[b]Pogromca.[/b]

Autor: Zilidya

Beta: MichiruK

Paring: HP/OCC, SmH

Rodzaj: Chyba podpada pod crossa.

Ostrzeżenie: Non-canon,

Opis głównego elementu:

Szczegóły piekieł wzięłam z mitologii hebrajskiej i może zaistnieć podobieństwo także do [i]Angel Sanctuary.[/i] Patrz także „Słownik aniołów, w tym aniołów upadłych" G. Davidson.

Mamy zatem siedem warstw piekieł:

1. Gehenna

2. Brzuch.

3. Milczenie.

4. Brama Śmierci.

5. Cień Bramy Śmierci.

6. Zniszczenie.

7. Szeol

Czym wyższy numer warstwy, tym potężniejsi mieszkańcy i większe oddalenie od Asiji — świata ludzi.

Warstwy niebios dodam, jeśli zostaną użyte.

Grigori — byt czwartej rangi, robotnik.

Asmodeusz — (duch zła, wściekły diabeł) kiedyś serafin. Uważany

jest za wynalazcę wszelkiej rozrywki, muzyki, tańca i sztuk dramatycznych.

[b]Spełnienie życzenia Wiany.[/b]

Część 1.

Lily niepewnie obserwowała Jamesa.

[i]Powiedzieć mu czy nie?[/i]

Jednocześnie czuła się więcej niż zażenowana. Czy poczułby się urażony, gdyby mu powiedziała? Czy to normalne śnić o kimś obcym kilka dni po ślubie? Zapatrzyła się w parujący napój, mieszając złocistą zawartość kubka powolnymi ruchami łyżeczki.

Ta noc była nieziemska.

Jamesa nie było w domu, musiał być w pracy. Aurorzy pracowali o każdej porze dnia i nocy, by choć trochę uspokoić społeczeństwo magicznego świata w tych niebezpiecznych czasach. Ludzie Voldemorta stawali się coraz bardziej zuchwali i groźni. Ataki zdarzały się już prawie codziennie.

Lily, zmęczona tym, co robili, gdy nadeszło wezwanie Jamesa, zasnęła.

Obudził ją dziwny dźwięk kilkanaście minut później. W sypialni ktoś był. Usiadła przerażona i zamarła.

Przed nią, tuż obok łóżka stał półnagi mężczyzna. Tak cudownego ciała nie miał chyba nikt na tym świecie. Opalony, umięśniony, ale bez przesady, tak w sam raz.

Cudo cudem, ale już sięgała po różdżkę, w końcu to obcy człowiek w jej własnym domu. Chciała unieść rękę, ale nie mogła. Czuła się taka bezwładna, gdy on zaczął się zbliżać.

[i]Czyżby nadal śniła? [/i]

Przecież nie wyczuła użycia żadnej magii. Osobnik nawet nie miał różdżki w dłoni.

To, co później z nią robił, powodowało rumieńce na jej twarzy tak intensywne, że w końcu zwróciło to uwagę młodego męża.

— Lily, dobrze się czujesz? Jesteś lekko rozpalona — zapytał, dotykając jej policzka. — Nie przeziębiłaś się?

— Nie, kochanie. Przypomniałam sobie coś.

— Czyżby noc poślubna? — zaśmiał się, a ona jeszcze bardziej się zaczerwieniła. — Miałem rację?

Na tym się skończyło. Lily nigdy mu nie powiedziała. Wielokrotnie myślała o śnie, który wydawał się taki realistyczny. Ruchy, każde dotkniecie mężczyzny wyzwalały w niej jeszcze większe pragnienie, by kontynuował, by nie przerywał i brał ją mocno, pożądliwie, namiętnie. Oddawała mu się cała, krzycząc, wielokrotnie zaspokajana tamtej nocy. Niejeden raz wspominała jego słowa, które wypowiedział, odchodząc w niebyt, tak jak przybył.

— Jak na zabawkę na jedną noc byłaś całkiem niezła. Powiedzmy, że zadowoliłaś mnie, Asmo.

Nie wiedziała, czy to imię jest tylko jakimś podświadomym pragnieniem. Nawet jakoś specjalnie o tym nie myślała. Tylko czasami, gdy męża nie było, a ona sama leżała w łóżku ze swoim kilkumiesięcznym synkiem Harrym.

— Panie Asmodeuszu! On znowu szaleje! Nie możemy go powstrzymać!

Ostre spojrzenie zmiotło z powierzchni Grigoria, który przyniósł wiadomości. Nikt nie odważył się teraz stanąć na drodze upadłego serafina, tym bardziej, że już od jakiegoś czasu był w niezbyt wesołym nastroju. Coś się działo, ale nie było wiadomo co. Chyba nawet sam Asmod nie był pewien, co się dzieje, i to jeszcze bardziej go drażniło.

— Szczegóły! — krzyknął na kolejnego posłańca, który tylko uklęknął w miejscu, gdzie dopiero co znikł jego poprzednik.

— Bestia przebiła się przez Milczenie i zmierza do Brzucha. Została dosyć mocno raniona, ale uparcie zmierza w stronę Gehenny.

— Co ją opętało? Nie zachowywała się tak już od bardzo dawna. Przecież jeszcze nie czas. — Wstał i skierował się w stronę wyjścia z sali obrad, prawie pustej poza kilkoma stojącymi pod ścianą pomniejszymi demonami.

Wezwał kilku generałów i wydał odpowiednie rozkazy. Nie mógł pozwolić, by Bestia przedarła się dalej, a już tym bardziej by przebyła Gehennę i wdarła się do Asiji albo, na ich nieszczęście, do Jeciry. Wojna z aniołami i tak wisiała już na włosku, a oni nie potrzebują żadnych kłopotów.

Sporą część czasu Asmod spędził na zaganianiu Bestii do jej czeluści pomiędzy Szeolem a Zniszczeniem. W pewnej chwili wyczuł coś niepokojącego, ale był zbyt zajęty walką z rozszalałym potworem, by zwrócić na to większą uwagę.

W tym samym czasie w Asiji, w rejonie zwanym Anglią, wydarzyło się coś, co mogło w nie tak dalekiej przyszłości zmienić losy dwóch, a nawet trzech światów.

Harry Potter, syn Lily i Asmo, o tak – tamta noc zostawiła nie tylko namiętne wspomnienia, ale i owoc – zginął. Na czyjeś szczęście bądź nieszczęście, nie umarł całkowicie. Zginęła tylko ludzka część duszy, ta druga, bardziej piekielna, przetrwała, bo nic, co ludzkie, nie mogło jej zagrozić.

I tu rozpoczyna się nasza, a w większości moja, opowieść. Jestem, co prawda, tylko postronnym obserwatorem, który trochę widział, trochę poszpiegował, a reszty dowiedział się, przekupując kogo trzeba. Musiałam poczekać trochę, aż szkrab podrośnie, ale co mi tam, i tak niezły miałam ubaw, obserwując zmagania śmiertelnych z demonim szczeniakiem. Jakby głodzenie, karanie coś dawało.

Phi, debile do siódmej warstwy!

Wzmacniali tylko jego piekielne usposobienie. W jego jedenaste urodziny nastąpił przełom, dzieciak dostał list z magicznego świata. Powiedzmy, że się przejął. Złamanie nosa kuzynowi za zabranie jego poczty było bardzo... och... nie wiem. Drastyczne na pewno, ale za to jakie widowiskowe. Spora część podjazdu jeszcze długo zabarwiona była purpurową posoką. Ja, machając sobie nóżkami, obserwowałam, jak mugole (tak tu nazywali istoty bez mocy) wyrzucają jakieś rupiecie i każą wynosić się potomkowi piekielnego rodu, co nawet wykrzyczeli kilka razy. Zachichotałam i podążyłam za niebardzo strapionym tym wydarzeniem chłopcem. Na reakcję magicznego świata nie trzeba było długo czekać. Kilka przecznic dalej pojawił się jakiś człowiek, który na pewno nie był normalny. Nawet jak na moje kryteria mógłby spokojnie być w piątej, a nawet szóstej warstwie za samo tylko spojrzenie.

— Panie Potter, proszę za mną.

Och, to było mrocznie cudowne. Chyba się zakocham! Czy demon może kochać? Pewnie, i to na zabój, szczególnie na zabój.

Jak się później dowiedziałam, Severus Snape, mistrz eliksirów w szkole, do której dostał się chłopiec, został po niego wysłany przez dyrektora wymienionej wcześniej instytucji. Wyrzucenie przez opiekunów automatycznie przerzuciło prawa na nauczycieli, a to spowodowało jego przybycie. Przez kilka kolejnych dni oglądałam i podglądałam zakupy tej dwójki.

No, dobra! Wracając do naszej historii.

Chłopiec został odeskortowany na dworzec i wsadzony do dziwnie przestarzałego, a jednocześnie całkiem sprawnego pociągu pełnego dzieciaków jemu, ale tylko w tej ludzkiej, której oczywiście już nie miał, części podobnych.

Początkowo odpychał od siebie każdego, kto tylko chciał z nim nawiązać kontakt, ale dla nas to całkiem naturalne. Nie cierpimy nieswoich, osobników każdego innego gatunku, który nie jest minimalnie mroczny.

Miałam niewielkie kłopoty z przedarciem się przez osłony zamku, do którego jakiś dziwaczny półolbrzym (o, tego jestem pewna) zaprowadził mój cel. Całe szczęście znalazło się kilka miłych duszyczek, które przeniosły mnie na swoim grzbiecie, ciągnąc jednocześnie powozy z dzieciakami ze starszych roczników.

Wielka Sala, też coś! Nawet nie łaska zainstalować żyrandol! I na czym mam się bujać? Nie usiądę przecież na świeczce! Jeszcze mi się skrzydełka osmalą. Dobra, już są czarne, ale tak ślicznie hebanowe, a nie dymowe i ładnie lśnią w świetle płomieni.

Koniec o mnie. Wiem, jestem cudowną istotką rozmiar cal czy dwa, ale teraz zajmijmy się chłopcem.

Już samo to, że wywołał swoim pojawieniem się niesamowitą reakcją wśród zebranych, było niezwykle. W tym świecie zyskał sławę jeszcze będąc niemowlakiem, a teraz tylko chyba zacznie się rozkręcać. Mam nadzieje, że w odpowiednią stronę – tę piekielną.

Na Lucyfera! Po co oni wkładają im tę szmatę na głowę?

— SLYTHERIN!

O, tego się chyba nie spodziewali, sądząc po reakcjach.

Tylko ten mroczny był z jakiegoś powodu zadowolony. Nakazał ruchem głowy zrobić miejsce przy jednym ze stołów, tym ozdobionym srebrem i zielenią. Przynajmniej miał posłuch, bo w ciągu sekundy miejsce czekało na swojego nowego ucznia.

— Severusie, jak mniemam, zajmiesz się nim odpowiednio. Po ceremonii przyjdź do mojego gabinetu. — Ten starzec wydawał mi się od samego początku dziwny, ale siedzenie na oparciu jego fotela zaczęło być w późniejszym czasie moim najciekawszym zajęciem.

Tak pokręconego człowieka chyba jeszcze nie nosił ten świat na swoich barkach.

Potter został Ślizgonem. Skąd oni biorą te nazwy?

I tu nie pozwalał się nikomu do siebie zbliżać, odgrodził się od wszystkich murem milczenia, gromił ich spojrzeniem lub ostrym wywarczeniem jakiejś obelgi, gdy próbowali się do niego jakoś zbliżyć, zaprzyjaźnić. W bardzo krótkim czasie dali mu spokój i przestrzeń, której tak pragnął.

Tak trzymać, mały! Nie pozwól szaraczkom się zbliżyć! Idź do mrocznego, on jest trochę taki jak ty!

Mrocznych Wróżków nikt nie widzi. Tylko ten, kto nas przyzwał, a w tym świecie go nie ma, więc będę sobie mogła pozwiedzać, jak młody pójdzie spać.

Potter poszedł w końcu spać albo tylko to udawał, nie wiem. Jeszcze nie umiem rozróżniać snu i nie-snu demona. Jest bardzo niewielka różnica. To jakby rozmowa z samym sobą, a jednocześnie odpoczynek. Nie umiem tego inaczej wytłumaczyć.

Dobra, czas polecieć do dyrektora. Chciał rozmawiać z mrocznym po kolacji, a ten przed chwilą zakończył rozmowę-pouczenie z nowymi, więc pewnie poszedł od razu do gabinetu przełożonego.

— Wejdź, Severusie. Czekamy tylko na ciebie. — Starzec wskazał mu krzesło, a ja usiadłam sobie koło obskubanego ptaszyska, popychając go w stronę miski, gdzie też zaraz wpadł i wybuchł w płomieniach.

Przynajmniej mam więcej miejsca dla siebie.

— Cóż, najwyższy czas, Fawkes — powiedział dyrektor i pogłaskał łyse jak kolano modelki pisklę. — Co wiesz o Harrym, Severusie? Spędziłeś z nim kilka ostatnich dni i chciałbym wiedzieć, co zaobserwowałeś — zwrócił się do mrocznego mężczyzny, nawet się do niego nie odwracając.

Koło Snape'a siedziała jakaś dystyngowana kobieta, która chyba zjadła coś kwaśnego. W ogóle cały gabinet dziadka przesiąknięty był zapachem cytryny. Fetysz jakiś czy co?

— Z tego, czego dowiedziałem się od Dursleyów, nie jest mile usposobiony. Często ma napady złego humoru, niszczy i kaleczy wtedy wszystko na swojej drodze, ale z tego, co zobaczyłem w ich wspomnieniach, sami doprowadzili chłopca do tego typu wybuchów. Nie dbali o niego i to są efekty. Buntuje się i tyle. Trzeba go trochę utemperować, ale z umiarem. Musi znaleźć sobie jakiś wzór do naśladowania, bo jego wuj takiego mu nie dał.

— Myślę, że jako opiekun jego domu będziesz się do tego najlepiej nadawał, Severusie.

— Słucham? Przemyślałeś to, Albusie? Ja mam zająć się twoim Złotym Chłopcem?

— W tym wypadku bardziej pasowałby zwrot Srebrny, przecież to Ślizgon — zauważyła Minerva.

— Nieważne jak go nazwiemy. Chłopiec potrzebuje teraz mentora, który się nim zajmie — przerwał im Albus, nie chcąc, by sprzeczka rozpętała się na dobre. — Severusie, podejmiesz się, czy mam szukać kogoś innego?

Mistrz eliksirów zmrużył oczy, szukając czegoś w twarzy dyrektora. Musiałby nie znać tego starca, żeby nie podejrzewać jakiegoś podstępu.

— Zgodzę się pod warunkiem, że nie będziesz się wtrącał w moje poczynania, nawet jeśli nie będą ci się podobać. Jeśli mam się nim zająć, chcę mieć wolną rękę.

Wiedziałam! Coś czułam, że się zgodzi. Swój ciągnie do swego! Fawkes zapiszczał z miski w moją stronę, chcąc chyba zwrócić na siebie uwagę.

Cicho siedź, prażynko! Ja tu mam ważne zadanie, nie interesuje mnie siedzenie na żerdzi i przysłuchiwanie się, o czym plotkują między sobą portrety. Że co? Że to właśnie robię? Nieprawda! Nie słucham, o czym ględzą obrazy... A! Że siedzę na grzędzie. A gdzie mam siedzieć z moim wzrostem? Tu też nie ma żyrandola!

Nie zagadywać mnie, jak jestem w samym środku zadania! Sio! Kysz! Paszoł won! Lecę do kwater Severusa, nie przeszkadzać albo przynajmniej siedzieć cicho.

Całe szczęście, że dla mnie nie ma przeszkód w postaci ścian, no, może za wyjątkiem magicznych barier. Ale żeby mnie nie przepuścić, trzeba o mnie najpierw wiedzieć. Tak z ciekawości, ktoś chyba podejrzewał piekielnych, gdy stawiał osłonę szkoły, ale ona jest stara, więc twórcy może nie być już wśród żywych. Dobra, nie ten temat.

— Potter! Za jakie grzechy? Co takiego zrobiłem, że musiałem dostać ciebie pod opiekę? — Czyżby mężczyźnie nie bardzo podobało się nowe zadanie?

Spokojnie, to dopiero początek twojego wyzwania.

Wróciłam do swego celu [i]numero uno.[/i] Czas zebrać siły na kolejny dzień. Idę o zakład, że jutro będzie wesoło, a może nawet wybuchowo.

Miałam rację!

Ja zawsze mam rację, chyba że pan każe inaczej.

Dwa uszkodzone meble, rozpiep... chciałam powiedzieć... pęknięty kociołek, dwie ofiary u pielęgniarki i trzy szlabany później poleciałam za Potterem na kolację. Nikt nawet nie próbował koło niego usiąść. I wcale się temu nie dziwię. Nawet święty podwinąłby ogon przy tak wybuchowym dzieciaku. Transmutacja była wesoła. Zamiana zapałek, też coś! Po co zamieniać małe w małe? Lepiej zajmijmy się czymś dużym.

Dobry chłopiec! Stoły jako nawet za bardzo nie wiem co, były dużo ciekawsze niż igły, w które mieli transmutować kawałki drewienka.

Szlaban pierwszy: za nieposłuszeństwo.

Potem przyszła kolej na eliksiry. Severus zrobił piękne wejście typu „pan piekieł wkracza do sali, padnijcie na kolana, wy nędzne kreatury". A potem było już tylko piekielniej. Nie popuścił żadnemu uczniowi, przepytując ich na dzień dobry z czegoś, czego nawet ja nie wiedziałam. Bezoar? Fuj, obrzydlistwo już z nazwy, a nie mówiąc po tym, jak się dowiedziałam co to. Może i jestem istota piekielna, ale my też mamy jakieś ograniczenia. Ja, przykładowo, nie cierpię tej zielonej papki zwanej przez ludzi szpinakiem, ale przynajmniej nikt nie każe mi spożywać żołądka kozy.

Wracając do kociołka, który efektownie rozpadł się tuż nad tablicą w rezultacie działań jakiegoś rudzielca z czerwoną naszywką, a diablątko odrzuciło go jak najdalej od siebie przed wybuchem.

Drugi szlaban za bycie... nie będę tego powtarzać, za trudne na mój mały móżdżek. Kto wymyślił takie ciężkie słowa jak elokwencja czy egzaltowany? Co do książątka, to się zgadzam. Asmo w końcu jest byłym serafinem i zajmuje piąty krąg piekieł, ma w nim pewną władzę, a to się liczy.

Kolejny szlaban dostał, idąc na posiłek.

Niejaki Malfoy zaczepił go na korytarzu, żądając, aby się opamiętał i uspokoił, bo w tym tempie stracą punkty szybciej, niż je zdobędą. Oczywiście, jakby chłopak przejmował się czymś tak przyziemnym jak punkty.

Malfoy wykpił się ucieczką z pola bitwy, ale jego dwa osiłki wylądowały w skrzydle szpitalnym. Nie chciałabym się znaleźć po tej niebezpiecznej stronie różdżki, gdy Potter wyzwala magię swojego rodu. To musi piekielnie boleć. Ludzka magia jest taka bezradna wobec potęgi piekieł. Jestem ciekawa, kiedy ten mały opanował czary ludzi? Nie pamiętam, by uczył się ich u poprzednich opiekunów. Chyba, że nauczył się ich przez te kilka dni wolności. Czytał coś wieczorami w tamtej tawernie na magicznej ulicy, gdzie spał, zanim wsiadł do pociągu.

Szlaban. Bezpodstawne użycie czarów pierwszego stopnia na innym uczniu. Bezpodstawne? Też coś! Jeśli oni tego typu zaklęć używają jako pierwszy stopień, a Harry zrobił dzięki nim taki bałagan w lochach, to boję się, co będzie, jak pozna wyższe poziomy.

Wszyscy dziwili się mocy zaklęcia, ale tylko jakieś szepty wśród nauczycieli dawały tak naprawdę do myślenia. Oczywiście wszystkim prócz mnie. Ja znałam powód tej siły. Moce piekielne.

Po kolacji Snape wezwał Pottera na dywanik.

Co to była za rozmowa. Widać, kto rządzi!

— Potter! Co to ma znaczyć? To, że twoi poprzedni opiekunowie pozwalali ci na takie wybryki, nie znaczy, że ja pozwolę. Od dziś będziesz mieć nałożone zaklęcie monitorujące. Każdy twój wyskok będzie natychmiast pojawiał się u mnie. Nie myśl, że takie zachowanie nie zostanie odpowiednio potraktowane. — Mężczyzna nawet nie podniósł głosu, a mnie wszystkie włoski stanęły dęba. — Zrozumieliśmy się, panie Potter? Znałem wystarczająco dobrze twojego ojca, by wiedzieć, do czego jesteś zdolny. On nie grzeszył inteligencją i jak widzę, ty także nie.

Chłopak nie odezwał się ani słowem, ale nie było to spowodowane szokiem czy strachem. Czułam, jak jego magia szaleje. Był wściekły.

Podniósł się powoli z krzesła, które profesor nakazał mu zająć zaraz po wejściu do gabinetu. Stanął przed nauczycielem, choć musiał sporo podnosić głowę, by spojrzeć mu w oczy, i wysyczał:

— Mam gdzieś, czy znał pan mojego ojca i jaki on był. Nie jestem nim, a skoro nawet wy, dorośli, jesteście ślepi, że nie widzicie tego, co się dzieje naprawdę, to ja nie mam zamiaru was uświadamiać. Zostałem sprowokowany i się broniłem. Mówiłem to wcześniej i nikt nawet nie sprawdził, czy mówię prawdę, tylko od razu przyjęto, że to moja wina. Dziękuję za taką sprawiedliwość. Proszę wyznaczyć mi karę, chcę wrócić do swojego dormitorium, tam przynajmniej nikt się mnie nie czepia.

Severus tylko patrzył na zacietrzewionego chłopca. Kącik jego ust drgnął wręcz niezauważalnie.

— Dobrze, Potter. Twoją karą będzie przyprowadzenie do mnie głównego sprawcy tego zdarzenia. Chciałbym z nim przedyskutować kilka ważnych spraw.

Chłopaka chyba zamurowało. Najwyraźniej nie tego spodziewał się po takiej przemowie.

— Wierzy mi pan? Dlaczego? — zdziwił się.

— Mam swoje powody, panie Potter. Za dobrze znam poczynania dziedzica Malfoyów, żeby nie wziąć pod uwagę twoich słów. On zdaje się być zazdrosny o twoją sławę.

— Nie chciałem jej — mruknął cicho Harry.

— Tego mogę się domyślać. Nie wydajesz się być dzieckiem, którego cieszy śmierć rodziców. A teraz bądź łaskaw wykonać polecenie i przyprowadź tu Draco.

— Dobrze, proszę pana.

Och! Czy tylko ja zauważyłam, że zrobiło się jakoś tak słodko? Nie spodziewałam się czegoś takiego po tym mężczyźnie. Jest sprawiedliwy, nie wyciąga pochopnych wniosków, nie poznawszy najpierw faktów.

Potter też był mocno zszokowany, ale jak na jedenastoletnie dziecko szybko się opamiętał. Jestem ciekawa, kto go tego nauczył albo jaka sytuacja się do tego przyczyniła.