Tytuł oryginału: Speechless
Autor: thesewarmstars
Tłumaczenie: Hotarus Malfoyus
Beta: Zilidya D. Ragon
Link do oryginału: s/4014370/1/
Zgoda: Czekam.
Rating: M.
Oświadczenie: Postacie należą do J.K.R.
Ostrzeżenia: slash SS/HP, sceny erotyczne, wulgaryzmy, złe wspomnienia z przeszłości (gwałt, maltretowanie dziecka).
Podziękowania: Ukłony dla nieocenionej Bety Zilidya D. Ragon, która bardzo mi pomogła i której dziękuję z całego serducha, że zechciała posiedzieć nad moim tłumaczeniem. Dziękuję również drogim Mamutkom i Mężowi za uwagi i poświęcony czas.
Streszczenie: Dziewięć miesięcy po finałowej bitwie, Harry znajduje w Świętym Mungu nadal cierpiącego od klątwy Snape'a. Uzdrowiciele nie wywiązują się z ich obowiązków, więc Harry postanawia wziąć na siebie rehabilitację mężczyzny.
Bez słów
Rozdział. 1
— Och, Hermiono! Ona jest piękna! — zachwycał się Harry wpatrzony w noworodka, którego kołysała na rękach Molly Weasley.
— Prawda? — rozpromieniła się Hermiona.
Harry był szczerze zdumiony, jak można być kompletnie wyczerpanym, czerwonym na twarzy, spoconym z wysiłku i opuchniętym osobnikiem, a mimo to emanować taką radością. Zapewne tak działają na matkę narodziny dziecka. Momentalnie poczuł ostry ból w sercu, gdy pomyślał, że nigdy nie będzie miał własnej rodziny. Zdusił szybko tę przykrą myśl. To nie był odpowiedni czas na użalanie się nad sobą.
Nagle łzy zaczęły płynąć po policzkach Hermiony. Harry przypuszczał, że ma to związek
z ojcem dziecka. Kiedy pomyślał o Ronie, który nigdy nie pozna swojej córki, - który nawet nie wiedział, że będzie ją miał - jemu także oczy zaszły łzami.
— Życie nie jest sprawiedliwe — stwierdził gorzko.
Niebawem rodzice Hermiony wrócili z przerwy na herbatę. Reszta rodziny Weasleyów,
a raczej to, co z niej zostało, również przybyła.
— Płuca to ona ma mocne — odnotował pan Granger, a jego żona przytaknęła.
Harry zdecydował, że teraz jego kolej na przerwę, a po poziomie hałasu i zagęszczeniu ludzi doszedł do wniosku, że to odpowiedni moment. Kochał ich wszystkich bardzo, ale pokój był stanowczo zbyt mały i zaczął odczuwać oznaki klaustrofobii.
Nie był głodny ani spragniony, więc tylko szwendał się po korytarzach. Nie zwracając uwagi dokąd właściwie zmierza, po chwili zorientował się, że nie ma pojęcia, na jakim jest oddziale. Dźwięki wrzeszczących dzieci dawno już ucichły, więc na pewno nie był to oddział położniczy. Rozejrzał się wkoło za czymś, co pomogłoby mu to ustalić. Pierwsze, co zobaczył, była odręcznie zapisana tabliczka na drzwiach obok.
Napis głosił "Snape, S".
Teraz naprawdę chciał wiedzieć, na jakim oddziale się znajduje. Co Snape tu robił? Co było z nim nie tak? Wiedział, że oberwał klątwą podczas finałowej bitwy — a kto nie? — ale to było dziewięć miesięcy temu. Harry nie mógł sobie przypomnieć, co to była za klątwa, ale na pewno Snape powinien był już wyzdrowieć.
XXXXXXXXXXXXXXXX
W chwili, kiedy głowa Harry'ego pojawiła się w kominku jego przyjaciółki, usłyszał tylko dźwięk sygnalizujący połączenie. Mimo wszystko zawołał:
— Hermiono, jesteś w domu? Tu Harry.
Zaczął już podejrzewać, że pożarł ją jakiś wściekły insekt lub faktycznie nie ma jej w domu, gdy jego oczom ukazała się rozczochrana dziewczyna, klęcząca przed paleniskiem.
— Harry! Zastanawiałam się, jak dużo musi upłynąć czasu, zanim zadzwonisz. Wchodź wreszcie — powiedziała na jednym oddechu.
Parę sekund, a raczej niezdarne potknięcie później, Harry był w jej objęciach, wyściskiwany za wszystkie czasy.
— Ciebie też dobrze widzieć — wydusił z siebie Harry, gdy tylko udało mu się zaczerpnąć powietrza. W końcu uścisk został zwolniony, ale Hermiona dalej trzymała go w ramionach.
— Tak bardzo się cieszę, że wstąpiłeś. Ale jeśli usłyszę choćby słóweczko o moich nawykach żywieniowych, właściwej technice przewijania lub o tym, że koniecznie powinnam z tobą zamieszkać, przeklnę cię do następnego tygodnia. Zrozumiano?
— Jasne. Masz to jak w banku. Czyli mam rozumieć, że te dwie spędzają tutaj całkiem sporo czasu?
— Ehh…. daj spokój — jęknęła Hermiona. — Myślę, że mama i Molly kiedyś mnie zamęczą. To znaczy, bardzo doceniam ich pomoc, szczerze, prawdopodobnie bez nich czułabym się zagubiona, ale musi być jakiś lepszy sposób.
— Dobra. Żadnego matkowania. Rozumiem. Wnioskuję po twojej tyradzie, że dochodzisz do siebie całkiem nieźle, więc nawet nie pytam. A jak się miewa moja chrześnica? Mogę ją zobaczyć? Przyrzekam nie roztkliwiać się nad nią zbytnio.
— Teraz śpi. — Hermiona uśmiechnęła się z wdzięcznością. — Ale możemy rzucić na nią okiem. — Wzięła go za rękę i zaprowadziła do dziecięcego pokoju.
Było tam naprawdę ciemno, ale Harry mógł zobaczyć maleńkie, ubrane na różowo niemowlę, śpiące słodko w swoim łóżeczku. Jej ledwo widoczne włoski były rude, ale nie tak wściekle jak jej ojca.
— Śpij dobrze, mała Rosie — wyszeptał i wyszli z pokoju na paluszkach.
Kiedy wrócili do salonu i wygodnie usadowili się w fotelach, Harry stwierdził:
— Wolę ją taką.
— Jaką? Śpiącą? Ja też.
Harry roześmiał się.
— Nie. Mam na myśli nie czerwoną, pomarszczoną i opuchniętą.
— No tak,… To także. Niesamowite, co mogą zdziałać dwa tygodnie.
— Zatem, podsumowując, masz po dziurki w nosie mówienia w kółko o dzieciach i tym podobnych sprawach, zgadza się?
— Co ci chodzi po głowie, Harry? — Jak zawsze można było polegać na czujności Hermiony.
— Uwierz lub nie, ale chodzi o Snape'a.
— Profesora Snape'a — poprawiła go automatycznie.
— W zasadzie, to już nim nie jest. Słuchaj. Po narodzinach Rose przechodziłem korytarzami Świętego Munga i znalazłem jego pokój. Jest tam od ostatniej bitwy. Wiedziałaś, że był ranny?
— Cóż, nikt nie wyszedł z niej bez szwanku — stwierdziła, a Harry miał nadzieję, że nie miała na myśli Rona. — Nie wiedziałam, że jego stan jest tak poważny. Jak się czuje? Rozmawiałeś z nim?
— W tym rzecz… Nie mogłem z nim porozmawiać, ponieważ jest w magicznej śpiączce, odkąd został przyjęty. Najwidoczniej ktoś rzucił klątwę na jego język i ten zniknął. Żaden
z uzdrowicieli nie zna przeciwzaklęcia. A skoro nie był on w stanie sam jeść,
ani nawet połykać, postanowili wprowadzić go w śpiączkę, żeby był mniej kłopotliwy. —Ukrył twarz w dłoniach i kontynuował: — To było okropne… Jego usta były tak bardzo suche, popękane i zakrwawione. Skóra cała szara i praktycznie przezroczysta, a on… On był tak strasznie wychudzony. A ten zapach! To oczywiste, że od momentu, gdy wrzucili go do tego pokoju dziewięć miesięcy temu ani razu go nie wykąpali, nie zmienili ubrania ani prześcieradła, ani nawet nie rzucili pieprzonego zaklęcia czyszczącego!* Uzdrowiciele nie potrafili mi nawet powiedzieć, kto zajmuje się jego przypadkiem, nikt nie chce mieć z nim nic wspólnego!
Podniósł głowę, by na nią spojrzeć i poczuł jak łzy napływają mu do oczu.
— Masz rację, Harry. To brzmi okropnie — powiedziała łagodnie przyjaciółka. — I masz prawo być smutny i zdenerwowany. Ale jednak … To znaczy, przecież ty nigdy, tak naprawdę… Czy ty go nie nienawidzisz?
— Nienawidziłem. Uwierz mi, nienawidziłem. Kiedy ujrzałem jego imię na drzwiach pomyślałem: „Boże, on zasługuje na wszystko, cokolwiek to jest". Ale wtedy go zobaczyłem i nie mogłem już dłużej nienawidzić. Spojrzałem na niego, jakbym widział go pierwszy raz
w życiu i zobaczyłem, że jest dobrym człowiekiem, człowiekiem honoru. Mogłem dostrzec, jak wiele poświęcił dla Zakonu. Nikt nie zasługuje na takie traktowanie! Nikt! A już na pewno nie on! To jest pieprzony bohater, do kurwy nędzy!
— Zgadzam się, Harry, ale nie ma potrzeby, żeby podnosić głos. — Spojrzała znacząco wzdłuż korytarza, prowadzącego do dziecięcego pokoju. — Pytanie brzmi, co zamierzamy z tym zrobić?
— Przejrzałem sporo książek, które wziąłem z Grimmauld Place. Jednak nie mogłem odnaleźć przeciwzaklęcia, nawet nie potrafiłem znaleźć samego czaru. Doszukałem się w końcu takiego, którym mogę sprawić, że wyrośnie mu nowy język.
— To wspaniale — ucieszyła się Hermiona.
Harry przytaknął.
— Tak, ale dalej będzie potrzebował długiej i żmudnej rehabilitacji, a ja nie mogę go tam zostawić. Ty go nie widziałaś, Hermiono. Naprawdę, nie mogę go tam zostawić!
— Może powinieneś spróbować przenieść go do innego szpitala — powiedziała zamyślona. — Nie wiem… Masz coś na myśli?
Harry zaczął wiercić się niespokojnie.
— No wiesz… Um? Mam pokój gościnny, a Alfonso mógłby pracować na cały etat przez parę tygodni, aż do momentu, gdy będę miał więcej czasu dla sklepu. Przeczytałem kilka podręczników na temat opieki nad ciężko chorymi i ich rehabilitacji. Wszystko, co udało mi się zdobyć i myślę, że mogę mu pomóc.
Przygotował się na kazanie, które jak podejrzewał, zaraz nastąpi: jak to Harry prawdopodobnie nie da rady, co on sobie wyobraża, że bierze na siebie zbyt dużą odpowiedzialność. Dlatego doznał szoku, gdy Hermiona przytaknęła:
— Tak, założę się, że możesz mu pomóc.
Nastała chwila ciszy, po czym Hermiona wzięła głęboki oddech, chcąc powiedzieć coś więcej
i Harry pomyślał:
No, to nadchodzi. Zaraz będzie „ale".
— To co nowego w sklepie?
Mógłby ją teraz ucałować.
XXXXXXXXXXXXXXXX
Dryfował ku świadomości, jakby przez kilka stóp wody. Jego umysł był przyćmiony, a ciało wydawało się zupełnie bezwładne. Wreszcie udało mu się podnieść powieki.
Jego wzrok gorączkowo błądził naokoło pokoju, nie rozpoznając go wcale. Nie wyglądał jak komnata tortur, ale tego nigdy nie można być pewnym. Ogarnęła go panika, gdy usłyszał głos, który wdarł się do jego umysłu. Nie mógł wypowiedzieć żadnych słów, ale zdołał lekko obrócić głowę w kierunku, z którego dochodził.
Właściciel głosu siedział na krześle przy jego łóżku, zgarbiony nad książką. Zapewne czytał na głos.
Miał znajome włosy, ale twarzy nie mógł dostrzec.
Chciał zapytać o coś w stylu : "Co, do diabła, tu się dzieje?" , albo „ Kim, u licha, jesteś?"
i „Dlaczego nie mogę się ruszyć?", ale jego usta, które wydały się nagle o wiele za duże, odmówiły współpracy i wszystko, co się z nich wydobyło, to niski, chrapliwy jęk.
Głos przestał czytać i głowa ze znajomymi, rozczochranymi włosami podniosła się, aby ukazać także znajomą twarz. Zaczął zastanawiać się, co właściwie zrobił, żeby zasłużyć na tak dotkliwą torturę.
I jakie było imię tego bachora?
— Obudziłeś się!
Severus chciał wywrócić oczami i zrobić przytyk na temat stwierdzania oczywistego lub może po prostu zadać mu tysiące pytań: Gdzie jestem? Co się stało? Gdzie jest moja różdżka? Który dziś dzień?
Znów spróbował otworzyć usta, jednak nic się nie wydarzyło.
— Najlepiej będzie, jeśli nie będziesz jeszcze próbował mówić. To się na razie nie uda. Jestem Harry Potter. Pamięta mnie pan, prawda?
Oczywiście, Harry cholerny Potter.
— Wiem, że pewnie ma pan wiele pytań, więc zrobię, co w mojej mocy, aby na nie odpowiedzieć, bez potrzeby zadawania ich. Po pierwsze, jest pan tu bezpieczny. Mam świadomość, że to trudne, ale proszę postarać się mi zaufać. Nie chcę pana skrzywdzić. Aha,
i „tu" to jest mój pokój gościnny. To nic wielkiego, ale lepsze to niż … W każdym razie, ekhm. Jest siedemnasty marca 1999 roku. Finałowa bitwa była dziesięć miesięcy temu. Tak przy okazji, wygraliśmy ją. Voldemort nie żyje.
Severus próbował przyswoić sobie wszystkie te informacje. Dziesięć miesięcy? Czarny Pan nie żyje?
Zakładając, że to wszystko jest prawdą, musi być coś jeszcze…
— Zostałeś ranny podczas bitwy. Ktoś rzucił zaklęcie na twój język i trafiłeś do Świętego Munga. Nie żeby wynikło z tego coś dobrego. Nie wiedzieli, jak cię wyleczyć, no więc... Nie ma dla nich żadnego usprawiedliwienia. Ogromnie mi przykro z tego powodu i przepraszam, że nie znalazłem cię wcześniej. Zdarzyło się to miesiąc temu, tak na marginesie. Udało mi się wyszukać zaklęcie, dzięki któremu język odrósł i przeniosłem pana tutaj.
Część tego, co mówi chłopak ma sens. Pamiętał, jak dostał klątwą, której nie rozpoznał, ale
w jaki sposób strata języka ma tłumaczyć to, że nie pamięta ostatnich dziesięciu miesięcy? Co właściwie stało się w szpitalu?
Potter znów zaczął mówić, nieśmiało, jakby sam do siebie, wpatrując się w swoje dłonie
i nieświadomie odpowiedział na jego pytanie.
— Trzymali pana w magicznie wywołanej śpiączce. Przez dziewięć miesięcy kazali spać,
a wszystko po to, aby nie musieć się właściwie, a raczej wcale panem zajmować. Nie mogłem uwierzyć w to, co robili. To było barbarzyńskie. Jakbyś był jakimś zwierzęciem.
Jego głos był spokojny, ale dało się wyczuć w nim gniew. Severus nie mógł zrozumieć dlaczego.
Potter podniósł wzrok.
— Ale jesteś już bezpieczny i zrobię wszystko, co w mojej mocy, żebyś wyzdrowiał.
Wciąż był skołowany i nadal kołatały mu się po głowie pytania, ale już nawet nie mógł sobie przypomnieć jakie. W tym momencie wszystko, co mógł zrobić to ponownie zapaść w sen.
XXXXXXXXXXXXXXXX
Następnym razem, gdy Severus odzyskał przytomność, Harry znów mu czytał. Przerwał, kiedy zauważył, że oczy Snape'a skanują pokój w panice. Ulżyło mu, ponieważ już po chwili panika ustała. Snape musiał przypomnieć sobie ich rozmowę.
— Dzień dobry — powiedział Harry, starając się brzmieć radośnie, ale nie za bardzo, żeby nie zirytować mistrza eliksirów.— Wiem, że język jest nadal spuchnięty i pewnie wydaje się być całkowicie obcy, ale miejmy nadzieję, że przyzwyczaisz się do niego wkrótce. Czy możesz wyświadczyć mi przysługę i spróbować przełknąć?
Był pewien, że mężczyzna go zignoruje. Doprawdy, czy Snape kiedykolwiek zrobił coś czego Harry chciał? Ale musiał wiedzieć, czy ma jakąkolwiek kontrolę nad nowym językiem. W końcu zobaczył, jak jabłko Adama Snape'a przesuwa się w wymuszonym przełknięciu, bez żadnego krztuszenia się, dławienia lub widocznego dyskomfortu.
— Wspaniale! Wiesz, że nie mogłeś tego dokonać prawie przez rok. Czy chciałbyś teraz napić się wody?
Snape oczywiście nie mógł odpowiedzieć, ale Harry zauważył, że spróbował ruszyć lewą ręką, zapewne chcąc wziąć szklankę z ręki Harry'ego, a jego twarz zdawała się mówić: „tak".
— Prawdopodobnie nie możesz się za bardzo ruszać. Przepraszam cię za to, ale byłeś
w śpiączce dość długo. Przywrócimy ci siłę tak szybko, jak tylko się da, ale na razie to ja muszę trzymać szklankę, dobrze?
Ostrożnie podniósł głowę Snape'a i podtrzymał ją prawą ręką. Lewą przyłożył mu szklankę do ust. Zauważył, że Snape wygląda na odświeżonego i jakby poczuł się nieco lepiej, bo
w końcu udało mu się osuszyć całą szklankę. Niemniej jednak mogło to być wyłącznie życzeniowe myślenie Harry'ego.
— Tak lepiej, prawda? Eee… Czy chciałbyś coś zjeść? Wiem, że nie możesz gryźć zbyt dobrze, ale pokazałeś, że umiesz łykać całkiem nieźle, więc mógłbym przynieść ci coś miękkiego.
Snape wydał się być zaciekawiony tą perspektywą, więc Harry obserwował jego twarz uważnie, podczas gdy wymieniał potrawy, jakie mógł przynieść, żeby dowiedzieć się, które najbardziej go zainteresują.
— Pomyślmy. Są tłuczone ziemniaki, zupa pomidorowa, owsianka, galaretka, lody, jogurt… I to chyba wszystko, co mi przychodzi do głowy. Spróbujmy cię podnieść, a potem pójdę po coś do jedzenia, zgoda?
Harry przesunął się i usiadł na brzegu łóżka. Chwycił Snape'a i podniósł, ale nie był dość silny, aby go utrzymać, dlatego oparł jego tułów o swoje ciało i szybko poprawił poduszki tak, żeby Snape mógł się na nich oprzeć. Mistrz eliksirów był w stanie utrzymać głowę prosto tylko przez chwilę, więc wkrótce opadła, kładąc się na ramieniu Harry'ego.
Harry upewnił się, że jego twarz nie wyraża nic poza lekkim uczuciem żalu i położył go
z powrotem na poduszki. Zignorował zażenowanie widoczne na twarzy Snape'a i wyszedł do kuchni. Wrócił po kilku minutach z tacą. Jedną miskę transmutował w stolik, ostrożnie przesuwając inną, tak by Snape nie mógł zobaczyć jej zawartości i zaczarował tacę, żeby unosiła się nad kolanami Snape'a.
— Przyniosłem herbatę i zupę. Oraz mnóstwo serwetek, dodał w myślach. — Czy chciałbyś najpierw herbatę?
Snape patrzył intensywnie w kierunku herbaty, jakby była ona rozwiązaniem wszystkich jego problemów, więc Harry potraktował to jako „tak". Gdy już połowa herbaty zniknęła, Harry odłożył kubek na tacę i skupił się na zupie. Nabrał pełną łyżkę - nie za pełną i przyłożył ją do ust Snape'a, a następnie przechylił. Kiedy Snape próbował połknąć, stróżka zupy uciekła mu kącikiem ust i popłynęła w dół, brudząc podbródek. Snape wyglądał na upokorzonego.
— Och, przepraszam — powiedział Harry, szybko wycierając go serwetką.— Dobrze wiesz, jaki ze mnie niezdara. Uwierz mi, staram się, przysięgam. — Spojrzał prosto w oczy Snape'a, aby pokazać, że mówi szczerze. — Poprawię się z czasem, ale na razie bądź wyrozumiały, dobrze?
Zobaczył coś na kształt wdzięczności, przemykającej przez twarz Snape'a. Gdy już cała zupa zniknęła i kilka dodatkowych serwetek zostało zużytych, sięgnął po kolejną miseczkę, zdjął zdejmując z niej zaklęcie chłodzące.
— Może lodów? — zapytał. — Są waniliowe z czekoladowym sosem. Chyba ich nie odmówisz, prawda?
Oczy mistrza eliksirów wyrażały najpierw zdumienie, zmieszanie, potem ekscytację wraz ze zdrową porcją podejrzenia i oto znów pojawiła się wdzięczność.
Naprawdę, to było zdumiewające, jak wiele wyrażała jego twarz teraz, gdy nie był w stanie mówić. Albo może to Harry zwracał na nią większą uwagę teraz niż przedtem.
*To pomysł Autorki. Osobiście nie sądzę, że w szpitalu dopuściliby się takiego zaniedbania. „ Nawet jeśli byłby to nie wiadomo kto, pewne procedury musza być zachowane w szpitalu. 9 miesięcy nie mycia – nie wierzę, żeby przeżył miesiąc po takim traktowaniu. Same odleżyny by go chyba zabiły :D" cyt. Zilidya D. Ragon
