Zapraszam do głosowania w dwóch ankietach umieszczonych w moim tutejszym profilu (bezpośrednio pod moim nickiem na samej górze - należy kliknąć na słowa Vote Now!); ponieważ jednak w profilu można mieć tylko jedno głosowanie w danym czasie, postanowiłam zmieniać ankiety w profilu co pięć dni, czyli od 01.01 do 05.01 można głosować na pierwszą ankietę, od 06.01 do 10.01 na drugą, od 11.01 do 15.01 znowu na pierwszą, od 16.01 do 20.01 na drugą i tak dalej. Niestety portal pozwala głosować tylko osobom zarejestrowanym i zalogowanym; zarejestrować się można poprzez kliknięcie na napis Sign Up w prawym górnym rogu, wypełnienie krótkiego formularza i kliknięcie na link podany w mailu, który przyjdzie na adres do rzeczonego formularza wpisany. Jeden użytkownik może zagłosować na każdą z ankiet tylko raz i głosu najpewniej zmienić nie można - proszę to wziąć pod uwagę i zastanowić się, czy na pewno w dany sposób chce się zagłosować - a ankiety są całkowicie anonimowe, nikt nie ma wglądu w to, kto jak głosował. Do wyników ankiet w pełni się dostosuję, z tym, że jeśli więcej niż jedna opcja uzyska maksymalną (w przypadku ankiety 1) lub identyczną (w przypadku ankiety 2) ilość głosów, do mnie będzie należała decyzja, którą z tych opcji wybiorę.

Zdaję się więc na Was i wolę większości z Was. Macie okazję wpłynąć na ilość tłumaczonych przeze mnie fanfików oraz na to, które to teksty będą - tylko od Was zależy, czy tę okazję wykorzystacie, czy ją zmarnujecie.


oryginał: A Year Like None Other (link w moim profilu)

autor: Aspen in the Sunlight (link w moim profilu)

Tłumaczenie za zgodą autorki


Rozdział dziesiąty

Badania


Dobrze być z powrotem w szkole, myślał Harry, nawet jeśli czekanie miało się okazać dość trudne. Chciał coś robić w sprawie problemu ciotki Petunii, który był przecież również jego problemem, ale mugolskim świecie tak się nie dało.

Wszedł na salę trzysta dwadzieścia osiem ze Snape'em przebranym za Remusa przy boku i we dwóch udało im się jakoś wbić do twardej głowy wuja Vernona, że magia nie jest wyjściem z tej sytuacji. Zaklęcie nie istnieje, powiedzieli, i nie może zostać wynalezione. Magia nie działa w ten sposób; nie jest przeznaczona dla mugoli. To oczywiście było potężne uproszczenie, delikatnie rzecz ujmując, mistrz eliksirów twierdził jednak uparcie, że Vernon nie ma wystarczających zasobów, aby przyswoić "coś poza najprostszymi aksjomatami, Harry. Twój wuj nie jest wszak urodzonym Krukonem, nie uważasz?"

Ogólnie rzecz biorąc, wiadomość nie została przyjęta zbyt dobrze. Vernon wrzeszczał i szalał, i prawie wyrzekł się Harry'ego, i groził, że go zabije. Większość tych rzeczy jednak odwołał, gdy Snape spokojnie wyłożył mu, jaka jest alternatywa. "Harry zgadza się zostać dawcą szpiku kostnego dla pana żony" - wyjaśnił profesor. - "Naprawdę uważam, że powinien mu pan podziękować."

Gryfon naturalnie żadnych podziękowań się nie doczekał, ale po omówieniu kwestii w nieco rozsądniejszy sposób, wuj ponuro zgodził się, że przeszczep szpiku może być jedyną nadzieją Petunii. Jasne, przyznał też, że podchodzi do tego nieufnie z powodu "świrowych efektów ubocznych", jak to określił, lecz mistrz eliksirów gładko rozwiał wszystkie jego obawy, mówiąc Vernonowi, że taka rzecz jest zdecydowanie niemożliwa.

"Bardzo ślizgońsko z jego strony" - pomyślał wtedy Harry, wiedział przecież doskonale, że nauczyciel dopuszczał możliwość przekazania kobiecie magii poprzez szpik, którego dawcą byłby czarodziej. Dopiero później wytłumaczył nastolatkowi, że najpewniej jakiekolwiek zmiany tego typu nastąpią stopniowo. Do tego czasu osłony zostaną rozszerzone na Dudleya, gdyby więc nawet Petunii ponownie się pogorszyło, dom pod numerem czwartym na Privet Drive nadal będzie przystanią. Prawdę mówiąc, Snape ostatnie słowo wymówił drwiącym tonem.

Harry był wdzięczny, że profesor na tym poprzestał. Że tylko drwiną dał do zrozumienia, co faktycznie sądzi o Dursleyach. Mistrz eliksirów nie zrobił tego, co zrobiłaby Hermiona, gdyby dowiedziała się prawdy: nie próbował namawiać chłopca, żeby się otworzył i opowiedział o swoich uczuciach. Zwyczajnie pozwolił Harry'emu być Harrym.

Przekonanie Vernona zajęło jakąś godzinę - godzinę, w czasie której Dudley nie pojawił się nigdzie w pobliżu. Nastoletni czarodziej zastanawiał się nad tym faktem; miał sporą ochotę zbadać grunt i sprawdzić, czy jego kuzyn wciąż był w przyjacielskim nastroju. To mogło być ważne dla kwestii osłon. Ale nie udało mu się zobaczyć z Dudleyem.

Zaraz po tym, jak wuj zgodził się, żeby przeszedł testy na zgodność, i powiedział o tym pielęgniarce, Harry został zabrany na serię badań, przy których SUMy sprawiały wrażenie pikniku. Badania fizyczne, o większości których nigdy wcześniej nawet nie słyszał. Pielęgniarki, które przeprowadzały testy, chętnie jednak wyjaśniały mu wszystko po kolei.

Zaczęło się od kwestionariusza, który z trudnością przeczytał, bo były w nim nieznane mu słowa, a potem był jeszcze długi wywiad, żeby wydobyć całą kupę dodatkowych informacji. Osobistych informacji. Jedno za drugim pytania o jego rodziców - pytania, na które nie znał odpowiedzi. Ile razy miał wyjaśniać, że został osierocony, kiedy miał rok i nikt mu nigdy nie opowiadał za dużo o jego mamie i tacie?

Później zaczęły się pytania dotyczące jego samego. Harry nie miał pojęcia, co powiedzieć na chyba połowę z nich. Czy pił, choćby okazjonalnie? "No pewnie, nie mam nic przeciwko kremowemu czy dwóm..." Jakie lekarstwa zażywał w minionym roku? "Wywar uspokajający, eliksir pieprzowy, o wiele za dużo Bezsennego Snu..." Czy zdarzało mu się rekreacyjnie brać narkotyki w ostatnich trzech miesiącach? "Nie wiem. Czy produkty bliźniaków można nazwać narkotykami? Rekreacyjne zdecydowanie są..."

Ponieważ nie mógł udzielić odpowiedzi choćby trochę przypominających prawdę, nastolatek głównie opierał się na "umm" i "eee"; mamrotał tak do końca wywiadu, podczas gdy Snape siedział obok z krzywym uśmieszkiem i na pewno przeglądał w głowie bezużyteczne myśli o Ślizgonach i przebiegłości. Harry'ego irytował ten uśmieszek, ale prawdę mówiąc, cieszył się, że wuj Vernon głośno nalegał, aby profesor Remus Lupin był jego przedstawicielem i towarzyszył chłopcu podczas całego procesu badań. To był pomysł Snape'a, bez wątpienia czarami przekazany niczego niespodziewającemu się mugolowi, jednak ekipa medyczna zaakceptowała go, ponieważ wyszedł od prawnego opiekuna Harry'ego. Gryfon mógł się nie czuć zbyt przyjemnie z mistrzem eliksirów w tym samym pomieszczeniu, ale ciemne cienie na Privet Drive tego ranka były dostateczną przestrogą - nastolatek wiedział, że musi trzymać się blisko osoby, która w razie potrzeby może go aportować w bezpieczne miejsce.

Mimo wszystko czuł się coraz bardziej niewygodnie, kiedy przechodził przez tę całą medyczną procedurę ze Snape'em, który przyglądał się jej ciepłymi brązowymi oczami Remusa.

Wywiad lekarski był wystarczająco zły, choć przynajmniej w jego trakcie Harry nie musiał się rozebrać. Krótko po jego zakończeniu sprawy przybrały idiotyczny obrót, przynajmniej zdaniem nastolatka. Czemu właściwie koniecznie potrzebowali od niego te wszystkie rzeczy? Niech po prostu wezmą sobie jego szpik i po krzyku! Ale nie, musieli określić jego grupę krwi i zgodność tkankową. Prawdę mówiąc, te akurat rzeczy zrozumiał, gdy wyjaśniono mu fenomen odrzucenia, który wystraszył go nie na żarty. Harry wcale nie chciał być odpowiedzialny za śmierć ciotki.

Tylko czemu musieli zrobić mu prześwietlenie klatki piersiowej, nie wspominając już o podłączeniu go na godzinę pod urządzenie rejestrujące bicie serca? Musiał wtedy zdjąć poplamioną, za dużą na niego koszulkę Dudleya. Później znowu pobrali mu krew; wyjaśnili, że trzeba ją przebadać na okoliczność całego alfabetu problemów. A potem jeszcze więcej krwi do czegoś, co nazwali "analizą DNA", co miało ostatecznie określić, czy jego szpik był odpowiedni dla Petunii.

Harry zaczął się zastanawiać, czy zamierzali mu zostawić chociaż trochę krwi. Wzdrygał się za każdym razem, kiedy zbliżała się do niego igła; zaciskał wówczas oczy i powtarzał sobie w duchu: "Miałeś w swoim ciele kieł bazyliszka. Na pewno zniesiesz małą, cienką igłę."

Jakimś sposobem jednak igła była bardziej przerażająca, pewnie dlatego, że musiał tam siedzieć i po prostu ją przyjąć. Z bazyliszkiem przynajmniej mógł walczyć. Tak naprawdę bardzo musiał się powstrzymywać, żeby nie użyć magii do pozbycia się igły. Strasznie go to korciło, szczególnie za ostatnim razem, kiedy pielęgniarka miała problemy ze znalezieniem żyły. Wkłuwała tę paskudną rzecz raz za razem, podczas gdy Harry zaciskał powieki i trząsł się od stóp do głów; ramię trzymał nieruchomo wyłącznie dzięki zadziwiająco silnemu chwytowi pielęgniarki.

Wcześniej Snape nie robił praktycznie nic poza tym, że patrzył, ale przy ostatnim pobraniu podszedł do nastolatka i stanął obok. Nie dotknął go, nie odezwał się, nawet nie rzucił bezgłośnego zaklęcia, aby go uspokoić. Po prostu tam stał, dzięki czemu przypominał Gryfonowi, że nie jest sam.

I to pomogło.

Gdy tylko pielęgniarka zaczęła układać probówki z krwią na tacy, nauczyciel wrócił na swoje miejsce.

Harry sądził wtedy, że to już koniec. Wyssali go niemal do ostatniej kropli - w każdym razie takie miał wrażenie - więc co jeszcze mogli od niego chcieć?

Powinien był wiedzieć, że będzie jeszcze gorzej. Bo jak skończyli z krwią, to poprosili go o mocz. Na początku, tak zszokowany, że nie był w stanie wykrztusić ani słowa, tylko wybałuszył oczy na może osiemnastoletnią rudowłosą asystentkę pielęgniarki, która podała mu mały plastikowy kubek i powiedziała, żeby Harry poszedł do sąsiedniej łazienki, nasiusiał na rozkaz, a potem oddał jej wypełniony moczem pojemnik. Chyba nigdy nie był tak upokorzony. A tam przecież siedział Snape i wszystko słyszał.

Jego profesor najwyraźniej jednak sądził, że chłopiec przesadza.

- To się nie różni specjalnie od rzeczy, które trzeba zrobić, aby uwarzyć niektóre spośród bardziej zaawansowanych eliksirów - stwierdził nonszalancko nauczyciel, który rozparł się na krześle, wyciągnął przed siebie nogi i zamknął oczy.

Znowu przyzwoitość, uznał Harry. Snape miał jej więcej, niż kiedykolwiek wcześniej ujawnił. Nastolatek zrobił, o co go proszono; był wściekle czerwony na twarzy, oddając próbkę ślicznej pomocnicy pielęgniarki.

A potem się dowiedział, że będzie musiał czekać, aż te wszystkie testy zostaną wykonane i zinterpretowane.

Wyjaśnili to wszystko wujowi Vernonowi, a potem pożegnali się z nim krótko - Dudleya nadal nigdzie nie było widać, jak zauważył Harry - prosząc, żeby użył sowy pani Figg gdy tylko dowie się czegoś o wynikach. Vernon wykrzywił twarz, ale zgodził się.

Później zaś, po całym długim dniu dyskutowania, decydowania i poddawania się idiotyzmom mugolskiej medycyny, Harry ze Snape'em depczącym mu po piętach wrócił wreszcie kominkiem do Hogwartu. Gabinet dyrektora był pusty, kiedy się w nim zjawili.

- Pora kolacji - wyjaśnił mistrz eliksirów.

Gryfon jęknął. Nie ma szans, żeby cokolwiek zjadł, nie po tym wszystkim.

Snape chyba zrozumiał, co chodzi nastolatkowi po głowie.

- Będzie o wiele gorzej, Potter - zauważył cicho. - To, co robili z tobą dzisiaj ma się nijak do samej procedury pobrania.

- Wiem, czytałem książkę! - warknął Harry. Nie miał ochoty o tym myśleć.

- Jeszcze nie jest za późno, abyś zmienił zdanie.

Nastolatek wlepił wzrok w twarz profesora, starając się dojrzeć Snape'a w rysach Remusa. Nie było to łatwe.

- Jest za późno - nie zgodził się. - Już powiedziałem, że to zrobię.

Mistrz eliksirów pokręcił głową i wyrzucił z siebie z odrazą jedno jedyne słowo:

- Gryfoni!

Potem zdecydowanym krokiem opuścił gabinet, aby wrócić do swoich lochów.

xXxXx

- Och, wróciłeś! - krzyknęła Hermiona i rzuciła się na sofę Harry'ego w pokoju wspólnym Gryffindoru. - Co za szczęście!

Harry zerknął nad jej ramieniem na Rona i powtórzył za nią bezgłośnie:

- Szczęście?

- Bo nie było cię tylko przez weekend, stary - wytłumaczył mu przyjaciel, zakreślając palcem kółko przy skroni, żeby uniknąć powiedzenia słowa: "wariatka". - Wiesz, nie musiałeś przeżyć wstrząsającej tragedii przegapienia jakiejś lekcji...

Hermiona roześmiała się tylko, po czym kopnięciem zrzuciła buty ze stóp i skuliła się obok Harry'ego.

- No to jak się ma Remus?

W gardła jej przyjaciela wydobył się dziwny, zduszony odgłos.

- Och, eee... no wiesz, znasz Remusa. - Zaraz potem przyszła mu do głowy odpowiedź, której (był tego pewny) dziewczyna i tak by się domyśliła, więc równie dobrze sam mógł to powiedzieć. - Przez część czasu, jak nas nie było, była pełnia, rozumiesz. Przespał ją. Najwyraźniej Snape nadal robi mu Eliksir Tojadowy. A kiedy nie... eee... przesypiał pełni, nie wyglądał najlepiej, szczerze.

Dopiero w tym momencie Harry zaczął się zastanawiać, czy Remus naprawdę był najlepszą osobą, której wygląd mistrz eliksirów mógł przybrać. Czy ktoś, kto by ich obserwował, nie nabrałby jakichś podejrzeń, widząc wilkołaka, który ma postać człowieka podczas pełni księżyca? Przecież stan Remusa Lupina nie był powszechną tajemnicą. Snape dopilnował, żeby wszyscy Ślizgoni o tym wiedzieli, było nie było. To wciąż go wkurzało, naprawdę go wkurzało. Z jakiegoś powodu jednak nie był w stanie mieć tego za złe nauczycielowi eliksirów tak bardzo, jak powinien; nie w tej chwili. Ale to nadal było świństwo, ujawnić tajemnicę Remusa w taki sposób.

Tajemnica nie była już jednak tajemnicą, przez co Harry zastanawiał się, czemu właściwie Dumbledore miałby posłać Snape'a w skórze Remusa, skoro wszyscy wiedzieli, że Remus w tym czasie powinien być wilkołakiem. Był pewny jednego: coś się działo, zdecydowanie coś więcej niż problemy z białaczką i osłonami. Z tym, że on nie wiedział co. I nie spodziewał się, że domyśli się, jakiż to skomplikowany plan Dumbledore wplótł w ich wyprawę do Surrey.

Tylko jedno nie ulegało wątpliwości: bez względu na to, co się działo, Dumbledore nie uznał za stosowne, aby powiadomić o tym Harry'ego.

Jak zwykle.

Ron padł na sofę po drugiej stronie Hermiony i mrugnąwszy do przyjaciela, pociągnął dziewczynę tak, że położyła się przy jego boku. Hermiona uderzyła go bez przekonania, ale zaraz potem rozluźniła się z lekkim uśmiechem. Ron nie był jednak aż tak zrelaksowany - wspomnienie Eliksiru Tojadowego zwróciło jego myśli na Snape'a.

- Ta tłustowłosa padlina nienawidzi Remusa - mruknął. - Przez tą gnidę stracił pracę. Tak to załatwił, że Remus musiał zrezygnować, a naprawdę potrzebował tej pracy! Ciekawe, co Snape teraz kombinuje, skoro robi mu ten eliksir. Może to jakaś wolno działająca trucizna?

- Tak właśnie myślałem, jak pierwszy raz to zobaczyłem - przypomniał mu Harry. - I myliłem się.

- Taa... - zadumał się Ron. - Może to jest naprawdę wolno działająca trucizna.

Harry poczuł, że jest trochę oburzony. Zastanowiło go to. Pewnie, "tłustowłosa padlina" było dość chamskim określeniem, a oskarżenia o usiłowanie morderstwa brzmiały raczej melodramatycznie, ale sam przecież miał na koncie całkiem sporo wrednych rzeczy powiedzianych o Snapie. Przeszło pięć lat wrednych rzeczy. Teraz jednak nie miał ochoty ich mówić, nawet jeśli Ron tego po nim oczekiwał.

Na szczęście wtrąciła się Hermiona, która miała swoją odpowiedź - przynajmniej w sprawie eliksiru:

- Snape i Remus są obaj w Zakonie - zauważyła, po czym, z niepewną miną, która wcale do niej nie pasowała, spytała Harry'ego: - Dlaczego Dumbledore wysłał z tobą Remusa, skoro to miał być czas jego przemiany?

Miała rację, to sprawiało wrażenie kompletnie bezsensownego posunięcia.

- No... dla wsparcia moralnego. - Prawie się wzdrygnął, gdy usłyszał, jak idiotycznie to brzmi. Pomyślał szybko, a potem dodał: - Znaczy, nie wiedział, że nie będzie mnie tylko przez weekend. To mogło potrwać dłużej.

- To mugole pewnie byli w szoku, nie? Wilkołak w ich chałupie? - roześmiał się Ron. - Słuchaj, a jak tam język twojego kuzyna?

Harry go zignorował, bo Hermiona na niego naciskała:

- Dlaczego potrzebowałeś wsparcia moralnego, Harry? Nie powiedziałeś nam, co było w tym liście.

- Snape prawie to zrobił. - Ron koniecznie musiał to wytknąć. - Wtedy, na lekcji, wyglądałeś, jakbyś zaraz miał paść trupem, stary.

- To były tylko... sprawy rodzinne - szepnął Harry z przygnębieniem. Nie cierpiał ukrywać czegoś przed przyjaciółmi, tym razem jednak faktycznie widział taką konieczność. Zastanawiał się, czy to robiło z niego takiego Ślizgona, jak mówił Snape.

Ron zupełnie niewłaściwie zrozumiał nastrój Harry'ego.

- Najwyższy czas, żebyś miał jakieś sprawy rodzinne, którymi możesz się zająć - stwierdził rzeczowym tonem. - Witaj w moim życiu, z rodziną dręczącą cię na każdym kroku. Nie udaje się od tego uciec nawet w szkole - dodał, kiedy przez pokój wspólny przeszła Ginny z grupą przyjaciółek.

- Taa... - zgodził się Harry, który właśnie szukał innego tematu do rozmowy. Jakiegokolwiek tematu. - To co wasza dwójka robiła przez weekend?

Hermiona opuściła wzrok, a Ron zainteresował się granitową ścianą. Potem oboje spojrzeli na siebie i zachichotali z dziką radością, podczas gdy ich nogi splotły się ciasno.

- Rozumiem - powiedział Harry swoim możliwie najbardziej ponurym tonem.

To spowodowało tylko, że Hermiona zarumieniła się i ukryła twarz w swetrze Rona.

- No dobra, w Hogsmeade też byliśmy - krzyknął Ron, bo Harry unosił i opuszczał brwi jak estradowy czarny charakter.

Hermiona pisnęła głośniej na niemy zarzut przyjaciela, co z kolei sprawiło, że Ron przewrócił oczyma, choć sprawiał wrażenie raczej szczęśliwego.

- Wyłaź, Hermiono - zawołał Harry, a gdy dziewczyna usłuchała, uśmiechnął się w sposób, który uspokoiłby każdego. - No to chyba muszę wam pogratulować. Może wymkniemy się wszyscy razem do kuchni? Zgredek da nam kremowe... - Hermiona zmarszczyła brwi, więc dodał pośpiesznie: - jeśli go ładnie poprosimy. Och, na litość boską, Hermiono! Dumbledore mu płaci, wiesz? Zgredek jest tym jednym jedynym skrzatem, którym nie powinnaś się martwić. I nawet nie ma jeszcze ciszy nocnej. Nie masz na co narzekać.

xXxXx

Harry miał pewne obawy, gdy następnego ranka zmierzał do lochów. Czym innym był dojść do wniosku tam, na Privet Drive, że Snape nie puści pary z ust na temat tych wszystkich okropieństw, których się dowiedział... Po pierwsze: mistrz eliksirów wyglądał wtedy jak Remus. A po drugie i tak niemożliwe było, żeby jakiś czarodziej przebywał z nim w tym miejscu! Patrząc wstecz, to wszystko wydawało się czystą fantazją. I było mało prawdopodobne.

Teraz, z powrotem w prawdziwym świecie, miał spore problemy z pogodzeniem wspomnień z rzeczywistością. Snape mówiący o przyzwoitości? Snape prawie z nim sympatyzujący, kiedy Harry musiał stawić czoła wszystkim tym igłom? To zwyczajnie nie wydawało się możliwe; nie, skoro Snape, jakiego znał, nigdy nie przegapił okazji, żeby upokorzyć Harry'ego Pottera.

Poza tym to były tylko dwa dni. Niewiele może się tak naprawdę zmienić w ciągu dwóch dni, prawda? Harry przytaknął sam sobie i przygotował się na najgorsze. Celowo zignorował oczywisty fakt, że w ciągu tylko dwóch dni cały jego sposób myślenia o Severusie Snapie uległ radykalnej zmianie, gdy usiadł na swoim miejscu, przygotował się do lekcji i z niepokojem uniósł wzrok, kiedy skrzypnęły drzwi, przez które do klasy wchodził nauczyciel.

- Dzisiaj będziemy dążyli do sporządzenia maści bliznikacz - rzucił drwiąco mistrz eliksirów, kładąc nacisk na słowo "dążyć". Jego szaty załopotały, gdy szedł przez pomieszczenie. Głos miał władczy i groźny jak zwykle. - Niewątpliwie są wśród was szubrawcy, którzy oddadzą mi do przestudiowania mętne, źle wybarwione obrzydlistwa, lecz zrozummy się dobrze: to jest prosty eliksir, który znajduje się w zasięgu waszych bezczynnych rąk i bezmyślnych mózgów. Każdy, kto nie zdoła wytworzyć maści satysfakcjonującej jakości, otrzyma szlaban z panem Filchem.

Harry widział, jak siedzący po drugiej stronie przejścia Neville Longbottom ciężko przełyka ślinę. Rzucił mu pełne sympatii spojrzenie. Neville chciał rzucić eliksiry po piątej klasie, ale profesor Sprout upierała się, że zielarstwo bez odpowiednich fundamentów z eliksirów będzie po prostu bezwartościowe.

- Chciałbym móc powiedzieć, że wypróbujecie eliksiry na sobie nawzajem - ciągnął Snape, patrząc na Ślizgonów jakby poddawał im jakiś pomysł - lecz niestety rywalizacja między domami jeszcze nie dała żadnemu z was wystarczających blizn. Nie, panie Weasley, blizny po trądziku nie wchodzą w grę.

"O-ou" - pomyślał Harry, zrozumiawszy wreszcie, co musi oznaczać bliznikacz. - "Dobra, tego przynajmniej się spodziewam."

- Mamy jednakże pana Pottera i jego raczej wątpliwej chwały bliznę. - Snape szedł przejściem w jego kierunku. Po drugiej stronie komnaty Ślizgoni szeptali między sobą, a Draco mruknął coś do Pansy, coś, co według Harry'ego musiało przypominać: "To będzie dobre...". - Na nieszczęście dla pana Pottera jego blizna jest następstwem klątwy. Panie Malfoy, jakie są podstawowe cechy każdej przeklętej blizny?

- Są one szkaradne i oszpecające, proszę pana.

- W rzeczy samej. Pięć punktów dla Slytherinu.

Hermiona warknęła cicho w wyrazie protestu, a potem syknęła:

- To nawet nie była prawidłowa odpowiedź!

Snape ją zignorował.

- Inną charakterystyczną właściwością takich blizn jest to, że w przeciwieństwie do pozostałych, przeklęta blizna nie może zostać usunięta za pomocą zwykłego eliksiru. Obawiam się, że pan Potter będzie nadal musiał dzielnie stawiać czoła jego... jak to ujął pan Malfoy? Ach, tak. Szkaradnemu oszpeceniu.

Harry wlepił wzrok w nauczyciela; oczy pałały mu wściekłością i ze wszystkich sił zaciskał zęby. "Mówił, że tylko udaje" - szepnął mu cichy głosik w głowie. Problem w tym, że to tak zwane udawanie Snape'a sprawiało wrażenie aż nazbyt prawdziwego. Do diabła, było prawdziwe: Harry jak zwykle został wystawiony na pośmiewisko. Ale co go obchodziło, że Snape znowu był... cóż, Snape'em? Przecież się tego właściwie spodziewał. Wiedział, że głupotą będzie oczekiwać czegoś innego.

Nauczyciel spojrzał na niego przeciągle, po czym zadrwił:

- Doprawdy, odnoszę wrażenie, że nasz gryfoński bohater jest na skraju łez. Niechże nie będzie pan głupcem, panie Potter. Niech nam pan okaże nieco przyzwoitości.

I po tym Harry wiedział, że może się odprężyć. Nikt inny nie był w stanie pojąć ukrytego sensu tych słów, dla Harry'ego jednak miały one istotne znaczenie. To była tylko gra, gra w oszukaj fretkę. Bez względu na to, jak poważnie Snape mógł traktować swoje przykre komentarze w przeszłości, teraz ich poważnie nie traktował. No, nie w taki sam sposób, przynajmniej.

Harry wszedł do gry i odpowiedział profesorowi typowym dla siebie gniewnym spojrzeniem, ale nie spodziewał się tego, co Snape zrobił chwilę później.

xXxXx

- No wiecie! - wściekała się Hermiona, kiedy po schodach opuszczali lochy. - Ten człowiek dopiero ma tupet, żeby odmówić nawet ocenienia twojego testu! Wie, że nie oszukiwałeś, wie, że to był list! I każe ci pisać drugi sprawdzian, dzisiaj, bez żadnego ostrzeżenia! Zostałeś wezwany do domu w sprawach rodzinnych, nie byłeś w stanie uczyć się przez weekend! Uważam, że powinieneś iść z tym do dyrektora, naprawdę!

Harry nie zdołał powstrzymać parsknięcia, kiedy wyobraził sobie, z jakim pozornym zdumieniem Dumbledore zareagowałby na jego narzekania na test, którego przecież sam zażądał.

- Nieważne - powiedział przyjaciółce. - Na pewno dostanę trolla, bez względu na to, który sprawdzian oceni. Pewnie nawet trolla z minusem.

- Ale to jest po prostu skandal! Odebrał punkty Gryffindorowi, ponieważ nie dokończyłeś eliksiru, tylko jak mogłeś dokończyć, skoro on rzucił ci na biurko pergamin z testem i kazał, żebyś tym się zajął?

Musiał przyznać, że ta część faktycznie była skandalem.

- A czy pytania w ogóle dotyczyły tego samego materiału? - ciągnęła Hermiona. - Czy może przepytywał cię tylko z lektury nadobowiązkowej, choć doskonale wie, że prawie nigdy jej nie czytasz?

- Z dodatkowej - odparł Harry. Nie był w stanie opanować lekkiego uśmiechu. Wiedział, że Hermionie wydawało się to jedną wielką niesprawiedliwością, dla niego jednak było to zwyczajnie zabawne. W końcu sam się o to tak jakby prosił. - Zapomnij o tym - poradził dziewczynie. - Będziesz narzekać, to to wszystko do niego dotrze, dobrze o tym wiesz. A potem będzie - zniżył głos, żeby upodobnić go do głębokiego, sarkastycznego tonu Snape'a - "Gryffindor traci dziesięć punktów za oczekiwanie, że sprawiedliwość zwycięży, mimo posiadania wszelkich dowodów, iż jest wręcz przeciwnie".

- Dobrze się bawisz, Potter? - usłyszeli obok drwiący głos Dracona Malfoya.

- No, świetnie - przyznał Harry. Wiedział, że nic tak nie wkurzy Malfoya, jak fakt, że jego przeciwnikowi jest wesoło. - A ty?

Draco uśmiechnął się krzywo.

- To dobrze baw się też w trakcie szlabanu.

Hermiona zacisnęła pięści.

- Och, przecież koniecznie musisz biec ze wszystkim do nauczyciela, prawda, Malfoy?

Ślizgon szeroko, niewinnie otworzył srebrne oczy.

- To nie ma nic wspólnego ze mną, szlamo. Profesor Snape już go nałożył. Kara za niedokończenie eliksiru.

Wiedźmie wyrwał się z gardła zduszony okrzyk.

xXxXx

Szlaban był zdecydowanie niesprawiedliwy, myślał Harry, ale już wcześniej zdarzało mu się mieć u Snape'a niesprawiedliwe szlabany. Podejrzewał, że sprawy zwyczajnie wracały do normy. Snape po prostu tego pilnował, a Gryfon to rozumiał. Wszystko musiało wyglądać jak zwykle.

Argus Filch wybałuszył na niego oczy, kiedy Harry zameldował się w klitce woźnego.

- Pierwsze wiem o jakimś szlabanie dziś, Potter - stwierdził chrapliwie. - Choć fakt, trafiło się kilka koziołów, co biegają nocą po korytarzach i trza mi świeżej przynęty, co by je schwytać. Jesteś akuratnie takiej wielkości...

- W porządku - rzucił nastolatek pośpiesznie i cofnął się o krok. - Mój błąd.

Tylko że to nie był błąd. Snape bez cienia wątpliwości dał mu szlaban. Harry westchnął, po czym poszedł do klasy eliksirów, gdzie zapukał w otwarte drzwi.

- Profesorze?

- Ach, pan Potter - zauważył nauczyciel przeciągle. - Pięć minut spóźnienia, zatem Gryffindor traci pięć punktów. To doprawdy całkiem miło z twojej strony, że uprzyjemniasz mi szlaban w taki sposób. Może następnym razem uda ci się przyjść jeszcze później?

Chłopak zgrzytnął zębami.

- Zgłosiłem się najpierw u pana Filcha.

- Dziwaczne zachowanie. Idiotyczne, można by uznać, zważywszy, iż dostałeś szlaban nie w żadnym innym celu, lecz by uwarzyć eliksir, który dzisiaj ominąłeś.

- Och - rzucił Harry cicho. Snape zamierzał dopilnować, żeby uczeń nie został w tyle z powodu dodatkowego sprawdzianu, którego sam zażądał... Właściwie wcale o tym nie pomyślał.

- Zanim zaczniesz jednakże, masz tu swój sprawdzony i oceniony test.

Nastolatek sięgnął po pergamin, który profesor trzymał w wyciągniętej dłoni. Ręka Harry'ego drżała trochę, ale nie dlatego, że martwił się o ocenę. Nie można dostać mniej niż troll minus, więc nie miał się praktycznie czym przejmować, no nie?

- Niechże pan usiądzie na czas lektury, panie Potter - polecił Snape drwiąco, po czym ponownie zainteresował się stosem papierów, które sprawdzał. - Ośmielam się przypuszczać, że może pan być wstrząśnięty rzeczami, które mam do powiedzenia takiemu okrzyczanemu i przesławnemu Gryfonowi, jak pan.

Wstrząśnięty, to fakt, pomyślał Harry, siadając na najbliższym krześle. Przebiegł wzrokiem po pergaminie.

"Troll z minusem bez cienia wątpliwości" - oznajmiał komentarz nauczyciela. - "Nie możesz się spodziewać dużo lepszej oceny, skoro nadal ignorujesz lektury nadobowiązkowe, Harry. Zachowaj w pamięci następujące kwestie:
1. Wydzielina czyrakobulwy jest niestabilna w kociołkach z brązu i wybuchnie, jeżeli będzie w nich podgrzewana.
2. Korzeń mandragory musi zostać poszatkowany oraz roztarty zanim wydobędzie się z niego sok.
3. Róg dwurożca i róg jednorożca nie są ani trochę do siebie podobne.
4. Pan Malfoy niemal na pewno podsłuchuje.
5. Spal to pod kociołkiem, gdy zaczniesz warzyć eliksir i dopilnuj, aby dokładnie wymieszać popioły w palenisku.
6. Trochę wściekania się nie zaszkodzi. Z naciskiem na trochę, albo zostanę postawiony w sytuacji, w której będę musiał odebrać punkty."

Dla Harry'ego było to odrobinę za wiele, żeby mógł to tak po prostu przyjąć wszystko jednocześnie. Co to, żadnych wyzwisk? I coś, co zaskoczyło go jeszcze bardziej: jakieś pomocne podpowiedzi? Hermiona czasami je dostawała, Ron i Neville też, chociaż rzadziej, ale nigdy nie widział, żeby były sformułowane tak bezstronnym językiem. Zwykle to było: "Co cię opętało, żeby uznać muchomory za jakikolwiek składnik eliksiru ślinowego? Dorastałeś pod jednym z nich?"

Uniósł wzrok i zobaczył, że nauczyciel wygina wargi w lekkim uśmiechu. Zdał sobie sprawę, że pierwszy raz widzi, jak Snape się uśmiecha. Widok zdecydowanie był dziwaczny, Harry wiedział jednak, że naprawdę nie powinien zacząć się śmiać z ulgi. Zrozumiał wiadomość przekazaną mu w tych trzech ostatnich punktach.

Mrucząc pod nosem przekleństwa, zerwał się na nogi, zgniótł sprawdzian w kulkę i powiedział:

- Profesorze! Ta ocena jest niesprawiedliwa! Nie wiedziałem nawet, że na teście będzie trzeba znać lektury nadobowiązkowe! Nie byłem przygotowany!

Snape ledwie go zaszczycił pogardliwym spojrzeniem.

- Czy fakt, że życie nie jest sprawiedliwe, łamie twoje gryfońskie serce, Potter? - Wstał z łopotem szaty. - Zetrzyj z twarzy tę arogancką minę zanim odbiorę kolejne dziesięć punktów twojemu ukochanemu Gryffindorowi. A teraz bierz się do pracy. Masz eliksir do uwarzenia, czyż nie? - Machnął różdżką i na tablicy pojawiła się instrukcja sporządzenia maści bliznikacz.

Harry zabrał się do dzieła. Najpierw jednak spalił swój sprawdzian, jak mu kazano. Kiedy stawiał na biurku nauczyciela fiolkę z ukończonym eliksirem, Snape nie odezwał się ani słowem. Uniósł tylko na moment wzrok, skinął głową i dalej oceniał prace uczniów, choć śledził spojrzeniem Gryfona, gdy ten szedł przejściem między ławkami, a potem opuścił klasę.


KONIEC
rozdziału dziesiątego


Bardzo dziękuję za komentarze, które pojawiły się pod poprzednim rozdziałem. Jednocześnie przypominam, że nie trzeba być zarejestrowanym, aby móc komentować teksty na tej stronie. Służy do tego poniższy przycisk Review this Story / Chapter - wystarczy na niego kliknąć, w wąskim pasku wpisać przezwisko, w dużym oknie komentarz i wcisnąć napis pod spodem. Komentarze są dla mnie bardzo ważne, ponieważ pozwalają mi poznać Czytelników i ich opinie na różne sprawy. Nie mówiąc już o przyjemności płynącej z ich czytania ;-).

Mahakao Chyba rzeczywiście "eee", ale możliwe, że będę to zmieniać, bo przecież nie muszę danego słowa tłumaczyć zawsze tak samo :-D (no i też zdarza mi się tłumaczyć różnie to samo, szczególnie jeśli w oryginale tego samego wyrazu używają różne postaci). Cieszę się, że podobają Ci się moje przekłady i że jeden z nich skomentowałaś. "Zatchnęło mnie" jest wyrażeniem z mojego regionu (a może tylko mi się wydaje, bo w żadnym słowniku go nie widzę...), połączeniem "Zaparło mi dech" i "Brak mi tchu". Ale chyba będę musiała pomyśleć nad jakimś innym słowem... Wiesz, to, co jedna osoba uzna za bzdety, drugiej może się spodobać, w końcu ludzie są różni. Więc... odwagi życzę. ;-)

marusz No, widzę. I jestem wdzięczna, a jakże. Ty się poprawiasz, a ja wręcz przeciwnie... (Skromności komentować nie zamierzam, bo... sama wiesz ;-)). Nie wiem, czy Vernon musiał tu być aż tak wredny, żeby Harry okazał się biedny. No, ale to wizja autorki, ja się nie mam prawa wtrącać. Ja najwyżej mogę pisać swoje teksty na podobny temat :-D (nie żebym jakiś miała w planach...). Nie mogę powiedzieć, żebym o Dudleyu czytała bardzo, bardzo dużo, ale poznałam kilka całkiem różnych tekstów; część z nich tłumaczę lub mam pozwolenie na ich tłumaczenie ;-). Hm, rozdział dziewiąty tłumaczyła Mirriel, nie Tehanu. Tehanu zajęła się tym fanfikiem od rozdziału dwudziestego dziewiątego. Ale faktycznie, zmieniłam co najmniej dwie kwestie, te, które w przekładzie Mirriel mnie drażniły, co jej zresztą napisałam w komentarzu, który niestety wyleciał, kiedy "Rok jak żaden inny" znikł z Forum Mirriel, ponieważ Mirriel go nie aktualizowała zbyt długo. A taki fajny był to komentarz... :-P (Tak, ja też jestem skromna niesłychanie, to chyba jednak wszyscy już od dawna wiedzą :-P). W każdym razie w przeciwieństwie do Mirriel używam określeń "białaczka" zamiast jej "leukemia" oraz "przyzwoitość" zamiast jej "dekorum". Musiały mi chyba naprawdę utkwić w głowie, skoro pamiętam je po prawie czterech latach... ("Rok..." w przekładzie czytałam tylko raz). Oczywiście całości tłumaczenia Mirriel nie pamiętam, ale tych dwóch określeń jestem pewna jak mało czego. No dobrze, to zamiast "zatchnęło" zrobię "zatkało" - może być? Znaczeniowo jest bliskie... powiedzmy. Albo nie, lepiej "przytkało", o. Tak, Snape w tym fanfiku jest postacią zdecydowanie myślącą i, co ważne, potrafiącą się zmienić, zmienić zdanie, kiedy widzi, że nie miał racji. Z drugiej strony taka już cecha Snape'a w fanfikach tego typu - gdyby mistrz eliksirów miał być taki zatwardziały, jak w kanonie, istnienie Snape mentorsów byłoby niemal niemożliwe. Harry ma tendencje do rzucania się na oślep we wszystko, choć rzeczywiście głównie z pomocą innym. Ma cechy prawdziwego Gryfona, nie da się ukryć :-D.

T.E.D.S O... Czyżby Twoja mama zajrzała do "Roku...", w tym również do Twoich komentarzy? Bo takiego komentarza już dawno nie napisałaś ;-). Co nie znaczy, że nie jestem za niego wdzięczna, oczywiście, że jestem, jak zwykle. Cieszę się, że mogłam Ci zapewnić trochę rozrywki po kolosach i że przekład przypadł Ci do gustu. A jak tam oryginał? Skończyłaś już?...