii, lecz od czasu, gdy spytał Harry'ego, do czego właściwie używa się gumowej kaczki, Harry nie sądził, aby pan Weasley dobrze rozumiał mugoli. A ten list... cóż, nawet gdyby zignorować adres, cały przywodził na myśl mugoli. Koperta nie była wykonana z eleganckiego pergaminu, tylko ze zwykłego papieru; była długa i biała, jak koperty, których wuj Vernon używał w pracy. Poza tym: adres zwrotny? Listy czarodziejów nie potrzebowały czegoś takiego i z całą pewnością nie było na nich znaczków pocztowych!

Harry westchnął i zaczął dłubać w małym profilu królowej, żeby mieć coś do roboty. Lepsze to niż otwarcie listu, to na pewno. W ciągu przeszło pięciu lat Dursleyowie ani razu nie napisali do niego do szkoły. To, że właśnie to zrobili, nie mogło być dobrym znakiem.

- Ej, Harry? - Ron odezwał się znowu, tym razem z pełnymi ustami. - Chcesz, żebym ci to otworzył?

- Nieee... - Harry pokręcił głową. - Pomyślałem sobie tylko... że może lepiej będzie, jeśli trochę zaczekam. No. Aż będzie po eliksirach, no wiesz. Lepiej iść na nie z czystym umysłem. Ta oślizgła podróbka nauczyciela odbierze Gryffindorowi z tysiąc punktów, jeżeli znowu pozwolę, żeby mój eliksir się wygotował, jak w zeszłym tygodniu.

Hermiona uniosła wzrok znad książki, która fascynowała ją od półtora dnia: "Przeciwstawianie się przeciwzaklęciom: Odwracanie odwróceń".

- Jak jednak mogłeś pomylić oczy salamandry z trawą morską, Harry? Powinieneś już wiedzieć, że dodawanie elementów zwierzęcych do eliksirów opartych na oleju z nasion maku powoduje pewne konsekwencje! Nie pamiętasz zasad, których uczyliśmy się w trzeciej klasie, o zwierzętach, roślinach i minerałach, i o tym, jak niektóre składniki chcą zwyczajnie pozostać tylko w swojej klasie?

- Ach, panna Granger. Znowu się pani popisuje, jak ta arogancka Gryfonka, którą pani jest.

Lodowaty głos dobiegający znad nich kazał im wszystkim odwrócić się. Snape, oczywiście, z wykrzywionymi wargami i oczami płonącymi jak bliźniacze pochodnie, tyle że czarne. Wystarczył sam widok, aby Harry miał ochotę zadrżeć. Nie, cofnij to. On zadrżał, przypomniał sobie bowiem to samo spojrzenie pod koniec zeszłego roku szkolnego, kiedy mistrz eliksirów odmówił pomocy Syriuszowi, nie zważając na to, jak Harry go błagał.

Chociaż jeśli o tym pomyśleć, może odmówił właśnie dlatego, że Harry go błagał. W każdym razie Syriusz umarł. Harry nagle przestał się martwić, że Snape mógł usłyszeć tekst o "oślizgłej podróbce nauczyciela"; wręcz przeciwnie: miał nadzieję, że to usłyszał.

- I pan Weasley, z ustami wypchanymi do granic możliwości, plujący okruchami, aby skrzaty miały co sprzątać. Gryffindor traci dziesięć punktów za niechlujstwo.

Zimny wzrok prześlizgnął się po ich trójce, ale Harry nie podniósł głowy. Nie było sensu, nie teraz, kiedy już stracił punkty swojego domu. Gniew płonący w jego oczach wystarczyłby do nakręcenia Snape'a. Nie żeby mistrz eliksirów kiedykolwiek potrzebował wymówki, nie wspominając już o powodzie, do odbierania punktów Gryffindorowi.

Gdy Snape ich wreszcie zostawił i poszedł dalej, Harry odetchnął z ulgą.

- Co za tupet! - syknęła Hermiona, kiedy tylko nauczyciel wyszedł z sali przez wielkie drzwi na jej końcu. - Doskonale wie, że skrzaty nie muszą zamiatać tej podłogi! Ale to dobrze, prawda? Chcę powiedzieć, że i tak mają dość pracy. Ten, kto zaczarował podłogę tak, aby brud znikał, zanim jeszcze jej dotknie, musiał myśleć podobnie...

- Hermiono! - jęknął Ron z irytacją. - Czy ty masz w głowie miejsce na cokolwiek innego poza nauką i skrzatami domowymi? Harry dostał list, który boi się otworzyć. A może tego nie zauważyłaś?

Wtedy to spostrzegła. Wyjęła kopertę z jego palców i odwróciła ją dwukrotnie, przyglądając się uważnie.

- Och. Przepraszam, Harry.

Ron nadal nie wiedział, co się dzieje.

- Co? O co chodzi?

- To od Dursleyów - jęknął Harry. Choć z drugiej strony wciąż go zastanawiało, w jaki sposób jego mugolscy krewni dostali w swoje ręce magiczną sowę.

- Od Dursleyów - powtórzył Ron powoli. - Oni nigdy do ciebie nie piszą.

- Więc to nie może być nic, co chciałbym usłyszeć - podsumował Harry.

- Oj, nie mogą ci dużo zrobić - zauważył Ron, wpychając sobie do buzi kolejny kawał ciasta marchewkowego. - Przecież nie mogą zabrać cię ze szkoły, nie? Dumbledore nigdy na to nie pozwoli. Po pierwsze jesteś tu bezpieczny, a po drugie: jak zamierzasz walczyć z Sam Wiesz Kim, jeśli nie zostaniesz w pełni wyszkolonym czarodziejem?

- No chyba - burknął Harry i zabrał Hermionie list.

Pewnie powinien go otworzyć, nie? Bo co właściwie mogli zrobić Dursleyowie? Całe lato byli wystraszeni, tylko dlatego, że Szalonooki Moody udzielił wujowi Vernonowi jednej poważnej rady dotyczącej Harry'ego i znęcania się. Na wiele sposobów były to jego najlepsze dotychczasowe wakacje. Dursleyowie kompletnie go ignorowali, traktowali go jak powietrze i zachowywali się, jakby w ogóle nie było go w domu, co jednak było przyjemniejsze niż prace domowe od świtu do zmierzchu i obrażanie jego rodziców.

- Przeczytaj list po eliksirach - Hermiona zgodziła się nieoczekiwanie. - To najpewniej nic takiego, Harry, ale przecież nie chcesz ryzykować, nie przy Snapie. On naprawdę się na ciebie uwziął w tym roku; jest gorzej niż było.

- No - przyznał Harry.

Przypomniał sobie myślodsiewnię i najgorsze wspomnienie Snape'a. Chociaż był wściekły z powodu Syriusza, nadal było mu bardzo przykro, że okazał się taki wścibski. Albo może było mu przykro nie tyle dlatego, że uraził Snape'a, lecz ponieważ zobaczył rzeczy, których naprawdę nie miał ochoty wiedzieć. O swoim ojcu. O Syriuszu.

- No to czas na eliksiry - jęknął, podnosząc się na nogi.

- Co z listem? - upierał się Ron. - Na pewno nie jest aż tak źle. Może przeczytasz go po drodze?

- Później - odmówił Harry. - Dużo później.

Prawdę mówiąc, gdyby mu się udało, mógłby nigdy nie otworzyć tego listu. Twarz Harry'ego rozjaśniła się na tę myśl, mimo że szedł właśnie na eliksiry. No, to jest to: po prostu nigdy go nie otworzy. Dursleyowie nie napisaliby mu niczego, co chciałby przeczytać, więc to jest to. Oczywiście najpewniej będzie musiał się tłumaczyć, kiedy nadejdzie lato, ale od tego momentu wciąż dzieliły go całe miesiące.

Harry wsunął list głęboko do torby i postanowił o nim zapomnieć.


KONIEC
rozdziału pierwszego


Będę wdzięczna za wszelkie komentarze, które pojawią się pod tym opowiadaniem - są one dla mnie zawsze bardzo ważne, ponieważ zarówno jako autor, jak i jako tłumacz lubię wiedzieć, jakie tekst sprawił wrażenie na Czytelnikach, co w nim jest dobrego, a co złego, co się spodobało, a co wręcz przeciwnie. Jestem wdzięczna za każdy komentarz, pozytywny czy krytyczny, uważam bowiem, że każdy z nich pozwala mi się rozwijać. Nie mówiąc już o przyjemności płynącej z ich czytania ;-).

Żeby skomentować tekst nie trzeba być zarejestrowanym. Robi się to poprzez kliknięcie na niżej zamieszczone słowa "Review this Story / Chapter"; otwiera się wtedy nowe okno, gdzie w wąskim pasku wpisuje się imię / pseudonim, a w dużym polu pisze uwagi odnośnie tekstu. Po zakończeniu wystarczy kliknąć przycisk "Submit Feedback / Review" i gotowe.